Orlenie, odkręć kurek dla Wisły! Polski klub czarnym koniem Europy

Po 60 minutach w Płocku i 54 w Magdeburgu był remis. Ale nerwową końcówkę lepiej wytrzymali mistrzowie Niemiec i klubowi mistrzowie świata. Wicemistrzowie Polski nie zagrają w Final Four Ligi Mistrzów, ale Wisła wysłała wiadomość do giganta z Płocka, czyli Orlenu. Z Nafciarzy naprawdę można zbudować potęgę.

Tydzień temu thriller w Płocku skończył się wynikiem 22:22. Wtedy Wisła miała piorunującą końcówkę, odrobiła straty ze stanu 18:22 i nawet mogła wygrać, ale w ostatniej sekundzie nie wykorzystała piłki meczowej (Kosorotow rzucił w słupek). Teraz w Magdeburgu w 54. minucie było 26:26. Do tego momentu mistrz Niemiec i wicemistrz Polski cały czas grali bramka za bramkę, od pierwszej minuty. I - niestety - tym razem końcówka należała do Niemców.

Zobacz wideo Traktowanie sędziów? Listkiewicz nie kryje oburzenia

Wygraną 30:28 "Gladiatorzy" zapewnili sobie grę w czerwcowym Final Four w Kilonii. Żadną niespodzianką nie jest awans mistrzów Niemiec i aktualnych klubowych mistrzów świata, którzy w meczu o to trofeum pokonali najlepszą w poprzedniej Lidze Mistrzów Barcelonę. Natomiast wielką niespodzianką jest to wszystko, co w tej Lidze Mistrzów zrobiła Wisła.

W kraju 34 medale z rzędu. W Europie czarny koń

W październiku 2005 roku, czyli prawie 18 lat temu, Nafciarze wygrali w Blaszak Arenie z THW Kiel 32:31. Nadkomplet widzów - czyli trochę ponad tysiąc ludzi - w dusznej, w gruncie rzeczy niewielkiej, blaszanej puszce, pieszczotliwie i zarazem ironicznie nazwanej przez kibiców właśnie Blaszak Areną, zobaczył sensacyjne zwycięstwo kopciuszka z jedną z największych światowych potęg.

Gwiazdy z Kilonii po treningu przed tamtym meczem całkiem serio chwaliły, że Wisła ma fajny obiekt treningowy, ale prosiły, żeby po zajęciach pokazać im też halę meczową. I długo nie dowierzały, że lepszej ówcześni mistrzowie Polski nie mają.

Teraz Wisła jest "tylko" wicemistrzem, który do Ligi Mistrzów dostał się dzięki dzikiej karcie. Ale gdyby za kilka dni znów miała zostać "tylko" wicemistrzem kraju (a wcale nie musi, ale o tym za chwilę), to działacze nie powinni zastanawiać się nawet przez chwilę, czy warto znów zaprosić do elity Nafciarzy.

Rewanż w Magdeburgu oglądało z trybun aż 600 kibiców z Płocka. Mimo przegranego meczu mieli prawo czuć dumę, bo ich klub się rozwija, a drużyna rośnie. Rok i dwa lata temu Wisła była w Final Four Ligi Europejskiej. Teraz prawie weszła do najważniejszego, największego turnieju finałowego w klubowej piłce ręcznej.

Wisła to wizytówka polskiego szczypiorniaka. Od 1990 r. bez przerwy zdobywa medale mistrzostw Polski - za kilka dni sięgnie po 34. krążek z rzędu! To passa, jakiej nie było w historii najbardziej popularnych ligowych rozgrywek w Polsce, czyli w piłce nożnej, siatkówce, koszykówce i właśnie w piłce ręcznej.

Lata temu w Lidze Mistrzów dla Wisły wydarzeniami były pojedyncze niespodzianki i sensacje, jak ta sprawiona w meczu z THW Kiel. Ale później Nafciarze sześć razy byli w top 16 Ligi Mistrzów, teraz grali swój pierwszy ćwierćfinał i widać, że mają potencjał na dużo więcej.

Jeden biznesmen z Kielc zbudował to, czego nie buduje najbogatsza polska firma

W Płocku można zrobić dużo więcej, bo tam są wielkie możliwości. Znad nowej, mogącej pomieścić pięć tysięcy widzów hali widać kominy Orlenu. Gdyby największa polska firma chciała, zainwestowałaby w Wisłę tak, że mogłaby ona wygrać Ligę Mistrzów, jak kilka lat temu klub z Kielc. Tam jeden biznesmen, który w latach 90. przeprowadził się z Holandii do Polski, przez wiele sezonów opierał wszystko o Vive, swoją firmę sortującą i przetwarzającą odzież używaną. W końcu Bertus Servaas zbudował siatkę sponsorów, która podobno daje klubowi około 30 milionów złotych rocznego budżetu.

- Wiedząc, jak wielka to jest firma, trudno nie stwierdzić, że w Płocku są największe możliwości, żeby zbudować potęgę - tak o Orlenie i jego możliwościach mówił w rozmowie ze Sport.pl Sławomir Szmal, kiedyś bramkarz Wisły i reprezentacji Polski, a dziś wiceprezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce.

Gdyby Orlen zapewnił Wiśle podobne finansowanie, jakie daje sukcesy w Kielcach, to bez wątpienia byłaby ona stałym uczestnikiem takich widowisk jak tegoroczne. To po prostu musiałoby się udać z tym trenerem - Hiszpan Xavi Sabate wykonuje świetną robotę - i z tymi ludźmi we władzach klubu (m.in. z Adamem Wiśniewskim, wychowankiem klubu, który zdobywał z nim pięć mistrzostw Polski, a z reprezentacją Polski m.in. brąz mistrzostw świata).

Orlen mocno inwestuje w polski sport. Ma swoich ambasadorów w przeróżnych dyscyplinach. Piłkarze ręczni Wisły też mają Orlen na koszulkach i nawet w oficjalnej nazwie. Ale mimo to od lat Wisła przegrywa rywalizację z klubem z Kielc o kontraktowanie zawodników, a w kierunku niektórych gwiazd święcących w Kielcach w Płocku nawet nie spoglądają, bo ich nie stać.

Kielce mają ostatnio kłopoty finansowe, wciąż zmieniają się im tytularni sponsorzy. Ale i tak z 33 medali mistrzostw Polski dla Wisły aż 11 ostatnich miało tylko srebrny kolor. Wisła mistrzem kraju nie była od 2011 roku. W niedzielę w Kielcach Nafciarze będą bronili dwubramkowej zaliczki z grudnia (w Płocku wygrali 29:27). Możliwe, że tym razem wywalczą złoty medal. Jeśli to nie będzie impulsem do większego zaangażowania się Orlenu i jeśli nie będzie nim ta wspaniała historia napisana przez Wisłę w Lidze Mistrzów, to paliwowy gigant już chyba nigdy nie zdecyduje się na odkręcenie kurka z pieniędzmi dla swojego przecież klubu.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.