Jakub Łucak: Szczerze mówiąc, nie patrzyłem w nie, żeby się nie dekoncentrować i jak najlepiej robić to, co do mnie należy. Ale domyślam się, że statystyki mam dobre.
- Na pewno przed turniejem nie myślałem, że będę grał aż tyle, teraz się cieszę, że potrafię wykorzystać minuty, które dostaję. Przecież w kadrze tak naprawdę zadebiutowałem dopiero kilkanaście dni temu, grając na początku stycznia w turnieju na Węgrzech. Wcześniej byłem tylko w kadrze B. Jestem bardzo szczęśliwy, że teraz to tak fajnie wygląda.
- Podszedłem do tego meczu tłumiąc emocje. Wszyscy sobie powtarzaliśmy, że jeśli nie opanujemy nerwów, to w końcu przegramy nawet nie w emocjonującej końcówce, a już w szatni, przed meczem. Wychodząc na parkiet, jeszcze raz sobie powiedzieliśmy, że nie ma się czego bać, że idziemy walczyć i mamy wszystko, żeby wygrać. Byliśmy pewni siebie i to pomogło. Mnie nogi same niosły. Zresztą, jak całą drużynę. We wtorek nie było na nas mocnych. Mieliśmy świetny dzień, bardzo dobrą skuteczność, superbramkarza. Przed meczem z Chorwacją takie zwycięstwo nas uskrzydliło.
- Moją rolą jest bieganie do kontr, mam być szybki i skuteczny, wykańczać naszą pracę w obronie. W meczu ze Szwedami okazje tworzyli mi głównie Piotrek Wyszomirski oraz Mariusz Jurkiewicz i Krzysiek Lijewski, którzy po świetnych interwencjach Piotrka znakomicie przyspieszali naszą grę, podawali do mnie. Mariusz i Krzysiek bardzo dużo widzą, mają ogromne doświadczenie. Świetnie się gra z zawodnikami, którzy mają tak szerokie pole widzenia. Kontra to najprostszy sposób na skończenie akcji. Skoro działała ze Szwedami, to i z Chorwatami może się okazać naszą mocną bronią.
- Z Krzyśkiem bardzo dużo rozmawiam, on mi przekazuje mnóstwo uwag, w każdym meczu cały czas coś mi podpowiada, umawiamy się na każdą kolejną akcję. Między nami jest bardzo dobra komunikacja, świetnie mi się z nim gra.
- Miło słyszeć taką opinię, oczywiście zgadzam się, że w obronie mam jeszcze nad czym pracować. Chociaż pewnych rzeczy nie przeskoczę. Jeżeli sam zostanę z kołowym rywala, to siłowej walki z nim raczej nie wygram. Nie mam imponujących warunków fizycznych [wzrost 182 cm, waga 78 kg - red.], w obronie to problem praktycznie wszystkich skrzydłowych.
- No tak, Andreas Nilsson aż tak wielki nie był [197 cm, 110 kg - red.]. Jego siłę czułem, ale chociaż miałem szansę dosięgnąć piłki. A gdyby Vori ją złapał na swoim maksymalnym pułapie, to żeby mu przeszkodzić, potrzebowałbym chyba drabiny (śmiech). Ale nie martwię się, bo myślę, że w naszej obronie znów będzie taka wzajemna pomoc, jak w meczu ze Szwedami. To jest nasza siła.
Jedno wideo mieliśmy już we wtorek, drugie jest zaplanowane na godz. 17, czyli krótko przed meczem. Generalnie nie podchodzimy do nich wyjątkowo, nie poświęcamy im więcej czasu niż poprzednim przeciwnikom. Tu jest tak, że jak sami nie gramy i nie mamy treningu, to oglądamy inne mecze, więc w akcji widzieliśmy już wszystkie zespoły. Chorwacja to normalna drużyna, którą znamy i którą możemy pokonać. Nie ma u nas specjalnego spięcia, wiemy, co mamy grać i w czym im przeszkodzić. Krótko mówiąc - trzeba zatrzymać ich kontrę, która zazwyczaj świetnie działa, receptę trzeba też znaleźć na znakomitego środkowego rozgrywającego Domagoja Duvnjaka.
- My na pozycji bramkarza nie jesteśmy gorsi. Piotrek Wyszomirski ze Szwedami zagrał rewelacyjnie, a Sławek Szmal to od lat wielka klasa. W ogóle na żadnej pozycji nie ustępujemy Chorwatom. Trzeba w siebie wierzyć, bo wiara to podstawa sukcesu. A wracając jeszcze do bramkarzy, to Alilović i Szmal są profesorami, więc to na pewno może być ich mecz.
- Ivan ma mnóstwo sukcesów, od lat trzyma najwyższy poziom, patrzę, jak rzuca, jak biega, obserwowanie go jest dobrą nauką. Ale moim idolem jest skrzydłowy Danii Hans Lindberg. To mój niedościgniony wzór, doskonały zawodnik.
- Karne ćwiczę, ale na razie nie rzucam ich nawet w klubie. Może kiedyś przyjdzie moja kolej, może za jakiś czas dostanę szansę i się sprawdzę. Na razie Patryk Kuchczyński rzuca karne, odkąd dołączył do drużyny. Idzie mu dobrze i niech tak zostanie.
- Wtedy marzyłem, że kiedyś zagram na wielkim turnieju razem ze Sławkiem Szmalem czy z braćmi Lijewskimi. Krzysiek i Marcin byli dla mnie niesamowitymi postaciami. Zawsze chciałem stanąć u ich boku, zagrać razem z nimi w ważnym meczu drużyny narodowej. W 2007 roku byłem jeszcze juniorem, grałem w Kielcach. W 2009 roku byłem już w Głogowie, ale nie byłem jeszcze ważnym zawodnikiem. Teraz dzieje się dla mnie coś naprawdę niesamowitego. Nagle wszedłem do wielkiej drużyny, przekonałem się, że tworzą ją normalni faceci i szybko się wśród nich odnalazłem. A teraz razem z chłopakami walczę o coś wielkiego. I tak jak zawsze oni - nie obiecam niczego, poza walką do samego końca.