Polska - Brazylia 0:3. Polacy na mistrzowskich torturach

Polscy siatkarze nie tylko broniącej tytułu Brazylii nie pokonali. Zostali zestrzeleni z boiska, ich bezbronność budziła współczucie. By zachować szansę na pozostanie w mistrzostwach świata, muszą w piątek pokonać Bułgarię. Najlepiej wysoko. Relacja na Zczuba i na żywo w Sport.pl od godz. 17.

Było jak przed czterema laty w tokijskim finale poprzedniego mundialu. Wtedy zachwycający kosmiczną - jak się przyjęło mówić - siatkówką Brazylijczycy również wtargnęli na boisko z siłą huraganu, by wziąć złoto gwałtem i w mgnieniu oka. Przykro było patrzeć na bezradność polskich siatkarzy, ale smutny widok osładzała świadomość, że za chwilę tortury się skończą i na ich szyjach zawisną srebrne medale.

W czwartek "Canarinhos" znów zamienili halę w salę tortur, a ponieważ przez trzy sety znęcali się nad rywalami bez wytchnienia, polska klęska może mieć poważniejsze skutki. Może nadzieje na podium ostatecznie zniweczyć.

A przecież Polacy poczuli szansę, by wreszcie dopaść przeciwnika, który nie zna litości, gnębiąc ich przy każdej okazji od 2002 r. Przez te lata biało-czerwonym zdarzało się bić - rzadziej lub częściej - całą czołówkę światową, ale na Brazylię sposobu nie znaleźli nigdy. Ba, w meczu o stawkę nigdy nie zdołali przetrwać nawet do tie-breaka!

Kurek: Brazylijczycy złamali nas psychicznie, ale nadal jesteśmy w turnieju

 

Wreszcie miało być inaczej, bo ludzie Daniela Castellaniego mknęli we Włoszech od zwycięstwa do zwycięstwa z głębokim przekonaniem, iż przyjechali na turniej doskonale przygotowani. A "Canarinhos" lekko sfrunęli z kosmicznych wysokości i coraz częściej grają jak zwykli śmiertelnicy. Nękają ich też kłopoty kadrowe, na mundialu przed chwilą przegrali - z Kubą.

Obecny w Ankonie Andrea Zorzi nie chciał wierzyć w ich kryzys. Przed meczem wypalił, że jego zdaniem po poniedziałkowej porażce szanse Brazylii na złoto znacząco wzrosły. Dwukrotny mistrz świata z lat 90. utrzymywał, że wpadka da "Canarinhos" niesłychanego kopa, że brazylijska gorycz po niepowodzeniu błyskawicznie zamienia się w rozsadzającą ich energię, dzięki której wznoszą nad siatkę jeszcze wyżej. A już poziom meczu Brazylia - Kuba uznał za podniebny.

Stary mistrz się nie mylił, od pierwszej akcji zdawało się, że poczucie zagrożenia wyostrzyło Brazylijczykom zmysły. W inauguracyjnym secie wykonywali gesty niemal wyłącznie perfekcyjne. Wygrali go do 16.

Plan Polaków zakładał, że spróbują szybko kilka razy zablokować atakującego Leandro Vissotto, żeby go zniechęcić i zmusić Brazylię do bardziej przewidywalnej gry w ofensywie. Trzeba było skrępować ich ruchy, zanim się rozpędzą, a potem skupić się na skrzydłowych Dantem oraz Murilo. Plan wziął w łeb już w pierwszej akcji. I w drugiej. A potem nie działał przez cały set. Na ziemię błyskawicznie sprowadził Polaków właśnie Vissotto, a przygniótł do niej Endres Murilo. Ten ostatni, pasowany na następcę Giby, uwijał się w każdej roli - najpierw przyłożył asem Bartoszowi Kurkowi, potem zbijał jak natchniony.

Kurek jako jedyny dostał pozwolenie, by w polu serwisowym zawsze podejmować pełne ryzyko. Brazylia jest odporna na zagrywki lekkie, szybujące, więc siatkarz wymachujący w naszej reprezentacji ramieniem największego kalibru miał ją ugodzić agresywną zagrywką. Niestety, albo nie wkładał w uderzenie piłki całej siły, albo nie trafiał w boisko.

Błyskawicznie przygasł, jak niemal cała drużyna. Źle przyjmująca, zbijająca z lękiem w oczach i ruchach. Brazylijczycy też plan przygotowali prosty. Chcieli wyeliminować przede wszystkim Kurka. Po niemal każdym ich serwisie piłka mknęła w jego kierunku, więc trener Daniel Castellani na drugą partię już go nie wypuścił.

I to już był koniec. Rywale rzucili wszystkie siły na zatrzymanie blokiem Piotra Gruszki, jedynego, który rzucił im w czwartek wyzwanie. I choć zeszli nieco z perfekcyjnego poziomu zaprezentowanego w inauguracyjnym partii, a Polacy ratowali się okresami dobrej gry w obronie, to klęska z każdą upływającą minutą wydawała się bardziej nieuchronna. Powrót Kurka też nie pomógł.

Co gorsza, nasi siatkarze przegrywali sety wysoko. To sprawia, że jeśli chcą awansować do następnej rundy, w piątek może im nie wystarczyć zwyczajne wygranie z Bułgarią. Najlepiej ją znokautować - by uzbierać mnóstwo małych punktów - albo liczyć, że bałkańską drużynę pobije w sobotę Brazylia.

Mistrzowie świata oczywiście są faworytami, można co najwyżej wątpić, czy wystarczy im motywacji, by pełnię energii wkładać w każdy serwis, blok, zbicie. To już nie będzie Brazylia z wczoraj - ranna, czująca zagrożenie. Ta, o której trener Castellani mówił - śmiertelnie niebezpieczna staje się wtedy, gdy wszyscy sądzą, że jest martwa. Ta, która na prestiżowych imprezach - to też nadzieja Polaków - przegrywa najwyżej raz.

Bartman: wyrzucamy z głów Brazylię, trzeba wygrać z Bułgarią!

 

Polska - Brazylia 0:3 - strona meczu >

Polska:
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.