Żółtak ma problem

- Gdybym się dowiedział w połowie poprzedniego sezonu, że nie widzą ze mną przyszłości, to pewnie nie miałbym problemów ze znalezieniem klubu - mówi Daniel Żółtak, kołowy Vive Targi Kielce.

Po poprzednim mocno nieudanym sezonie działacze kieleckiego klubu przeprowadzili kadrową rewolucję. Pożegnali się z aż ośmioma zawodnikami. Jedną z niespodzianek było znalezienie się w tej grupie popularnego "Yellowa". Dlaczego? - Zaskoczeni tym faktem byli niemal wszyscy. Przegraliśmy i po prostu musieliśmy przyjąć nową koncepcję. Chcemy grać szybciej [Żółtak słabo spisywał się w ataku i w grze w kontrze - przyp. red.], nie możemy robić tak wielu zmian do obrony. Przychodzą Grzegorz Tkaczyk i Denis Buntić, szukamy innych rozwiązań - mówił wówczas "Gazecie" Marian Urban, wiceprezes wicemistrzów Polski.

Wydawało się, że jeden z filarów kieleckiej defensywy nie będzie miał problemów ze znalezieniem sobie nowego pracodawcy. - Gdybym dowiedział się w połowie poprzedniego sezonu, że nie widzą przyszłości ze mną w składzie, to pewnie nie miałbym problemów ze znalezieniem klubu. A na początku czerwca większość klubów miała zamknięte składy oraz domknięte budżety - mówi rozczarowany Żółtak. Miał dwie oferty z Niemiec - z Bundesligi oraz jej zaplecza. Rozmowy były konkretne, ale ostatecznie nic z nich nie wyszło. - Niestety, jak na złość gdy doszło do konkretów, to się wycofali. Być może jednak jeszcze nic straconego, bo wznowiliśmy rozmowy z przedstawicielem 2. Bundesligi. Klub wówczas mnie chciał, ale trener nie był przekonany do mojej osoby. Być może zmieni zdanie - dodaje 27-letni zawodnik.

Jeśli nic nie wyjdzie z transferu do Niemiec, to Żółtak prawdopodobnie zostanie w Polsce. To jest jednak wyjście ostateczne. - Mam pewną ofertę, cały czas jestem na telefonie. Jeśli nic nie wyjdzie z wyjazdu za granicę, to wówczas tam zagram. Gdzie? Wolałbym na razie tego nie zdradzać [najprawdopodobniej chodzi o Warmię-Anders Group Społem Olsztyn - przyp. red.] - przyznaje.

Być może Żółtak zjawi się na piątkowym, pierwszym treningu Vive Targi Kielce. - Jeśli do tego czasu nie znajdę sobie nowego pracodawcy, będę musiał stawić się na zajęciach, bo przecież wciąż mam ważny kontrakt [do czerwca 2012 roku - przyp. red.]. Będę miał jeszcze rozmowę z moim menedżerem. Musimy też porozumieć się jeszcze w tym tygodniu z prezesem Bertusem Servaasem i znaleźć jakieś wyjście - dodaje "Yellow".

Jego problemy są zaskoczeniem. Odkąd przyszedł do Kielc z gdańskiego AZS-u AWFiS-u, zawsze grał przynajmniej na przyzwoitym poziomie. Ba, to od niego i Piotra Grabarczyka trener Bogdan Wenta zaczynał ustalanie obrony swojego zespołu. W ostatnim sezonie zagrał w większości spotkań, rzadko siedział na ławce, a już w wyjątkowych przypadkach (urazy lub choroba) był poza meczową czternastką. Dobra postawa zaowocowała powołaniem do kadry, choć w niej ma tylko jeden sukces - przed dwoma laty wywalczył brązowy medal mistrzostw świata w Chorwacji. Na tym turnieju miał olbrzymiego pecha, bo rozchorował się i wystąpił jedynie w pięciu spotkaniach. Z Vive Targi Kielce zdobył dwa mistrzostwa, trzy razy świętował Puchar Polski.

Wciąż nowych klubów nie znaleźli sobie pozostali kielczanie, z którymi działacze postanowili się pożegnać: Mirza Dzomba (ma ofertę z francuskiego Creteil), Witalij Nat (być może wróci na Ukrainę), Rafał Gliński oraz Kazimierz Kotliński.

pawel.matys@kielce.agora.pl

-

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.