Pewnie niewielu polskich kibiców spodziewało się, że reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych w debiucie trenera Marcina Lijewskiego będzie do przerwy przegrywała z Włochami13:15. Mogło być nawet gorzej, ale trzy sekundy przed końcem tej części Mikołaj Czapliński z trudnej pozycji trafił z lewego skrzydła. Biało-czerwoni w tej części słabo spisywali się w obronie, nie pomagał bramkarz Adam Morawski (skuteczność tylko 2/17). A przecież właśnie defensywę chciał przede wszystkim poprawić Marcin Lijewski. - Na pewno trzeba trochę skorygować obronę. W jej grze były rzeczy, które mi się nie podobały i trzeba je zmienić. Nad tym będziemy pracowali od razu, w ciągu tych trzech dni przed pierwszym meczem - mówił miesiąc temu w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem, dziennikarzem Sport.pl.
W ofensywie Polacy do przerwy mieli tylko 52 proc. skuteczność w ataku oraz pięć strat. Rywale trafiali z 62 proc. skutecznością i mieli tylko dwa błędy. Biało-Czerwoni przegrywali ze średniakiem, drużyną, którą w pierwszym spotkaniu pokonali u siebie 30:23. Nie radzili sobie z Włochami, którzy u siebie ulegli na wyjeździe Chorwacji aż 26:40, a przed własną publicznością Francji - 29:40.
- Pierwsza połowa absolutnie do zapomnienia. Liczymy, że w drugiej części zobaczymy inną twarz reprezentacji Polski - mówili komentatorzy Eurosportu.
Mimo niekorzystnego wyniku można było mieć nadzieję, że Polacy podniosą się i w drugiej połowie zaczną grać lepiej. Na początku nic tego nie zapowiadało. Wicemistrzowie świata z 2007 roku wciąż fatalnie spisywali się w obronie, a z początku nie mógł z piłką zderzyć się rezerwowy bramkarz - Jakub Skrzyniarz. Włosi momentami ośmieszali Biało-Czerwonych, a dowodził nimi dynamiczny 36-letni środkowy rozgrywający Pablo Miguel Marrochi (skuteczność w meczu 11/14). W 42. minucie gospodarze prowadzili już 23:19 i Marcin Lijewski poprosił o czas, bo zanosiło się na sensację. Były znakomity reprezentant Polski apelował o poprawę defensywy.
Sygnał do odrabiania strat dali przede wszystkim Skrzyniarz i Kamil Syprzak, który w trzech trudnych sytuacjach zdobywał gole z koła i Polacy kwadrans przed końcem przegrywali tylko 22:23. W 52. minucie Polacy wreszcie doprowadzili do remisu po trafieniu z drugiej linii Damiana Przytuły (dał dobrą zmianę na lewym rozegraniu) i doszło do emocjonującej końcówki.
W 56. minucie Skrzyniarz obronił rzut rywala, a chwilę później po dwójkowej akcji z Moryto trafił z koła Syprzak i drużyna Lijewskiego po raz pierwszy prowadziła w drugiej połowie (29:28). Z karnego wyrównał niesamowity Marrochi, ale błyskawicznie odpowiedział Przytuła. Włosi zagrali długą akcję, ale Skrzyniarz odbił ich rzut z drugiej linii. Gospodarze zaczęli bronić każdy swego. 23 sekundy przed końcem Lijewski poprosił o czas. Jego zespół miał zaledwie trzy podania na rozegranie akcji. Trzy sekundy później Przytuła trafił z trudnej pozycji z drugiej linii i zapewnił wygraną. Dzięki temu Polacy awansowali na przyszłoroczne mistrzostwa Europy.
Na zakończenie eliminacji Biało-Czerwoni zmierzą się w niedzielę przed własną publicznością z Łotwą. Początek spotkania o godz. 18 w Ostrowie Wielkopolskim.