Niesamowite emocje i niespodzianka w półfinale Ligi Mistrzów. Zdecydowały karne!

Wielokrotne zmiany prowadzenia, blok na wagę dogrywki i emocje do ostatnich sekund - tak w skrócie wyglądał pierwszy półfinał Ligi Mistrzów piłkarzy ręcznych pomiędzy SC Magdeburg i FC Barceloną. Niżej notowani Niemcy ostatecznie dokonali swego i wygrali spotkanie po rzutach karnych 40:39.

Nie da się lepiej zareklamować piłki ręcznej, niż zrobili to dziś zawodnicy SC Magdeburg i FC Barcelony. Utytułowane kluby zgotowały kibicom prawdziwą przejażdżkę kolejką górską, rywalizując nie tylko na przestrzeni przepisowych 60 minut, ale i późniejszej dogrywki oraz rzutów karnych.

Zobacz wideo Szczęsny: Męczy mnie już to pytanie

Faworyt robił to, co do niego należało

Przed pierwszym z półfinałowych spotkań Final Four Ligi Mistrzów zdecydowanym faworytem była FC Barcelona. Hiszpański zespół prowadzony przez duet Fabregas - N'guessan miał dość łatwo pokonać reprezentantów Niemiec, pewnie awansując do niedzielnego finału rozgrywanego w Lanxess Arena w Kolonii.

Pierwsza połowa wskazywała na to, że Katalończycy mają dużą szansę na wykonanie dokładnie tego, czego wszyscy się spodziewali. Choć na początku spotkania oba zespoły szły łeb w łeb, z czasem szczypiorniści FC Barcelony zdołali wypracować sobie kilkubramkową przewagę. Jeszcze kilkadziesiąt sekund przed syreną faworyci prowadzili 18:15, tracąc bramkę w samej końcówce. Było jednak jasne, że zawodników z Magdeburga czeka niezwykle trudne zdanie w drugiej połowie.

Odrobienie strat i kosmiczna końcówka

Już na początku drugiej odsłony spotkania stało się jasne, że szczypiorniści SC Magdeburg nie mają zamiaru tanio sprzedawać skóry. Po zaledwie kilku minutach gry udało im się doprowadzić do remisu 21:21, który dla fanów zgromadzonych w hali było to spore zaskoczenie. Z czasem Niemcy zdołali nawet wyjść na dwubramkowe prowadzenie, co wyraźnie zaskoczyło ich przeciwników. Co więcej, zawodnicy niżej notowanego zespołu pozwalali sobie nawet na akcje nie z tej planety.

Sama końcówka należała jednak do graczy FC Barcelony. Hiszpanie prowadzeni przez francuski duet nie tylko zdołali odrobić straty, ale jeszcze kilkanaście sekund przed końcową syreną prowadzili 31:30. Wówczas zawodnicy z Magdeburga rozegrali znakomitą, ostatnią akcję, zdobywając wyrównującego gola. Po chwili z kolei potwornie ważną interwencją popisał się Michael Damgaard, który w ostatniej sekundzie zachował się niczym klasowy bramkarz, wyciągając rzut rozpaczy jednego z rywali.

Mrożąca krew w żyłach końcówka

Dzięki interwencji Duńczyka na szóstym metrze, kibice zgromadzeni w Lanxess Arena mogli oglądać nie tylko dogrywkę, ale i rzuty karne. Po remisie 7:7 (38:38) w dodatkowym czasie gry przyszedł czas na pojedynek w rzutach z siódmego metra.

Podobnie jak w piłce nożnej, oba zespoły miały do wykonania pięć rzutów. Ten, który zdobędzie więcej goli, awansuje do finału. Po zawodnikach rywalizujących drużyn było jednak widać ogromne nerwy. Seria karnych zakończyła się bowiem wynikiem 2:1 na korzyść graczy z Magdeburga, którzy sięgnęli marzeń i awansowali do finału Ligi Mistrzów. W nim Niemcy zmierzą się w wygranym spotkania PSG - Industria Kielce.

Wszystkich zainteresowanych zapraszamy na relację live ze spotkania drużyny z Kielc. Jest ona dostępna tutaj.

Więcej o: