MŚ siatkarzy. Wlazły: Boję się Stadionu Narodowego

Siatkówka się zmieniła, w światowej czołówce jest coraz więcej zespołów. O medal będzie dużo trudniej niż cztery lata temu - mówi lider reprezentacji Mariusz Wlazły przed startującymi w sobotę mistrzostwami świata. Relacja Z Czuba i na żywo z meczu Polska - Serbia w sport.pl od 20.15.

Serwis siatkówka na Sport.pl i interaktywny kalendarz ?

Jarosław Bińczyk: Emocje was nie sparaliżują, jak to się dość często zdarza w polskiej siatkówce?

Mariusz Wlazły: Ważne, by adrenalina wywołana wielką imprezą przełożyła się pozytywnie na naszą grę. Żeby nas wzmocniła. Mogę mówić tylko za siebie, bo nie wiem, jak zachowają się koledzy. Mam jednak nadzieję, że ta dodatkowa motywacja doda mi sił.

Stéphane Antiga twierdzi, że tylko medal będzie sukcesem.

- Ja nie myślę o tym, co będzie sukcesem, a co porażką. Nie można kalkulować, ale trzeba się koncentrować na każdym następnym przeciwniku. Jeśli się na tym skupimy, możemy osiągnąć sukces. Wiele zależy od inauguracji. Jeśli wygramy z Serbią, będzie łatwiej w kolejnych meczach.

Dwa tygodnie temu wydawało się, że może pana zabraknąć. Skręcenie stawu skokowego na Memoriale Huberta Wagnera wyglądało bardzo groźnie.

- Na szczęście skończyło się dobrze, choć na początku ból był tak duży, że myślałem, że złamałem nogę.

Słyszałem jednak opinie, że Wlazły zachował się jak dobry aktor, bo uraz nie był groźny.

- Lekarze stwierdzili, że to cud, że skończyło się tylko na niewielkim urazie. Według nich przy takim skręceniu w 99 na 100 przypadków kończy się co najmniej rozerwaniem torebki stawowej i długą przerwą. U mnie doszło tylko do naciągnięcia więzadeł, dlatego już we wtorek [Wlazły doznał kontuzji w sobotę] mogłem chodzić, choć z trudem. A w piątek skakałem, chociaż na początku z dużym trudem.

Którym siatkarzem reprezentacji Polski jesteś? Sprawdź! [PSYCHOTEST]

Noga już nie boli?

- Coraz mniej, a poza tym przyzwyczaiłem się do bólu.

W PGE Skrze mówią, że dzięki kilkudniowej przerwie szybciej odzyska pan świeżość i wysoką formę.

- Nie wiem, w jakiej jestem formie, bo zagrałem tylko w jednym sparingu z Kanadą. Wcześniej bardzo ciężko trenowaliśmy, dlatego trudno było ocenić naszą dyspozycję. Teraz odzyskujemy świeżość, co widać już na treningach. Wszystko okaże się jutro.

No właśnie, w pierwszym meczu grupowym zmierzycie się z najgroźniejszym rywalem. Na dodatek na stadionie. Wszyscy się go boją, pan też?

- To dla wszystkich wielka niewiadoma, bo nie ma tam normalnych punktów odniesienia.

Wciąż słyszymy o tajemniczych punktach odniesienia, które potrzebne są przyjmującym. Pana, atakującego reprezentacji, to nie dotyczy.

- Dla mnie to też będzie problem.

Co to są te punkty odniesienia?

- W halach bliżej są trybuny, jest sufit, czyli są jakieś charakterystyczne miejsca. Na stadionie będzie trudniej. Mnie też potrzeba takich punktów, choćby po to, by dobrze podrzucać piłkę do zagrywki. Nie wiem, jak będzie na Narodowym, dlatego jak wszyscy mam obawy. Z pewnością pomogą nam kibice. Przy dopingu gra się znacznie łatwiej.

Na szczęście Serbowie są w podobnej sytuacji. Ale wrócę do poprzedniego pytania: może lepiej byłoby się zmierzyć z Kamerunem, teoretycznie najsłabszym w grupie? Antiga mówi, że na inaugurację chciał Serbii. A pan?

- W takim turnieju nawet słabsze zespoły potrafią sprawić niespodziankę, jak Kamerun cztery lata temu [pokonał w grupie Australię]. Jeśli wygramy z Serbią, to wszyscy powiedzą, że to był dobry wybór. Jeśli nie, będzie gorzej.

To pana trzecie mistrzostwa świata. W pierwszych został pan najlepszym atakującym, drugie były zupełnie nieudane.

- Na mistrzostwach we Włoszech czułem, że jestem bez formy.

A teraz co pan czuje?

- W meczach, w których mogłem się sprawdzić, nie zagrałem z powodu kontuzji. O mojej formie przekonamy się jutro wieczorem, kiedy zmierzymy się z Serbią. Mam nadzieję, że będzie dobra.

Ostatnio usłyszałem, że jeśli Wlazły zagra tak jak w finałach PlusLigi, to Polska będzie kandydatem do medalu.

- Przed finałami PlusLigi przez kilka miesięcy graliśmy w jednym składzie. Nie zawsze z dobrym skutkiem, bo miałem też bardzo złe mecze. Teraz czasu było mniej, drużyna też jest inna.

Czy udało się zgrać z rozgrywającymi? Przestawili się już z gry szybkiej na błyskawiczną?

- Na pewno nie jak z Nicolasem Uriartem w Skrze, ale i tak lepiej niż na początku przygotowań. Też musiałem się przestawić i trochę wolniej niż w klubie wyskakiwać do ataku. To było trudne, bo pewne rzeczy robi się odruchowo.

Pod nieobecność Bartosza Kurka został pan liderem reprezentacji.

- Nie czuję się nim. Na boisku jest sześciu zawodników i każdy może być liderem. Jak już kiedyś powiedziałem, mogę w mistrzostwach oddać miejsce w składzie Dawidowi Konarskiemu, wejść na boisko na jedną akcję i zdobyć punkt. Ten ostatni, dający nam medal.

W każdym meczu sparingowym na boisko wychodziła inna szóstka. Czy jest coś takiego jak podstawowy skład?

- Taka była decyzja trenerów. Nie wiem, dlaczego tak robili. Może mieli jakiś cel? Ja nie wiem jaki.

Po erze trenerów argentyńskich, wzorujących się na włoskiej siatkówce, i Włocha Anastasiego reprezentację przejęli Francuzi. Jak zmieniła się jej gra?

- Nie wiem, jak było przez ostatnie cztery lata, bo nie grałem w reprezentacji (śmiech ). Na pewno teraz jest inaczej, choćby przez to, że więcej czasu poświęcamy na obronę. I chyba nieźle to wychodzi. Ja zmieniłem nieco sposób serwowania. Zagrywam trochę inaczej niż w klubie, gdzie przez cały czas ryzykowałem, nawet kosztem popsucia kilku serwów. Teraz staram się popełniać mniej błędów, żeby umożliwić ustawianie bloku.

W długich turniejach często zdarza się, że opłaca się przegrać, by później uniknąć trudniejszego rywala. Tak było cztery lata temu, gdy porażka pozwalała ominąć Brazylię. Później w mistrzostwach Europy w 2011 roku podłożyliśmy się Słowacji, by nie wpaść w ćwierćfinale na Rosję. Jak zachowa się pan, gdy staniemy przed takim dylematem w MŚ?

- Nie myślę o tym, ale nie po to zawodnik przygotowuje się do imprezy, by specjalnie przegrywać mecze. Ja zawsze gram o zwycięstwo i nie chciałbym nigdy stanąć przed takim dylematem. Mam nadzieję, że do tego nie dojdzie.

Nie chce pan powiedzieć, na co stać Polskę. A kogo uważa pan za faworytów?

- Siatkówka się zmieniła, bo w światowej czołówce jest coraz więcej zespołów. Wcześniej liczyły się Brazylia, Rosja, USA, Serbia, Kuba, czasami Włosi. Teraz tych drużyn jest zdecydowanie więcej, bo doszli Niemcy, Bułgarzy, a w Lidze Światowej świetnie wypadł Iran. Chiny też zaprezentują się lepiej niż na Memoriale Wagnera. O medal będzie dużo trudniej niż cztery lata temu.

Siatkarskie mistrzostwa świata zaczynają się 30 sierpnia od meczu Polska - Serbia na Stadionie Narodowym i potrwają do 21 września. Grupowymi rywalami Polaków oprócz Serbów są siatkarze z Australii (2.09), Wenezueli (4.09), Kamerunu (6.09) i Argentyny (7.09).

Więcej o:
Copyright © Agora SA