W końcówce piątkowego meczu Polska - Czechy emocje sięgnęły zenitu. Minutę przed ostatnią syreną Mikołaj Czapliński trafił z bardzo trudnej pozycji z lewego skrzydła i Polacy prowadzili 19:18! Xavi Sabate, trener Czechów wziął czas i rozrysował ostatnią akcję zespołu w ataku. Skutecznie, bo Czesi trafił z koła. Biało-Czerwoni mieli 15 sekund na ostatnią akcję. W ostatniej sekundzie faulowany był Paweł Paterek. Sędziowie obejrzeli sytuację na powtórce pod kątem ewentualnego podyktowania rzutu karnego, ale ostatecznie odgwizdali tylko rzut wolny. Rzut Kamila Syprzaka został zablokowany i mecz skończył się remisem.
Wróćmy do pierwszej połowy i 18. minuty. Właśnie wtedy Arkadiusz Moryto, jeden z filarów reprezentacji Polski i najbardziej doświadczonych zawodników, niezadowolony głośno krzyknął w stronę swoich kolegów. Stało się tak po tym, jak jego klubowy kolega z Kielc - Michał Olejniczak popełnił prostą stratę (a nasz zespół miał już aż 8!) i wyrzucił piłkę w aut. Polacy grający już bez prawoskrzydłowego Marka Marciniaka, który dostał czerwoną kartkę za uderzenie rywala w twarz, przegrywali już 4:7 i przez prawie pięć minut nie zdobyli gola.
Krzyk Moryty zadziałał. Biało-Czerwoni poprawili obronę i wreszcie lepiej zaczęli grać w ataku pozycyjnym. W 22. minucie właśnie Moryto kapitalnie z rozegrania zagrał na lewe skrzydło do Jana Czuwary, który dał pierwsze prowadzenie Polakom - 8:7! W końcówce tej części Biało-Czerwoni znów mieli duże kłopoty w ofensywie. Znów przez ponad sześć minut nie potrafili zdobyć gola. Czesi prowadzeni przez trenera Sabate, szkoleniowca mistrzów Polski - Orlen Wisły Płock, trafili cztery razy z rzędu i do przerwy schodzili z trzybramkową zaliczką - 12:9. Polacy mieli aż jedenaście strat, czyli dwie więcej niż w poprzednim starciu z Niemcami. Nasz podstawowy rozgrywający - Piotr Jędraszczyk miał na koncie cztery błędy!
W polskiej drużynie w tej części brakowało lidera, zawodnika, który w ataku wziąłby ciężar gry na siebie. Żaden z Polaków nie rzucił w pierwszej połowie więcej niż dwie bramki.
Sygnał do odrabiania strat dał na początku drugiej połowy 21-letni bramkarz Orlen Wisły Płock - Marcel Jastrzębski, który zmienił słabo dysponowanego Adama Morawskiego (tylko dwie obrony do przerwy). Jastrzębski w osiem minut miał już trzy interwencje. W 38. minucie z koła trafił Kamil Syprzak i było tylko 12:13. Po chwili Czesi stracili też swojego filara defensywy - Mateja Havrana, który dostał czerwoną kartkę za uderzenie w twarz Olejniczaka.
Zobacz: Takiego gola jeszcze nie widzieliście! Najpiękniejsza bramka mistrzostw świata
Po chwili właśnie Olejniczak miał dwie szanse z drugiej linii na remis, ale obie nie wykorzystał (drugi rzut wylądował na poprzeczce). - Depresyjnie wygląda gra ofensywna Polaków. Kompletny brak skuteczności. 46 minut i tylko 13 bramek - mówił komentator TVP Sport. - Miałoby się ochotę zakląć. To jest niemożliwe - dodał chwilę później po nieudanym rzucie karnym Mikołaja Czaplińskiego, który mógł dać remis 16:16 w 50. minucie. A potem doszło do wielkich emocji w ostatnich sekundach, które opisaliśmy wyżej.
Najlepszym zawodnikiem meczu wybrany został Jastrzębski, który bronił z ponad 50 proc. skutecznością.
Polacy po dwóch meczach mają punkt i zajmują ostatnie miejsce w grupie. W trzecim spotkaniu zmierzą się ze Szwajcarią. Pojedynek odbędzie się w niedzielę o godz. 15.30. Relacja na żywo na Sport.pl.