Polska - Niemcy 3:1. Polska zagra z Brazylią o złoty medal!

Po niespodziewanie dramatycznym półfinale mistrzostw świata Polska pokonała Niemcy i w niedzielny wieczór zagra z Brazylią o złoty medal. Początek meczu o 20.25. Relacja Z Czuba i na żywo na Sport.pl.

Którym siatkarzem reprezentacji Polski jesteś? Sprawdź! [PSYCHOTEST]

Mecz o finał Polska mogła przegrać tylko w jeden sposób - na własne życzenie. Bo jako drużyna jest dużo lepsza od Niemiec. Chyba jednak nasi siatkarze postanowili dać kibicom trochę emocji, bo każdy z setów był horrorem. Niemcy to teoretycznie najsłabszy z trzech ostatnich przeciwników. W składzie mają jedną gwiazdę i kilku przeciętnych zawodników. Przeciętnych nawet jak na warunki PlusLigi, bo Lukas Kampa czy Dirk Westphal będą w nowym sezonie grać w zespołach, które o medalach mogą tylko pomarzyć, czyli Czarnych Radom czy Lotosie Treflu Gdańsk. Jedynym zawodnikiem, którego naprawdę powinniśmy się bać, jest Georg Grozer.

Być może dlatego niemieccy zawodnicy zaczęli spotkanie na zdecydowanie większym luzie niż Polacy. Bo nie mogło ich spotkać nic gorszego niż porażka z faworytem, jaką była nasza drużyna. Oni i tak sprawili niespodziankę, dochodząc do półfinału. Zanim nasi siatkarze dobrze się rozgrzali, z prowadzenia 2:0 zrobiło się 4:8. Pognębił nas zagrywką Max Günthör, Grozer dołożył petardę w boczną linię, przy której bezradny był nawet Michał Winiarski.

Polacy nie radzili sobie z flotem, bo przy kolejnej rotacji znów straciliśmy punkty. Za to strzał Grozera z rekordową prędkością 131 km/h niezawodny Zatorski przyjął idealnie. Nasza drużyna długo nie mogła jednak osiągnąć przewagi. Brakowało niewiele: albo piłka przeszła przez potrójny blok, albo ktoś zaatakował w aut, albo źle zaserwował. Prowadzenie odzyskaliśmy po trzech kapitalnych zagrywkach Winiarskiego (20:18). Pomogli nam rywale, którzy zaczęli się mylić. Najpierw Günthör źle trafił w piłkę i wyleciała ona za boisko, a po chwili Niemcy dotknęli siatki. Przy wyniku 24:24 popisał się Zatorski, przyjmując kolejną bombę Grozera... klatką piersiową, a prowadzenie w meczu dał Polsce Michał Kubiak, przepychając piłkę przez blok.

Polacy grali co najwyżej przeciętnie, a biorąc pod uwagę dwa pierwsze sety spotkania z Rosją czy Iranem, wręcz słabo. Największe problemy mieliśmy w ataku, choć nie zawsze z winy atakujących. Nerwowość udzieliła się wszystkim, łącznie z uosobieniem spokoju, jakim jest zazwyczaj Mariusz Wlazły. Inna sprawa, że rywale naprawdę wznosili się na wyżyny. I to nie Grozer, bo on nie pokazywał swoich ogromnych możliwości, ale jego koledzy, jak Christian Fromm czy Denys Kaliberda. Ten pierwszy trafiał nawet w najmniejsze dziury w bloku. Pytanie było tylko jedno: jak długo maksymalne ryzyko będzie przynosić efekty?

Liczenie tylko na Grozera mogło przynieść efekty ze słabym Iranem, ale nawet na średnio grającą Polskę nie wystarczało. Gdy niemiecki atleta dostał kilka siatkarskich czap, widać było jak schodzi z niego powietrze. W drugim secie Piotr Nowakowski postanowił udowodnić Günthörowi, że nie tylko on potrafi nękać flotem. Po jego serwach niemiecki rozgrywający posyłał piłkę tam, gdzie czekali nasi blokujący. Chcąc uniknąć upokarzającej czapy, wybierali trudne kierunki, a kończyło się to autami.

Różnica między obiema drużynami polegała też na tym, że Polacy grali z głową, a Niemcy mięśniami. Grozer w 99 proc. zbić używał całej mocy. Gdy nie ominął bloku, piłka wracała na ziemię szybciej od niego. W połowie drugiej partii nasi rywale byli już w drodze do szatni na dziesięciominutową przerwę, bo przegrywali już 10:17. Zawrócili ich jednak Polacy, którzy po wyjeździe z Wrocławia najwyraźniej nie lubią już łatwych zwycięstw. Już prawie był remis, ponieważ po kolejnej źle przyjętej zagrywce piłka leciała w trybuny. Wlazły podbił ją piłkarską przewrotką, a nasz ciemiężyciel Günthör bezmyślnie przełożył rękę na naszą stronę i uciekliśmy spod topora, by po chwili cieszyć się z prowadzenia 2:0.

Na usprawiedliwienie naszych siatkarzy trzeba przypomnieć, że z podstawowej siódemki, a wliczając zmienników, dziewiątki tylko Wlazły, Winiarski i Zagumny grali w spotkaniu o tak ogromną stawkę. Rywale zaś chwilami wznosili się na wyżyny swoich możliwości, a nawet ponad nie. Zwłaszcza w zagrywce, którą odrabiali nawet kilkupunktowe straty. Tak było w drugim i trzecim secie. Polacy serwowali gorzej, być może dlatego, że pierwszy raz w tych mistrzostwach grali w Spodku. Niemcy po raz 12.! W trzecim secie to oni lepiej wytrzymali końcówkę i przedłużyli szansę. Pomogła im zmiana atakującego na Johena Schöpsa. I nie zamierzali na tym poprzestać, zwłaszcza, że utrzymywali trudną zagrywkę.

Już wydawało się, że mecz jest pod kontrolą, gdy po serwach Wlazłego wyszliśmy na prowadzenie 13:10. Lecz dla odmiany nie potrafiliśmy przyjąć zagrywek Fromma i znów był remis. Polacy potrafili jednak jeszcze raz się zmobilizować. Wlazły biegał po boisku, poklepując i motywując kolegów, a flegmatyczny Piotr Nowakowski po udanym ataku wydał zwycięski okrzyk. Znów mieliśmy trzy punkty przewagi, a czwarty dodał zagrywką niezawodny Wlazły (23:19). Później stanął nawet do przyjęcia serwu Fromma i jak przystało na naszą gwiazdę - zakończył mecz atakiem. Po nim rozległo się zbiorowe "Dziękujemy", bo nie sztuką jest wygrać, gdy wszystko się układa. Ważniejsze są sukcesy, kiedy idzie pod górkę. Ale Polacy to wielka drużyna, która potrafi sobie radzić w najtrudniejszych sytuacjach. Teraz czas na Brazylię, czyli rywala, którego mamy już na rozkładzie.

Zobacz wideo

Siatkarskie mistrzostwa świata potrwają do 21 września. W niedzielę o 20.15 w wielkim finale Polacy zagrają z Brazylią.

"Kat". Biografia Huberta Wagnera

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.