MŚ siatkarzy 2014. Drzyzga: Jesteśmy wypluci

- Nigdy w życiu nie byłem tak bardzo zmęczony emocjonalnie - mówi w rozmowie ze Sport.pl Fabian Drzyzga. 24-latek, który pod wodzą Stephane'a Antigi stał się pierwszym rozgrywającym reprezentacji Polski, żałuje, że karierę w niej kończy Paweł Zagumny. I przyznaje, że kilka miesięcy temu brałby w ciemno brązowy medal mistrzostw świata.

Łukasz Jachimiak: 13 meczów rozegranych w 23 dni, a w większości z nich ty w roli mózgu drużyny. Twój pierwszy wielki turniej w takiej roli i od razu złoty medal. Jak na gorąco podsumujesz mistrzostwa świata?

Fabian Drzyzga: Bardzo trudny turniej, nieprzespane noce, ogromny stres, wielokrotne myślenie o tym, że jeden przegrany mecz może nas wyrzucić z walki o medal. Kryzysów było bardzo dużo. Wytrzymaliśmy do samego końca, ale nigdy w życiu nie byłem tak bardzo zmęczony emocjonalnie jak teraz.

Masz trochę dość siatkówki?

- Trochę tak. Dla kibiców to był prawie miesiąc siatkówki, a dla nas miesiąc wyjęty z życia. Strasznie się to przeżywa. Nie tylko graliśmy mecze. My się męczyliśmy dniami i nocami. W tym przypadku mogę powiedzieć za cały zespół - psychicznie jesteśmy wypluci.

W pierwszej rundzie mistrzostw, we Wrocławiu, w rozmowie ze Sport.pl nie mogłeś się nachwalić Pawła Zagumnego, który był wtedy pierwszym rozgrywającym. Później go zastąpiłeś, w sumie przez cały turniej świetnie się uzupełnialiście. Może spróbuj go przekonać, żeby zmienił zdanie i został z drużyną do igrzysk w Rio de Janeiro za dwa lata?

- Bardzo chętnie spróbuję, ale Paweł wie doskonale, co chce zrobić. Pewnie zdania już nie zmieni, choć bardzo bym się ucieszył, gdyby to zrobił. Chciałbym z nim pograć jeszcze przez kilka lat. Takiej współpracy jak z nim z nikim jeszcze nie miałem. Wielkie brawa dla niego za to, co zrobił w finale. Zmienił mnie w drugim secie i zaraz po tym jak wszedł, pociągnął drużynę do zwycięstwa.

Z Brazylią zagraliście w tym sezonie sześć razy, a wygraliście czterokrotnie, w tym oba mecze na mistrzostwach. To najlepszy dowód waszej klasy?

- Skoro oni czwarty raz z rzędu zagrali o złoty medal mistrzostw świata, a my nie daliśmy im go zdobyć po raz czwarty z rzędu, to tak. Widać, że mają nas dość. Bolało ich, że w tym turnieju pokonali wszystkich poza nami. W Łodzi, w trzeciej rundzie, wygraliśmy z nimi 3:2 po bardzo nerwowym meczu. W finale w Katowicach przełom przyszedł w drugim secie. Co prawda roztrwoniliśmy w nim dużą przewagę [ze stanu 17:11 zrobiło się 17:17], ale po pierwszej partii przegranej do 18, wychodząc na to wysokie prowadzenie, przekonaliśmy się, że można z nimi grać na naszych warunkach. Chociaż nas doszli, to ich złamaliśmy. W trzecim secie byłem już spokojny, że wygramy. Cały czas byliśmy z przodu, oni próbowali gonić, a my nie dawaliśmy się złapać.

Zaraz po finale decyzję o zakończeniu reprezentacyjnej kariery ogłosił Mariusz Wlazły. Wiedzieliście, że to zrobi?

- Ja nie wiedziałem. Każdy ma swoje życie, swoje przemyślenia. Cieszę się razem z Mariuszem, że został MVP tego turnieju. Wielkiego gratulacje dla niego.

Wlazły, Zagumny i Krzysztof Ignaczak złotem się żegnają, ty złotem na dobre witasz się z reprezentacją. Masz dopiero 24 lata, pewnie przed turniejem brałbyś w ciemno jakikolwiek medal?

- Gdyby w maju [wtedy kadra Stephane'a Antigi rozegrała swój pierwszy mecz] ktoś mnie zapytał, czy biorę srebro albo brąz polskich mistrzostw, to brałbym bez chwili zastanowienia. Dla mnie, dla nas wszystkich każdy medal byłby wielkim sukcesem. Wszyscy mówili, że faworytami będą Brazylijczycy, Rosjanie, Włosi, Amerykanie. Nas nie wymieniano. Naprawdę brąz brałbym w ciemno. To, co się wydarzyło, jest niesamowite. I mam nadzieję, że jeszcze wiele takich chwil przede mną.

Zobacz wideo
Więcej o:
Copyright © Agora SA