Był to jeden z najwspanialszych finałów Pucharu Polski zarówno od strony sportowej, jak i organizacyjnej. Vive Targi Kielce potwierdziło w 100 procentach, że jest najlepszym polskim zespołem, ale Zagłębie w miarę swoich możliwości także pokazało się z dobrej strony. Cieszy też znakomity, kulturalny doping kibiców, zwłaszcza z Kielc, którzy bardzo licznie przybyli do Lublina. Oby w przyszłości było podobnie.
Kibice stworzyli wspaniałą atmosferę. Dziękujemy też organizatorom finału za fajną oprawę. W ten sposób zrobiliśmy krok do przodu dla piłki ręcznej. Cały czas jednak gonimy jeszcze np. siatkówkę. To dobrze, że Zagłębie postawiło nam twarde warunki, długo toczyło wyrównaną walkę. Fani mogli być dzięki temu zadowoleni, a i u moich zawodników po kilkunastu minutach widziałem determinację i koncentrację. Mogę mieć pretensje do kilku akcji, do gry obrony, ale ogólnie jestem zadowolony. To było dobre przetarcie przed finałem play-off.
Jeden problem z głowy. Przed sezonem mieliśmy założenia: obronić puchar i mistrzostwo Polski oraz powalczyć w Lidze Mistrzów. Wydaje mi się, że dwa cele zrealizowaliśmy, teraz pozostaje tylko walka w finale. Na pewno pierwsza połowa nie była najlepsza w naszym wykonaniu. Nie mogliśmy odskoczyć na bezpieczną odległość. W drugiej części wszystko zaczęło się powoli układać, dobrze w bramce zagrał "Kazik", a lubinianie chyba trochę opadli z sił.
Zabrakło nam konsekwencji. Tradycyjnie w meczach z Vive Targi Kielce gramy dobrze przez trzy kwadranse, a potem czegoś brakuje. Przegrywaliśmy trzema bramkami, ale cały czas goniliśmy wynik, a tak się ciężko gra. Zaryzykowaliśmy i zostaliśmy skarceni. Szkoda, bo znów gramy w finale i zajmujemy drugie miejsce. Może za rok się uda? (śmiech)
Znów to samo... Końcówka dla rywala. Jestem pewien, że każdy dał z siebie wszystko, robił to, co potrafi najlepiej. Wola walki i ambicja pozwoliła trzymać wynik. Nie jesteśmy rozczarowani, bardziej byliśmy po odpadnięciu w ćwierćfinale z Azotami Puławy. Tu, w Lublinie, rywal był z najwyższej półki.