MŚ piłkarek ręcznych. Gapska jak Szmal, Wojtas jak Bielecki. Polki idą po medal?

Bomby Aliny Wojtas, jakich nie powstydziłby się Karol Bielecki, parady Małgorzaty Gapskiej przypominające bramkarskie cuda Sławomira Szmala i ta sama wola walki, jaką przed laty prezentowali szczypiorniści Bogdana Wenty - to wszystko dało polskim piłkarkom ręcznym awans do ćwierćfinału mistrzostw świata w Serbii. Po zwycięstwie nad Rumunią 31:29 o półfinał biało-czerwone zagrają z Francuzkami. Mecz w środę o godz. 17.30. Relacja na żywo w Sport.pl

W 47. minucie meczu Polki przegrywały z Rumunkami 22:26. Minutę później rzut karny zmarnowała Alina Wojtas. Trener Gheorghe Tadici, który lubi przemawiać do swych zawodniczek po żołniersku, był spokojny. Patrząc, jak trzy tysiące jego rodaków na trybunach fetuje już awans zespołu do ćwierćfinału, sam pewnie też wybiegał myślami do następnego meczu.

10 minut później Rumuni ucichli, a taniec radości zaczęły rezerwowe zawodniczki reprezentacji Polski. Tańczyła też garstka ich kibiców obecnych w hali w Nowym Sadzie. Te 10 decydujących minut zawodniczki Kima Rasmussena wygrały 7:0. Jak to możliwe?

- Zdecydowały dwa elementy. Pierwszy to fakt, że nasza bramkarka wreszcie zaczęła odbijać piłki, w czym pomogła jej agresywna obrona, która w końcu znalazła sposób na zneutralizowanie rumuńskich obrotowych. Drugim elementem była skuteczność Wojtas, Kingi Grzyb i Patrycji Kulwińskiej. Nasza kołowa rzuciła sześć bramek. Nie wiem, czy kiedykolwiek wcześniej zdarzyło jej się trafić aż tyle razy w jednym meczu reprezentacji - tłumaczy Zygfryd Kuchta.

Trudno nie zgodzić się ze spokojną analizą fachowca, który w przeszłości prowadził kadrę kobiet na mistrzostwach świata, z kadrą mężczyzn zdobył brąz takiej imprezy, a wcześniej, jako zawodnik, wywalczył brązowy medal Igrzysk Olimpijskich w Montrealu (1976 rok).

Ale jeszcze trudniej nie ulec emocjom, mówiąc o tym, czego dokonały od lat nieobecne na wielkich imprezach Polki.

Warto zauważyć, że Małgorzata Gapska nie tyle "wreszcie zaczęła odbijać piłki", ile w kluczowym momencie grała tak, jakby zapamiętała i odtworzyła wszystkie najlepsze interwencje Sławomira Szmala i Marcina Wicharego. Alina Wojtas, posyłając aż dziewięć bomb do rumuńskiej bramki, przypominała Karola Bieleckiego z jego najlepszych czasów. A zryw całej drużyny przywołał tak wspaniałe chwile, jak rzut Artura Siódmiaka przez całe boisko, dający kadrze Bogdana Wenty awans do półfinału mundialu 2009.

- Emocje rzeczywiście były kolosalne. Po czymś takim trudno zasnąć - zgadza się Kuchta. - To prawda, że dziewczyny zagrały w najlepszym stylu naszej męskiej reprezentacji. Do końca imponowały wolą walki. Przez trzy czwarte meczu Rumunki pewnie prowadziły, a kiedy Wojtas zepsuła rzut karny przy stanie 22:26, zaczynałem tracić wiarę, że Polki jeszcze powalczą. Chwała im, że odwróciły losy meczu pozornie przegranego - dodaje były trener.

Co czeka nas teraz? Czy kadra, która przez sześć długich lat nie potrafiła dostać się na żadną z siedmiu rozegranych przez ten czas wielkich imprez, pójdzie za ciosem i - jak zespół Wenty w 2007 roku - sprawi wielką niespodziankę, zdobywając medal?

O awans do czwórki biało-czerwone zagrają w środę z Francuzkami. Trójkolorowe wygrały w Serbii komplet swych sześciu meczów, w 1/8 finału pokonały Japonię aż 27:19. - Aktualne wicemistrzynie świata będą faworytkami, ale po tym, co pokazały nasze dziewczyny, po prostu nie wypada nie wierzyć w ich możliwości - słusznie zauważa Kuchta.

Czy Polki pokonają Francuzki w ćwierćfinale MŚ?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.