Polacy zrobili swoje, zagrali kolejny dobry mecz i zgarnęli trzy punkty. Tym samym zostali samodzielnym liderem grupy A, bowiem zespoły, które wygrywały w pierwszej kolejce, we wtorek przegrywały. Australia trafiła na Polaków, dlatego zaliczyła porażkę. Przegrali jednak też Argentyńczycy, których 3:1 pokonała Serbia. Po laniu, jakie Serbowie dostali od biało-czerwonych w meczu otwarcia mistrzostw na Stadionie Narodowym, podopieczni Igora Kolakovicia odrodzili się. - Pokazaliśmy charakter. Jestem nawet trochę zaskoczony, że graliśmy z taką energią, bo nie pokazaliśmy tego w meczu z Polską. Mam nadzieję, że tak jak dzisiaj będziemy grać do końca turnieju - powiedział Dragan Stanković, kapitan Serbii, którą do wygranej poprowadził Aleksandar Atanasijević. Ten długo nie mógł wejść w mecz, w pierwszych setach grał słabo, ale gdy się rozkręcił, to rywale nie mogli znaleźć na niego sposobu.
Taki sam wynik padł w pojedynku outsiderów grupy A, czyli Wenezueli i Kamerunu. Jeśli jedna z tych drużyn awansuje do kolejnej rundy, będzie to spora niespodzianka. Na razie bliżej tego są Wenezuelczycy, którzy wygrali 3:1. - Tak naprawdę teraz dopiero zaczął się dla nas ten turniej. Chcemy, żeby ta podróż w mistrzostwach świata trwała jak najdłużej - mówił Kervin Pinuera, kapitan Wenezueli. - Graliśmy lepiej niż w pierwszym meczu, ale znów byliśmy gorsi od rywali. Nie możemy zapanować nad naszymi nerwami, tracimy głowy - żałował niemiecki trener Kamerunu Peter Nonnebroich.
Zdecydowanie więcej emocji było w grupie D, z której cztery najlepsze zespoły będą rywalami Polaków w kolejnej fazie mistrzostw świata. Może poza meczem Belgów z Portoryko, które ci pierwsi wygrali bez większych problemów 3:0. Belgowie zostają więc wciąż w walce o kolejną fazę, a Portoryko raczej nie wydźwignie się z ostatniego miejsca w tabeli. - Zawiedliśmy w każdym elemencie. Byliśmy bezradni wobec Belgii, która pokazała się z bardzo dobrej strony - kręcił głową Hector Soto, kapitan reprezentacji Portoryko. - Pokazaliśmy świetną siatkówkę. Emocje już opadły i nie byliśmy tak zdenerwowani jak w pierwszym meczu - dodał Frank Depestele, kapitan Belgów.
Sporo emocji było w pojedynkach Iran - USA i Francja - Włochy. Ten drugi mecz w Kraków Arenie oglądało ponad 11 tys. kibiców, co jest kolejnym rekordem mistrzostw świata. Bo przecież w tej hali nie grają gospodarze turnieju, czyli Polacy. Ale ten, kto przyszedł do Areny Kraków, mógł czuć się usatysfakcjonowany, bowiem zobaczył kawał dobrej siatkówki.
Dwa tie-breaki w tej grupie mogą być zresztą na rękę Polakom, którzy w drugiej rundzie zmierzą się z najlepszą czwórką z grupy D. Wyniki pomiędzy najlepszymi zespołami zabierane są do kolejnego etapu, a każda z reprezentacji traci tu punkty.
Dwa tym razem stracili Amerykanie, choć mogło być gorzej. Ekipa USA przegrywała już 0:2, ale zdołała odwrócić losy meczu. Wystarczyło, że na przyjęcie z ataku przeszedł Matt Anderson, a gra podopiecznych Johna Sperawa poprawiła się znacznie. Anderson zresztą, wspólnie z Taylorem Sanderem, zdobył łącznie 51 punktów, ze 107 wywalczonych przez Amerykanów. I chyba brak odpowiedniego wsparcia u kolegów spowodował, że musieli oni gonić wynik. - Jestem dumny ze swoich zawodników, że potrafili się podnieść, przegrywając 0:2 - mówił później Speraw.
O tym, kto wygra, zadecydować musiał tie-break, który skończył się dopiero przy stanie 17:15 dla Iranu. Skończył awanturą. Sędziowie po ataku Andersona pokazali piłkę w aucie, choć Amerykanie reklamowali dotknięcie bloku. - Piłka powinna być dla USA - mówił na konferencji prasowej Slobodan Kovac, trener Iranu. Irańczycy mają już na rozkładzie Amerykanów oraz Włochów i wyrastają na czarnego konia imprezy, bo przed nimi teoretycznie łatwiejsze mecze w grupie.
Podobną pogoń jak Amerykanie urządzili sobie Włosi, którzy po porażce na inaugurację z Iranem stanęli pod ścianą. A gdy po dwóch setach przegrywali już 0:2 z Francuzami, marzenia o walce o medale wydawały się bardzo odległe. Druga porażka nie pozwoliłaby im już na żadne potknięcie, chcąc zagrać w trzeciej rundzie turnieju.
Trener Mauro Berruto posłał jednak do boju drugiego rozgrywającego, Michała Baranowicza, a ten tak dowodził kolegami, że ci nie tylko odrobili straty, ale też wygrali całe spotkanie. Inna rzecz, że dobrze grający na początku Francuzi nagle stanęli. I skomplikowali sobie sytuację w grupie.
W tym momencie o awans dalej walczyć będzie w tej grupie pięć zespołów, ale każdy z nich ma już na koncie mniejsze lub większe potknięcie. Z wyjątkiem oczywiście Iranu. Ale nawet oni do kolejnej rundy nie przystąpią najprawdopodobniej z kompletem punktów (jeśli awansują też Amerykanie). A to już na starcie drugiego etapu rozgrywek może dać pewien handicap Polakom, o ile ci wygrają w niedzielę z Argentyną, bo najprawdopodobniej ten zespół także zagra w kolejnej rundzie, a więc wynik z meczu z nimi pójdzie za biało-czerwonymi.