Bogdan Wenta: - Powinniśmy utrzymać linię pracy, którą sobie założyliśmy. I to abstrahując od tego, czy to ja będę trenerem, czy ktoś inny. Wczoraj wieczorem [rozmawialiśmy w piątek przed południem, kilkanaście godzin po przegranym grupowym meczu z Francją - red.] mówiliśmy między sobą, że natury nie przeskoczysz. Dzięki chirurgii czy kosmetyce plastycznej można sobie dziś sobie zrobić wiele, ale data w metryce urodzenia pozostaje ciągle ta sama. I przez głowę przechodzi pytanie: Co dalej? Może nie za rok czy za dwa, ale na przykład za pięć.
- Trudno powiedzieć, bo staram się pracować z dnia na dzień. Natomiast to pytanie gdzieś tam co jakiś czas w głowie wraca. Choć z drugiej strony wystarczy spojrzeć na Francuzów. To także wiekowy zespół, a ciągle grają. Odszedł wprawdzie Joël Abati, ale to cały czas ta sama drużyna. A porównując ją do nas, jest duża starsza. Spojrzałem na średni wiek zespołów z naszej grupy. I okazało się, że razem ze Słowenią jesteśmy najstarszymi ekipami [średnia wieku w polskim zespole to 27,8, a w słoweńskim - 27,6 - red.]. Tylko że różnica do najmłodszych Niemców jest niewielka [średnia 26,3 - red.]. Dlatego rozmawiając o przyszłości można się cieszyć, że będę miał do dyspozycji tego, czy tamtego zawodnika, ale bardziej interesowałoby mniej, żebym takich Karolów Bieleckich miał jeszcze ze trzech. Szybsza zmiana generacji jest natomiast na przykład u Chorwatów. Ale, żeby to udało się u nas potrzebna jest solidna, codzienna praca w kraju.
- A skąd się bierze słaba liga? Kto ją robi? Związek ma monopol, ustala przepisy, system rozgrywek, czy się z tym zgadzasz czy nie. Pewien pomysł na zmiany chodzi mi po głowie. Pytanie tylko, czy my chcemy pewnych zmian. Wystarczy spojrzeć na inne nasze ligi. Jak wygląda piłka nożna? Za dwa lata mamy u siebie mistrzostwa Europy. I co z tego?
- W siatkówce chyba jest trochę łatwiej. Poza tym warto zwrócić uwagę, ilu w tej dyscyplinie jest u nas trenerów zagranicznych. Przecież pracuje kilka osób z ogromnym doświadczeniem. Ale czy to naprawdę jest jedyne wyjście, żeby mieć efekt? Nie wiem. Tym bardziej jeśli ktoś pracuje w Polsce pięć czy sześć lat, a ciągle mówi po angielsku. Uważam, że to nie jest w porządku. Bo mnie zawsze zmuszano, żebym nauczył się rozmawiać po niemiecku czy po hiszpańsku. W każdym razie mamy boom siatkarski w Polsce, ta dyscyplina jest popularna w Rosji i Włoszech, może też w Hiszpanii czy Niemczech, ale w reszcie Europy jej nie ma. Podobnie jest u nas z żużlem.
- Rzucam na razie temat. Bo ligę robią ludzie: prezydenci, prezesi, trenerzy i zawodnicy.
- Panowie chcą ode mnie wyciągnąć słowa krytyki na czyjś temat. Niech każdy odpowiada za swoją pracę. Ja na razie podsuwam temat. Wystarczy przeanalizować tabelę ekstraklasy, od góry do dołu.
Czy to, że mamy teraz drużynę narodową jaką mamy, to zasługa tylko moja, Daniela [Waszkiewicza, asystenta Wenty - red.], lekarza, masażysty i poszczególnych zawodników? Myślę, że nie. To jest zasługa nas wszystkich, że wspólnie znaleźliśmy gdzieś jakiś klucz. Począwszy od normalnych działań do tych, które nie dla wszystkich są przyjemne. Ale działań wspólnych. Bo to nie jest tak, że ja dziś panów wezmę i za miesiąc zrobię z panów zawodników.
- Ja też bym tak bardzo chciał. Chciałbym móc nagle zobaczyć zawodnika i stwierdzić od ręki: bierzemy! Ale to niemożliwe. Tymczasem ja słyszę w kraju różne rzeczy, ale nie chcę rzucać nazwiskami. Są w Polsce ludzie, którzy siedzą w tym biznesie w tym biznesie od 20, 30 lat! [ - Niestety - rzuca siedzący z nami dziennikarz Leszek Salva - red.].
O, i proszę to napisać! Wy dobrze wiecie, w czym to się kryje. Przecież rozmawiamy ze sobą już tyle lat. To system, który został narzucony wiele lat temu.
- Bo znowu pojawią się komentarze, że mi odbiło, że znowu coś zdobyliśmy i ja się odzywam. Dlatego bardzo chcę, żeby ta dyskusja wyszła od państwa. Wystarczy podpatrzyć jak to robią inni, mniej lub bardziej doświadczeni. Jesteśmy tu już kilka dni, jeździmy na treningi, ale podpatrujemy też zajęcia innych, a inni patrzą na nas. To samo robimy z Vive Targi Kielce grając w Lidze Mistrzów. I nikt nie robi z tego problemu, nikt nie ma przed tobą tajemnic.
- Piszcie panowie tłustym drukiem, że jeśli powstanie taki komitet organizacyjny, to całym sercem, od rana do wieczora, będę popierał tę inicjatywę. Bo to jest jedyna szansa, żeby zachować jakąś ciągłość. Podobna do tej, przed którą stanęli piłkarze dostając Euro w 2012. Tylko oczywiście wraca pytanie na jakiej bazie mielibyśmy zrobić takie mistrzostwa. Tylko na bazie tej narodowej euforii? Sam wynik sportowy nie wystarczy, żeby dobrze sprzedać w kraju taką imprezę.
Dlatego chętnie podpiszę się na przykład pod takim apelem: "Żądam, aby Związek Piłki Ręcznej w Polsce wraz z Polskim Komitetem Olimpijskim oraz wszystkimi władzami i przyjaciółmi piłki ręcznej zgłosił kandydaturę naszego kraju do organizacji mistrzostw świata i Europy".
- Chciałbym dożyć takich czasów, że mając w perspektywie jakieś mistrzostwa organizowane w Polsce będę miał komfort pracy przez dwa lata, bo nie trzeba będzie grać w eliminacjach. Mógłby wówczas stawiać na jakąś grupę zawodników, mimo że na początku pewnie nie będzie wychodziło. Tylko wtedy jest czas na eksperymenty. Ta te mistrzostwa Europy pokazują, że nowych twarzy w piłce ręcznej raczej nie widać.
Proszę zauważyć na jakiej fali grali tu Austriacy, przecież nie najmocniejsza drużyna. Inne imprezy również pokazały, że kibic we własnym kraju potrafi stworzyć niesamowitą atmosferę. A uwierzcie mi, że wówczas krew w żyłach płynie inaczej. Takim przedsmakiem wspólnej siły był u nas przedolimpijski turniej we Wrocławiu.
- Oczywiście, ale nie tylko ukoronowaniem kariery, lecz dla wielu z nich także wyzwaniem. Bo przeżyć coś takiego we własnym kraju byłoby czymś niesamowitym. A ci chłopcy chyba sobie na to zasłużyli. A mając taką imprezę u się być może łatwiej byłoby myśleć o przyszłości.