Kielczanie mają prawo być przybici ostatnimi wynikami w Lidze Mistrzów. Choć tydzień temu przegrali piekielnie ważne spotkanie na wyjeździe z Celje Pivovarna Lasko, w niedzielne popołudnie mogli odzyskać to, co stracili. Niespodziewana wygrana pozwalałaby dogonić Słoweńców i Francuzów z Chambery i o czwartej pozycji (i awansie) decydowałaby ostatnia kolejka. W niej wszystko jeszcze mogło się zdarzyć. Wszyscy walczący grali mecze u siebie - Vive Targi Kielce z THW Kiel, Celje z Barceloną, a Chambery z Rhein-Neckar Löwen. Zamiast tego scenariusza zostaje dobre wrażenie i walka (w niedzielę od 18.30) tylko na pożegnanie z LM - o prestiż.
A przypomnijmy, jeszcze w 21. minucie mistrzowie Polski wygrywali w Eppelheim 11:6. A co ważniejsze, dawali nadzieję, że mogą utrzymać tę przewagę. - W pierwszej połowie wydawało się, że wszystko jest pod naszą kontrolą. Bardzo dobrze broniliśmy, świetnie spisywał się Marcus Cleverly, nieźle funkcjonował też atak. Naprawdę czułem wtedy, że możemy wrócić do domu z dwoma punktami - opowiada Tomasz Rosiński, autor pięciu bramek w pierwszej połowie.
Co się stało, że Vive Targi Kielce jednak wróciło na tarczy? Dlaczego "maszyna" się zacięła? Na te i podobne pytania nie ma dobrej, jednoznacznej odpowiedzi. Bo kielczanie nie byli w Niemczech słabsi od "Lwów". Momentem zapalnym była z pewnością podwójna kara dla Henrika Knudsena. Sędziowie wyraźnie nadinterpretowali pokręcenie przez niego palcem (wskazującym). - Rywale zbliżyli się, a my złapaliśmy zadyszkę. Wyglądało to tak, jakbyśmy bali się ich dobić, jakbyśmy nie wierzyli, że ciągle możemy prowadzić - dodaje środkowy rozgrywający mistrzów Polski. Niemcy grę w przewadze wykorzystali bezlitośnie, wygrywając ten okres 4:1.
Kolejne zło to początek drugiej części. Kielczanie zaczęli ją od 0:3, przez siedem minut nie mogąc oszukać obrony Rhein-Neckar Löwen. A czarę goryczy przepełniły ostatnie minuty, kiedy proste straty zanotowali rozgrywający bardzo dobry mecz Rosiński i mający gorszy dzień Mateusz Zaremba. - Był remis i popełniliśmy dwa błędy, które absolutnie nie powinny się przydarzyć. Jestem zły na siebie o tamto podanie do "Zarka" - przyznaje Rosiński.
Ale nie tylko pojedyncze błędy i niepotrzebne kary zaważyły na niepowodzeniu. Jak zauważył trener Bogdan Wenta, było kilka słabych punktów w drużynie. Poprawić powinni się boczni rozgrywający i podstawowi skrzydłowi. Np. Paweł Podsiadło znów nie pokazał tego, czego szkoleniowiec od niego regularnie wymaga.
W efekcie kielczanie stracili szansę na powtórzenie ubiegłorocznego wielkiego sukcesu i awans do najlepszej szesnastki. Ale w Niemczech pożegnali się z marzeniami z honorem, głowy mogą nosić podniesione. Bo zrobili wiele, by wygrać.
Dziękuję chłopakom za walkę - olbrzymiej ambicji odmówić im nie można. Widać było, że bardzo chcieli wygrać. Ale zwłaszcza w drugiej połowie brakowało jednak nieco cierpliwości i dyscypliny. Na pewno wpływ na wynik miała ta niefortunna kara "Heńka". Sędziowie nieco pomogli Niemcom, ale to nie ich wina. Słyszałem też opinie, że "Lwy" grały na luzie. To nieprawda, widziałem w oczach zawodników zaangażowanie, a u trenera prawdziwe zdenerwowanie. Pociągnął ich Grzesiek Tkaczyk. Pokazał pełen profesjonalizm, nie zważał na to, że od przyszłego sezonu będzie naszym zawodnikiem. Zagrał świetnie. Trudno nie być optymistą na przyszłość, jak pomyślę, że w nowym sezonie obok niego będzie jeszcze u nas Sławek Szmal, mogący już grać w LM Uros Zorman, zdrowy Michał Jurecki. I jeszcze... jeden nowy zawodnik, ale więcej nie zdradzę [według naszych informacji mowa o wzmocnieniu prawego rozegrania lub koła - przyp. red.].