FC Porto udanie rozpoczęło rozgrywki tegorocznej Ligi Mistrzów. W pierwszym meczu pokonało 24:23 Wisłę Płock. Kolejne spotkanie rozegrało w środę o godzinie 18:45. Wówczas zmierzyło się na wyjeździe ze słoweńskim Celje, które wcześniej przegrało 36:38 z GOG Handbold.
Spotkanie lepiej rozpoczęli gospodarze i po krótkim czasie prowadzili czterema golami. Ich przewaga stopniowo wzrastała, a FC Porto nie radziło sobie najlepiej. Do tego w bramce świetnie spisywał się Rok Zaponsek. W efekcie po pierwszej części Celje prowadziło 16:9. Mało kto spodziewał się tego, co wydarzyło się w drugiej połowie.
Słoweńcy nadal utrzymywali bezpieczne prowadzenie, a na tablicy widniał wynik 25:17. I w tym momencie FC Porto zaczęło wracać do gry. Zdobyło aż sześć bramek z rzędu i przegrywało już tylko 23:25. Nagle goście zdołali doprowadzić nawet do remisu. W końcówce spotkania Celje wyszło na dwubramkowe prowadzenie i wydawało się, że dowiozą korzystny wynik do końca. Ostatnie minuty starcia należały wyłącznie do Portugalczyków, którzy trzykrotnie z rzędu pokonali bramkarza i finalnie wygrali 30:29. Tym samym FC Porto w kapitalny sposób odwróciło losy tej rywalizacji. Świetne zawody rozegrał Diogo Branquinho, który zakończył je z sześcioma golami na koncie.
Mecz ten przypominał nieco wielką pogoń VIVE Tauronu Kielce w starciu z Veszprem w finale Ligi Mistrzów w 2016 roku. Wówczas polska ekipa przegrywała 19:28, ale doprowadziła do remisu i ostatecznie triumfowała po rzutach karnych.
Więcej tego rodzaju treści znajdziesz na stronie głównej Gazeta.pl
FC Porto po dwóch meczach zajmuje drugie miejsce w tabeli z dorobkiem czterech punktów. Tyle samo punktów ma liderujący GOG Handbold, który tego samego dnia pokonał 30:26 Wisłę Płock.