ME piłkarzy ręcznych. Łucak: Chorwacja? Nie ma u nas specjalnego spięcia

- Gdyby Igor Vori złapał piłkę na swoim maksymalnym pułapie, to potrzebowałbym drabiny, żeby mu przeszkodzić - śmieje się Jakub Łucak. Ale nasz rewelacyjny debiutant nie boi się starć ani z ogromnym obrotowym Chorwatów, ani z jego utytułowanymi kolegami. - Nie martwię się, bo będziemy sobie nawzajem pomagali, jak w meczu ze Szwedami. To jest nasza siła - przekonuje Łucak. Mecz Polska - Chorwacja o półfinał ME w Danii w środę o godz. 20.15. Relacja Z Czuba na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Znasz swoje statystyki po pięciu meczach trwających mistrzostw Europy?

Jakub Łucak: Szczerze mówiąc, nie patrzyłem w nie, żeby się nie dekoncentrować i jak najlepiej robić to, co do mnie należy. Ale domyślam się, że statystyki mam dobre.

Jesteś trzecim strzelcem drużyny, po wykorzystaniu 16 z 21 rzutów masz 76-procentową skuteczność, co jest drugim wynikiem w zespole, a przede wszystkim obok Sławka Szmala i Krzyśka Lijewskiego masz najwięcej rozegranych minut. Świetnie jak na debiutanta.

- Na pewno przed turniejem nie myślałem, że będę grał aż tyle, teraz się cieszę, że potrafię wykorzystać minuty, które dostaję. Przecież w kadrze tak naprawdę zadebiutowałem dopiero kilkanaście dni temu, grając na początku stycznia w turnieju na Węgrzech. Wcześniej byłem tylko w kadrze B. Jestem bardzo szczęśliwy, że teraz to tak fajnie wygląda.

Szwedom rzuciłeś pięć bramek, świetnie wykorzystałeś cztery kontry. W ogóle wszyscy zagraliście pewnie i spokojnie, a spodziewaliśmy się, że znów zgotujecie nam horror.

- Podszedłem do tego meczu tłumiąc emocje. Wszyscy sobie powtarzaliśmy, że jeśli nie opanujemy nerwów, to w końcu przegramy nawet nie w emocjonującej końcówce, a już w szatni, przed meczem. Wychodząc na parkiet, jeszcze raz sobie powiedzieliśmy, że nie ma się czego bać, że idziemy walczyć i mamy wszystko, żeby wygrać. Byliśmy pewni siebie i to pomogło. Mnie nogi same niosły. Zresztą, jak całą drużynę. We wtorek nie było na nas mocnych. Mieliśmy świetny dzień, bardzo dobrą skuteczność, superbramkarza. Przed meczem z Chorwacją takie zwycięstwo nas uskrzydliło.

Myślisz, że z Chorwatami też rzucisz kilka bramek z kontrataków?

- Moją rolą jest bieganie do kontr, mam być szybki i skuteczny, wykańczać naszą pracę w obronie. W meczu ze Szwedami okazje tworzyli mi głównie Piotrek Wyszomirski oraz Mariusz Jurkiewicz i Krzysiek Lijewski, którzy po świetnych interwencjach Piotrka znakomicie przyspieszali naszą grę, podawali do mnie. Mariusz i Krzysiek bardzo dużo widzą, mają ogromne doświadczenie. Świetnie się gra z zawodnikami, którzy mają tak szerokie pole widzenia. Kontra to najprostszy sposób na skończenie akcji. Skoro działała ze Szwedami, to i z Chorwatami może się okazać naszą mocną bronią.

Lijewski przed mistrzostwami zapowiadał, że to może być twój turniej. Bardzo chwalił współpracę z tobą na prawej połówce.

- Z Krzyśkiem bardzo dużo rozmawiam, on mi przekazuje mnóstwo uwag, w każdym meczu cały czas coś mi podpowiada, umawiamy się na każdą kolejną akcję. Między nami jest bardzo dobra komunikacja, świetnie mi się z nim gra.

Komentując mecz ze Szwecją trener Wojciech Nowiński stwierdził, że w ataku prezentujesz już klasę światową, a w obronie musisz się jeszcze trochę nauczyć. To w defensywie Lijewski podpowiada ci najmocniej?

- Miło słyszeć taką opinię, oczywiście zgadzam się, że w obronie mam jeszcze nad czym pracować. Chociaż pewnych rzeczy nie przeskoczę. Jeżeli sam zostanę z kołowym rywala, to siłowej walki z nim raczej nie wygram. Nie mam imponujących warunków fizycznych [wzrost 182 cm, waga 78 kg - red.], w obronie to problem praktycznie wszystkich skrzydłowych.

Pewne jest, że w meczu z Chorwacją koledzy nie mogą zostawiać cię sam na sam z Igorem Vorim, bo ten obrotowy to wyjątkowy siłacz [203 cm, 115 kg].

- No tak, Andreas Nilsson aż tak wielki nie był [197 cm, 110 kg - red.]. Jego siłę czułem, ale chociaż miałem szansę dosięgnąć piłki. A gdyby Vori ją złapał na swoim maksymalnym pułapie, to żeby mu przeszkodzić, potrzebowałbym chyba drabiny (śmiech). Ale nie martwię się, bo myślę, że w naszej obronie znów będzie taka wzajemna pomoc, jak w meczu ze Szwedami. To jest nasza siła.

Mieliście czas pooglądać, jak grają Chorwaci, czy turniej pędzi tak szybko, że brakuje czasu na analizę gry kolejnych rywali?

Jedno wideo mieliśmy już we wtorek, drugie jest zaplanowane na godz. 17, czyli krótko przed meczem. Generalnie nie podchodzimy do nich wyjątkowo, nie poświęcamy im więcej czasu niż poprzednim przeciwnikom. Tu jest tak, że jak sami nie gramy i nie mamy treningu, to oglądamy inne mecze, więc w akcji widzieliśmy już wszystkie zespoły. Chorwacja to normalna drużyna, którą znamy i którą możemy pokonać. Nie ma u nas specjalnego spięcia, wiemy, co mamy grać i w czym im przeszkodzić. Krótko mówiąc - trzeba zatrzymać ich kontrę, która zazwyczaj świetnie działa, receptę trzeba też znaleźć na znakomitego środkowego rozgrywającego Domagoja Duvnjaka.

Warto zwrócić uwagę również na Mirko Alilovicia, który na tych mistrzostwach zachwycił już dwa razy, broniąc z 46-procentową skutecznością w meczu z Białorusią i z 44-procentową skutecznością w spotkaniu z Czarnogórą.

- My na pozycji bramkarza nie jesteśmy gorsi. Piotrek Wyszomirski ze Szwedami zagrał rewelacyjnie, a Sławek Szmal to od lat wielka klasa. W ogóle na żadnej pozycji nie ustępujemy Chorwatom. Trzeba w siebie wierzyć, bo wiara to podstawa sukcesu. A wracając jeszcze do bramkarzy, to Alilović i Szmal są profesorami, więc to na pewno może być ich mecz.

A znakomity skrzydłowy Chorwatów Ivan Cupić jest profesorem dla ciebie?

- Ivan ma mnóstwo sukcesów, od lat trzyma najwyższy poziom, patrzę, jak rzuca, jak biega, obserwowanie go jest dobrą nauką. Ale moim idolem jest skrzydłowy Danii Hans Lindberg. To mój niedościgniony wzór, doskonały zawodnik.

Lindberg rzuca karne, a ty je ćwiczysz? Pytam, bo kiedy w pierwszej fazie turnieju mieliście wielki problem z ich wykorzystywaniem, twoją kandydaturę wysunął Tomek Tłuczyński, czyli zawodnik, który przez lata świetnie karne wykonywał.

- Karne ćwiczę, ale na razie nie rzucam ich nawet w klubie. Może kiedyś przyjdzie moja kolej, może za jakiś czas dostanę szansę i się sprawdzę. Na razie Patryk Kuchczyński rzuca karne, odkąd dołączył do drużyny. Idzie mu dobrze i niech tak zostanie.

Jeśli wygracie z Chorwatami, będziecie bliscy nawiązania do sukcesów, jakie kilka lat temu odnosiła drużyna Bogdana Wenty. Co robiłeś w 2007 i 2009 roku, kiedy twoi starsi koledzy zdobywali srebro i brąz mistrzostw świata?

- Wtedy marzyłem, że kiedyś zagram na wielkim turnieju razem ze Sławkiem Szmalem czy z braćmi Lijewskimi. Krzysiek i Marcin byli dla mnie niesamowitymi postaciami. Zawsze chciałem stanąć u ich boku, zagrać razem z nimi w ważnym meczu drużyny narodowej. W 2007 roku byłem jeszcze juniorem, grałem w Kielcach. W 2009 roku byłem już w Głogowie, ale nie byłem jeszcze ważnym zawodnikiem. Teraz dzieje się dla mnie coś naprawdę niesamowitego. Nagle wszedłem do wielkiej drużyny, przekonałem się, że tworzą ją normalni faceci i szybko się wśród nich odnalazłem. A teraz razem z chłopakami walczę o coś wielkiego. I tak jak zawsze oni - nie obiecam niczego, poza walką do samego końca.

Więcej o: