MŚ piłkarzy ręcznych 2015. Polska - Niemcy 26:29. Biegler z problemami i bez recept - czego dowiedzieliśmy się z meczu

Michael Biegler ma problem z mózgiem drużyny, Stefan Kretzschmar nie lubi Bogdana Wenty, a Polacy, choć na razie są bez formy, nie stracili charakteru - tego dowiedzieliśmy się z pierwszego meczu naszych piłkarzy ręcznych na MŚ w Katarze. Biało-czerwoni ulegli Niemcom 26:29. W niedziele o godz. 17 zagrają z Argentyną. Relacja na żywo w Sport.pl i aplikacji Sport.pl LIVE!

1. Problemy z mózgiem

Michael Biegler zaskoczył, wystawiając na środku rozegrania Michała Jureckiego. Młodszy z braci na co dzień gra na lewym rozegraniu, a na innej pozycji został wypróbowany wobec kadrowych problemów biało-czerwonych. Niestety, szybko okazało się, że pod nieobecność w Katarze kontuzjowanego Bartłomieja Jaszki trudno będzie o znalezienie partnera do prowadzenia gry dla Mariusza Jurkiewicza. Mózg Wisły Płock niedawno narzekał na uraz pleców, możliwe, że jeszcze nie do końca uporał się z problemem i dlatego Biegler chciał go oszczędzać. Nie mógł. Po 14 minutach wystawił go na środku, a Jureckiego przesunął na lewą "połówkę". Efekt? Trzy pierwsze rzuty "Dzidziuś" oddał jeszcze jako środkowy i wszystkie zmarnował. Trzy następne ze swojego miejsca na boisku zamienił na gole. Później aż tak skuteczny już nie był, ale na pewno na lewej stronie przydawał się drużynie bardziej niż na środku. A co z alternatywnym mózgiem dla Jurkiewicza? W meczowej "16" na spotkanie z Niemcami Biegler nie zmieścił Piotra Masłowskiego, który jest właśnie środkowym rozgrywającym. Na środku grać może też Krzysztof Lijewski, co potwierdzał kiedyś w Hamburgu. Oczywiście lepiej czuje się na prawej stronie, ale tam w razie potrzeby grać może też Andrzej Rojewski. Podobno dobrze. "Podobno", bo przeciw Niemcom nie miał szansy zbyt wiele pokazać.

2. Biegler to nie Bóg

Stefan Kretzschmar, w przeszłości znakomity skrzydłowy niemieckiej kadry, stwierdził w przedmeczowej rozmowie z TVP, że Michael Biegler to najlepszy trener w historii polskiej kadry. Wicemistrz olimpijski, wicemistrz świata i wicemistrz Europy dodał, że jego rodak nauczył nas walczyć, że to on nadał drużynie charakteru, którego nigdy wcześniej nie miała. Trudno nie uznać tych słów za policzek wymierzony Bogdanowi Wencie, z którym kilka lat temu Kretzschmar skonfliktował się, gdy współpracowali w Magdeburgu. Jeszcze trudniej z tymi słowami się zgodzić. Z całym szacunkiem dla Bieglera, na razie nie osiągnął jeszcze z naszą drużyną ułamka tego, co zdobył z nią Wenta. Pewnie, że czas Wenty minął, że w pewnym momencie zaczęło mu brakować na kadrę pomysłu i odejść musiał. Ale zanim z kadrą się pożegnał, z mistrzostw świata przywiózł z nią srebro i brąz, na ME zajął czwarte, a na IO - piąte miejsce. A Biegler? Przegrywając z Dagurem Sigurdssonem, właśnie mocno skomplikował sobie drogę do pierwszego sukcesu. Islandczyk - wiedząc, że mamy problemy z kombinowaną obroną - właśnie taką przeciw nam wystawił. Biegler nie znalazł odpowiedzi na to, czego powinien się spodziewać. Jego zawodnicy nie radzili sobie, nawet grając w przewagach. Momentami - jak w akcji przy stanie 15:18 i naszej przewadze liczebnej, którą nieprzygotowanym, nieskutecznym rzutem skończył Michał Jurecki - aż żal było na to patrzeć. Nasze skrzydła, tradycyjnie już, były odcięte (pierwszy rzut z lewego oddaliśmy w 35. minucie - gola zdobył Adam Wiśniewski), z kolei ze strony rywala największe zło przyszło stąd, skąd przyjść miało. Biegler nie znalazł recepty na zatrzymanie skrzydeł rywala i Weinholda, który po rezygnacji z gry w reprezentacji Holgera Glandorfa stał się jego naturalnym następcą na prawym rozegraniu. Do momentu 8:6 dla Niemców zawodnik THW Kielc rzucił nam cztery gola przy 100-procentowej skuteczności. Później od podań próbował odcinać go Wiśniewski, ale kiedy po jednej z akcji został wykluczony na dwie minuty, trener zrezygnował z tego pomysłu. Innego nie miał. Niemcy często cały atak opierali na Weinholdzie, który zakończył spotkanie ze znakomitym bilansem dziewięciu goli na 12 rzutów. Biegler - w odróżnieniu od Sigurdssona - zbyt długo zwlekał też ze zmianą w bramce. Szmal, który ewidentnie nie miał swojego dnia, ustąpił miejsca Wyszomirskiemu dopiero w połowie meczu. U Niemców Lichtleiner wcześniej zmienił Heinevettera, co wyszło rywalom na dobre.

3. Charakter rzeczywiście mamy

Kretzschmar w jednym się nie pomylił - polski zespół ma charakter. Dlatego mimo wielu błędów do końca spotkania mieliśmy emocje. Drużyna słaba mentalnie pękłaby w 36. minucie. Wtedy na boisko po raz pierwszy wszedł Andrzej Rojewski i błyskawicznie wylądował na ławce kar, na której siedział już Piotr Grabarczyk. W efekcie przez minutę i 44 sekundy czterech Polaków musiało walczyć w polu z sześcioma Niemcami. A na dodatek Gensheimer miał rzut karny. Jego rzut odbił Wyszomirski, za chwilę zatrzymał go, gdy ten atakował ze skrzydła, a Lijewski cyrkową dobitką rzutu Michała Jureckiego zdobył gola na 17:19. Po kontrze Chrapkowskiego na 18:19 o czas w 39. minucie poprosił Sigurdsson. Gdy po trzech kolejnych minutach biało-czerwoni doszli przeciwnika na 20:20, wydawało się, że odwrócą ten mecz i odniosą zwycięstwo. Niestety, ostatecznie od charakteru ważniejsze okazały się dyspozycja dnia i organizacja gry.

Co robią gwiazdy przed Australian Open? Niektórzy mają dziwne pomysły [ZDJĘCIA]

źródło: Okazje.info

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.