Mariusz Wlazły: Cieszę się, że kolejnym zwycięstwem za trzy punkty zakończyliśmy pierwszą fazę mistrzostw. Nie było łatwo wygrać bez straty seta, momentami Argentyna sprawiała nam spore problemy, ale w końcu w każdej partii dawaliśmy radę przełamywać rywali. Cieszę się, że coś od siebie dałem, że się do tego przyczyniłem.
- Mogło być lepiej, ale bardzo ciężko walczyło się z Argentyńczykami na siatce.
- Co ja mam powiedzieć?
- Sam nie wiem. Generalnie na zagrywce podejmuje się największe ryzyko i różnie bywa. Cieszę się, że tym razem to ryzyko się opłaciło, że albo bezpośrednio przynosiło punkty, albo dawało nam możliwość wyprowadzania kontrataków.
- Na treningu zaserwowałem kiedyś 128 km/h. Może kiedyś taka zagrywka wyjdzie mi też w meczu. Chyba właśnie 128 km/h w PlusLidze zaserwował swego czasu Georg Grozer [grał w Resovii]. Jeszcze tak mocno jak on w meczach nie zagrywam.
- Na pewno nie. Będziemy się koncentrować na każdym z tych przeciwników, nie będziemy liczyć punktów. I na razie nie chcę jeszcze o tych meczach rozmawiać, bo za mało wiem o rywalach. Nie analizowaliśmy ich.
- Raul zawsze był optymistą (śmiech). Na pewno cieszą nas dobre opinie. Ale pamiętajmy, że w czterech najbliższych meczach zagramy z takimi zespołami, które z każdym mogą wygrać, czyli z nami też.
- Jedno i drugie, czyli boli i profilaktyka. Mam tak rozwalone stawy, że lepiej, abym zawsze to miał na nodze. Noga musi być stabilna, ja muszę się czuć bezpiecznie. Niby nie muszę w tym grać, ale lekarze powiedzieli, że lepiej by było, więc stosuję się do zaleceń.