Taras Romanczuk pochodzi z ukraińskiego miasta Kovel, ale od 2013 roku gra i mieszka w Polsce. Romanczuk od 2014 roku jest piłkarzem Jagiellonii Białystok, dla której zagrał już ponad 280 spotkań i zaliczył 31 bramek oraz 16 asyst. Romanczuk dostał też szansę debiutu w reprezentacji Polski w meczu towarzyskim z Koreą Południową (3:2), który odbył się 27 marca 2018 roku. Wtedy selekcjonerem Polaków był jeszcze Adam Nawałka.
Taras Romanczuk rozmawiał z "Przeglądem Sportowym" na temat wojny w Ukrainie. Pomocnik Jagiellonii opowiedział, jak wyglądała sytuacja jego rodziny po wybuchu wojny. - Była chyba 6 rano, gdy zadzwonili rodzice, mieszkający w Kowlu, kilkadziesiąt kilometrów od granicy z Polską. Wszyscy byliśmy przerażeni, podczas rozmowy ciągle słyszałem syreny alarmowe. Najbardziej bałem się o rodzinę w tych początkowych dniach wojny. A później - gdy w październiku obok miasta spadła rakieta. Celem był obiekt energetyczny, znajdujący się 800 metrów od domu mojej żony - powiedział.
Pomocnik z polskim obywatelstwem odniósł się też do swoich słów z 2014 roku, kiedy mówił, że nie byłby w stanie strzelać do Rosjan, mimo że uważał Władimira Putina za tyrana. - Dziś mógłbym już strzelać do Rosjan. Gdyby zaatakowali moje miasto, szli moją ulicą, byłbym do tego zdolny. Zresztą, gdy wybuchła wojna, postanowiłem nauczyć się strzelać. Stwierdziłem: "Żyjemy w takich czasach, że nie wiadomo, co się wydarzy". Dogadaliśmy się z kibicami Jagiellonii i jeździliśmy za miasto - mówił Romanczuk.
Romanczuk przyznał, że nie zgodziłby się zagrać meczu towarzyskiego z zespołem z Rosji, gdyby pojawiła się taka możliwość. - Nie ma szans, nie wyobrażam sobie czegoś takiego. Nie chcę z tymi ludźmi w ogóle mieć do czynienia. Wiem jednak, że za kilka dni do naszego hotelu w Belek przyjeżdża Achmat Grozny. Będę za wszelką cenę unikać z nimi kontaktu. Wyjdę z założenia, że oni mają swoje życie, a ja swoje, w którym chcę pomagać ukraińskiej armii - zakończył.