• Link został skopiowany

Polski król Barcelony i PSG. "Ja przecieram mu ścieżki, a Messi za mną chodzi"

Kacper Sosnowski
Barcelona, PSG i kadra Polski. Jeszcze przed mistrzostwami Europy, które polscy szczypiorniści rozpoczęli fenomenalnie, odwiedziliśmy człowieka, któremu kariery może pozazdrościć niejeden sportowiec. Kamil Syprzak - niczym Lionel Messi - zamienił Katalonię na Paryż, a teraz z biało-czerwonymi robi wrażenie na wielkim turnieju i zapewnia: - Dopiero się rozkręcamy.
Kamil Syprzak
Instagram/Screen

Kacper Sosnowski: Wystartowały mistrzostwa Europy. Wystartowaliście świetnie! Zeszły rok kojarzył się raczej z niedosytem. 

Kamil Syprzak: Niedosyt jest zawsze. Wyniki sportowe nie były najlepsze. Rok 2021 uznałbym jednak za proces, w którym znajdowała się reprezentacja Polski i jakiś większych wniosków bym z tego nie wyciągał.

Przygotowania do mistrzostw zaczęliśmy już czas temu i szły one nieźle. Ten grudniowy turniej w Polsce był pewnym etapem, zwłaszcza dla niektórych debiutantów. Doświadczeniem, jakie niesie gra z orzełkiem na piersi. Jeśli miałbym doszukiwać się innych pozytywów, to na pewno wskazałbym na atmosferę. Przed ME byliśmy wszyscy pozytywnie nastawieni, a i nasza gra z każdym meczem wydawała się lepsza. 

Zobacz wideo Nasz człowiek w Barcelonie i PSG. Syprzak: Zostałem rzucony na głęboką wodę

Po dwóch pewnie wygranych meczach ME można wam bić brawo. Spodziewaliście się takiego otwarcia imprezy? 

- Przyznam, że jestem trochę zaskoczony. Choć wiara w zwycięstwa w tych meczach z Austrią i Białorusią była. W naszej kadrze jest tak, że nasza pewność siebie rośnie z meczu na mecz. Jesteśmy reprezentacją, która się nakręca. Było to widać choćby w starciu Białorusią, gdy w pierwszej połowie nie wszystko nam wychodziło. Druga połowa była już za to dużo lepsza. 

A następny mecz we wtorek wieczorem z faworyzowanymi Niemcami. Dobrze, że się rozkręcacie. 

- Psychologicznie jesteśmy przed tym spotkaniem mocni. Jest oczywiście w głowie koronawirus, który trochę rozdaje tu karty. Nawet nie wiemy jakim składem zagramy. W poniedziałek rano mieliśmy testy – wszyscy byli negatywni. Tyle że tu jesteśmy testowani codziennie, czasem nawet dwa razy. Tego, w jakim zestawieniu zagramy z Niemcami, będziemy pewni godzinę przed meczem.  

Jesteś w kadrze jednym z trzech najbardziej doświadczonych zawodników, który pamięta jeszcze półfinał IO w Rio. Jednocześnie ligowcem, który poznał Barcelonę, a teraz czujesz się jak ryba w wodzie w wielkim PSG.  

- Starligue to liga fizyczna. Odnajduje się w niej fantastycznie, bo jest sporo zawodników moich gabarytów. Nie ma co porównywać tego z Hiszpanią. Jak się ktoś kiedyś śmiał, że liga polska jest mocniejsza od hiszpańskiej, to miałem takie marzenie, żeby wziąć po pięć drużyn z jednej i drugiej i zrobić turniej, zagrać każdy z każdym. Zobaczylibyśmy, komu jak pójdzie. Dla mnie najlepsza liga to niemiecka, zaraz za nią jest jednak liga francuska. Poziom jest tu naprawdę wysoki, a rywalizacja wyrównana. 

W każdym meczu na tych mistrzostwach Europy zdobywałeś bramki. Czy coś przed meczami pozwala ci określić, że zagrasz znakomicie, że tak jak niedawno w lidze trafisz dziewięć razy? 

- Jest coś takiego w głowie, ale trudno to określić. Na pewno przyczynia się do tego dyspozycja dnia, to jak się spało, wypoczywało, co się jadło i w dniu meczu i dzień przed nim. Jak przebiegało przedmeczowe przygotowanie. Dla mnie to bardzo ważne. Buduje też ostatni dobry mecz. Jak się w nim rzuci dziewięć goli na dziewięć prób, to pewność siebie wzrasta. Choć to też bywa zgubne. Granica między pewnością siebie a triumfalizmem siebie jest cienka.   

Wiem, że masz swoje przedmeczowe rytuały. Zdradzisz je?

- Rytuałów mam sporo, ale zostawię je dla siebie. Jakbym je wszystkie teraz wymieniał i opisywał, na pewno kilka osób zastanawiałoby się, czy ze mną wszystko w porządku. Staram się ich trzymać i tyle.  

Czy po grze w Barcelonie miałeś jeszcze tremę związaną z występami w PSG, w Paryżu? 

- Ja tej tremy nie odczułem. Oczywiście grając w tych wielkich drużynach, szybko trzeba nauczyć się radzić z presją. W Barcelonie zostałem rzucony na głęboką wodę, presja była olbrzymia. Wiedziałem jednak, że tak będzie, dlatego poszedłem na kilka lekcji, które mnie na to przygotowały.   

W Barcelonie mieliście kompleks treningowy koło ośrodka piłkarzy. Dało się odczuć, że jesteście tuż obok wielkiej piłkarskiej Barcy? 

- Nasza hala mieściła się w ośrodku, gdzie trenowali futboliści. Codziennie wchodziliśmy i wychodziliśmy z naszych zajęć tym samym wejściem, co oni. Mijaliśmy się. Widywałem wtedy Lionela Messiego, co prawda jakiś większych wspólnych imprez nie mieliśmy, ale była okazja, by wziąć od niego autograf.  

Wziąłeś? 

- Oczywiście, że tak. Wiem, że niewiele osób ma możliwość wzięcia autografu od Messiego, więc jak taka okazja się pojawiła, to ją wykorzystałem. Zdjęcie też mam. Jest w mojej galerii. 

Chodziłeś też na mecze na Camp Nou? 

- Starałem się. Byłem kibicem Barcelony jeszcze przed wyjazdem do Hiszpanii. Często trudno było pogodzić mecze futbolu z naszymi spotkaniami. Piłkarze grali w Barcelonie, my na wyjeździe. Ten kalendarz był zrobiony pod kibiców w mieście, aby ci mogli oglądać i spotkania szczypiornistów, i piłkarzy. Kilka fajnych starć udało się jednak obejrzeć. Najbardziej zapamiętałem El Clasico.  

Messi - tak, jak i ty - też Barcelonę zamienił na PSG. Jesteś polskim Messim!

- Albo on jest argentyńskim Syprzakiem, bo to ja przecieram mu ścieżki, a on za mną chodzi (śmiech). Podobna sytuacja była z Neymarem. W klubie śmiali się, że jestem jak Brazylijczyk. Miło, że takie nazwiska pojawiają się gdzieś koło mojego. Dla mnie gra w takich klubach to niesamowite doświadczenie. Niewielu Polaków miało taką okazję, więc staram się z tego korzystać każdego dnia.   

Mówiąc poważnie, sześć lat temu mieliśmy Lewandowskiego, który szedł do Bayernu, Gortata w szczytowej formie w Wizards, Radwańską triumfującą w WTA Finals i właśnie Syprzaka, który z Płocka poszedł do Barcelony. 

- Pamiętam, że przy tym transferze czułem się wyróżniony. To było zwieńczenie mojej ciężkiej pracy w Polsce. Łączyło to się z wieloma wyrzeczeniami. Przy moim wzroście (207 cm) problemy z koordynacją są czymś normalnym. Dlatego poświęcałem temu elementowi sporo pracy. Efekty tego jednak przyszły, czego owocem był właśnie ten duży transfer. 

Hiszpańskiego, a potem też francuskiego uczyłeś się wcześniej? 

- Naukę hiszpańskiego zacząłem rok przed transferem do Barcelony. Starałem się to robić sumiennie, choć bariera językowa była wtedy duża. Na początku nie mogłem się przełamać. Jak już wylądowałem w Katalonii, nauka stała się łatwiejsza, bo miałem codzienny kontakt z językiem. Tego mi było trzeba. Jak przeprowadzałem się do Francji, to z nauką francuskiego przycisnąłem już na miejscu. Mogę powiedzieć, że jestem z siebie dumny, bo dałem radę.  

Może zmobilizowało cię też przedłużenie kontraktu po dwóch latach. Z nową umową dałeś swój pierwszy wywiad po francusku. 

- Nie wiązało się to z żadnymi zapisami w kontrakcie (śmiech). Raczej była to mobilizacja i wielka rzecz, że klub chce kontynuować ze mną współpracę. Ze swojej strony chciałem pokazać, że szanuję ten kraj i klub, dlatego postarałem się porozmawiać z klubową telewizją po francusku.  

Za co lubisz Paryż? 

- To miasto, w którym życie toczy się szybko, czasem wydaje się, że chaotycznie. Jak się jednak temu lepiej przyjrzeć, to wszystko jest tu dopięte na ostatni guzik. Odnalazłem się w takim klimacie, w ciągłym pędzie. Tu nie ma czasu na nudę. Paryż jest też rozwinięty, jeśli spojrzymy na ofertę kulturalno-historyczną: zabytki, ciekawe miejsca, muzea. Można się tu nie tylko wielu interesujących rzeczy dowiedzieć, ale też mieszkając tu być częścią tych miejsc i ich historii. 

Jest coś, co cię we Francji złości?

- Francuzi są specyficznym narodem. Na początku denerwowała mnie komunikacja z nimi. Oni tak mają, że nawet jak mówią po angielsku, to nie chcą go używać i na każdym kroku próbują używać swojego języka.

A francuskie jedzenie?  

- Tu akurat lubię chyba wszystko. Z drugiej strony ich kuchnia nie należy do lekkostrawnych, więc w dni meczowe się z nią ograniczam, ale w tygodniu chętnie kosztuję dań z francuskiego menu. 

Wrzucasz do internetu sporo zdjęć z Paryża. Francję też tak chętnie zwiedzasz? 

- Oprócz Paryża zwiedzamy raczej jego region Ile-de-France. Nasze ulubione kierunki w podparyskiej okolicy to Wersal i trochę dalej Las Fontainebleau. To piękny las z charakterystycznymi skałami. Lubimy tam uciekać od zgiełku miasta. 

Korzystasz z treningów żony, która jest instruktorką pilates?  

- To nie reklama, ale te ćwiczenia rzeczywiście pomagają mi utrzymać się w formie, w jakiej jestem. Ćwiczę i odkrywam pilates dzięki niej. Jest on tak wpleciony w mój trening, że właściwie praktykuję go co tydzień. Podczas pandemii i kwarantanny korzystałem z tego codziennie.   

Niedawno zostałeś laureatem konkursu "Wybitny Polak roku 2021 we Francji" i odebrałeś nagrodę w Ambasadzie Polski w Paryżu. Była duma? 

- Cieszyłem się, że moja praca i dyscyplina została doceniona. Odbierałem nagrodę w jednej z najpiękniejszych ambasad w Paryżu, co też było dodatkowym smaczkiem. Takie rzeczy dają motywację do dalszej ciężkiej pracy.  

 

Jest trochę Polaków wokół ciebie? Niedawno odwiedziłeś polską szkołę w Paryżu.

- Kontakt z rodakami mam. Niedawno rzeczywiście spotkałem się z dzieciakami. Prowadzę stowarzyszenie Kamil Syprzak for Kids, które ma na celu promowanie piłki ręcznej wśród młodych. Przy współpracy z ambasadą Polski i naszego stowarzyszenia wybraliśmy się do polskiej szkoły im. Adama Mickiewicza w Paryżu. Dzieciaki wiedziały kim jestem, było mnóstwo pytań. Ten czas wspominam miło. Mamy w planach kolejne wspólne akcje. Co do Kamil Syprzak for Kids, to organizujemy dla dzieciaków całe obozy. Odbywają się pod nazwą Sypa Camp i były już trzy edycje. Robimy je w Polsce, głównie na Mazowszu, ale chcemy też pojawiać się w innych miastach.     

Kamil Syprzak podczas zajęć w SP 16
Kamil Syprzak podczas zajęć w SP 16TOMASZ NIESŁUCHOWSKI

Idziesz drogą Marcina Gortata. 

- Nasze campy są trochę inne. Ich motywem przewodnim jest dawanie szansy na zaznajomienie się z piłką ręczną tym, którzy jeszcze jej nie trenowali. Fajnie spędzamy czas, aktywizujemy, dajemy drobne gadżety, zaszczepiamy miłość do ręcznej. Całe finansowanie przedsięwzięcia jest po naszej stronie. 

Formą promocji dyscypliny są też wszelkie duże imprezy jak igrzyska, mistrzostwa świata czy choćby mistrzostwa Europy. 

- Dlatego wierzę, że na Węgrzech i Słowacji będzie dobrze, a każde kolejne zwycięstwo będzie nas budowało.  

Więcej o: