Legenda selekcjonerem Polaków. Ma przywrócić blask. I ma już plan. "Nie brałbym tego"

Łukasz Jachimiak
- Nie złożę w tej rozmowie deklaracji, że zaraz będziemy wygrywać wszystko, nie jestem szaleńcem. Ale wiesz co, nie brałbym tego, gdybym nie wierzył, że będziemy wygrywali z czołówką - mówi Marcin Lijewski, nowy trener reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych.

W środę w Warszawie Związek Piłki Ręcznej w Polsce przedstawił Marcina Lijewskiego jako nowego trenera naszej męskiej kadry. Ze srebrnym i brązowym medalistą MŚ (2007 i 2009 rok) federacja podpisała umowę do końca lutego 2028 roku. Jeśli Lijewski wywalczy z reprezentacją awans na igrzyska olimpijskie Los Angeles 2028, to kontrakt zostanie automatycznie przedłużony.

Zobacz wideo Morawiecki sprzeciwia się decyzji MKOl-u: Co to jest za podejście do tematu?!

Lijewski na stanowisku selekcjonera zastąpi Patryka Rombla, z którym ZPRP rozstał się w lutym. Stało się to po nieudanych mistrzostwach świata rozgrywanych w Polsce i w Szwecji. Nasza kadra zajęła w nich dopiero 15. miejsce.

Lijewski w roli trenera reprezentacji Polski zadebiutuje za miesiąc - 27 kwietnia zagramy na wyjeździe z Włochami, a 30 kwietnia - u siebie z Łotwą. Oba mecze odbędą się w ramach kwalifikacji do ME 2024. Po czterech z sześciu kolejek Polska jest druga w grupie 8. Mamy cztery punkty, podobnie jak Włosi (liderem jest Francja z kompletem 8 pkt). Awans wywalczą dwie najlepsze drużyny z każdej z ośmiu grup oraz cztery najlepsze zespoły z trzecich miejsc.

Łukasz Jachimiak: W takich chwilach mówi się o spełnieniu marzenia i tobie jako młodemu trenerowi ono spełnia się szybko. Zostałeś selekcjonerem reprezentacji Polski, w której jeszcze 10 lat temu grałeś.

Marcin Lijewski: Ale to nie jest spełnienie moich marzeń. Spełnię je, jeśli reprezentacja pod moim dowództwem będzie osiągała sukcesy. Teraz cieszę się, że dostałem szansę, że w ogóle zostałem wzięty pod uwagę jako ten, który może rozwinąć kadrę. Mogę powiedzieć, że czuję się szczęśliwy, choć szczęście to może za duże słowo. Czuję radość, że ktoś o mnie w takich kategoriach pomyślał, że dostałem takie zaufanie i że wyznaczono mnie do takiego zadania.

Jesienią straciłeś pracę w Zabrzu i mówiłeś, że bardzo się z tego cieszy twoja żona. Co najbliżsi mówią ci teraz, gdy bierzesz najtrudniejszą pracę, jaką mogłeś wziąć?

- Żona od dawna twierdziła, że to jest praca dla mnie. Ona mnie wspiera, ona wie najlepiej, o czym marzę i do czego dążę.

Praca z kadrą to pewnie zajęcie na 24 godziny na dobę? To będzie trudny czas dla twojej rodziny.

- Tak, to musi być praca 24 godziny na dobę. Trzeba być w stałym kontakcie z kilkudziesięcioma zawodnikami i ze sztabem, cały czas trzeba reagować na różne problemy, choćby takie jak kontuzje, trzeba cały czas być gotowym do modyfikowania planów. Wiem o tym i jestem na to gotowy. Pracowałem już jako trener, robiłem już takie rzeczy, ale oczywiście teraz wszystko będzie się odbywało na wyższym poziomie. Jasne, że często nie będzie mnie w domu, bo będą zgrupowania, wyjazdy, a będę chciał mieć też wpływ na młodzieżówki i na grupy juniorskie. Będę się starał patrzeć, jak wszystko się w tych grupach rozwija i może dokonywać korekt. Ale na razie jestem świeżo po konferencji, na której ogłoszono mnie selekcjonerem, jadę do domu i muszę chwilę ochłonąć. Dopiero przyjdzie czas, żeby wszystko układać.

Początek pracy będziesz miał teoretycznie łatwy - 27 kwietnia w eliminacjach ME 2024 Polska zagra na wyjeździe z Włochami, a 30 kwietnia - u siebie z Łotwą. To nie są rywale ze światowej czołówki, ale pewnie już za chwilę zaczniesz wszystko układać tak, żeby nie było wpadki. Zamierzasz jeszcze przed zgrupowaniem pojeździć i podzwonić do zawodników, żeby porozmawiać, a na kadrze zająć się już konkretną robotą?

- Najpierw muszę zaprotestować przeciw mówieniu, że mój debiut będzie łatwy. Włosi pokazali w pierwszym meczu w Katowicach [w październiku ubiegłego roku Polska wygrała 30:23], że potrafią grać, że walczą. Czasu na zgrupowaniu będę miał dwa czy maksymalnie trzy dni. A wcześniej zawodnicy mają swoją pracę w klubach, więc pod reprezentację za wiele nie będą mogli zrobić. Chciałbym mieć więcej czasu przed pierwszym meczem.

Dlatego pytam czy planujesz na przykład polecieć do Paryża i pogadać z Kamilem Syprzakiem oraz wybrać się do Kielc i do Płocka na rozmowy z kadrowiczami stamtąd?

- Do niektórych zadzwonię, do niektórych pojadę, a z niektórymi spotkam się dopiero na zgrupowaniu. Do Paryża się nie wybieram. Z Kamilem jestem w takiej relacji, że wystarczy telefon i wszystko sobie ustalimy. My się przecież znamy jeszcze ze wspólnego grania.

Czujesz, że to jest twój atut? To, że z częścią reprezentantów grałeś, że część trenowałeś, że jesteś dla nich autorytetem, bo na przykład taki Szymon Sićko często podkreśla, że dzięki tobie wyrósł na jednego z liderów reprezentacji i że ciągle dostaje od ciebie wskazówki?

- Bardzo się cieszę, że chłopaki mają o mnie dobre zdanie.

Jesteś trochę jak Bogdan Wenta w momencie, w którym przejmował reprezentację. Wiem - powiesz, że chcesz napisać swoją historię i bardzo dobrze, ale spójrz: on przychodził jako gość, który miał za sobą grę w wielkiej Barcelonie i wy wiele razy mówiliście, że byliście w niego wpatrzeni. Ty przychodzisz jako lider kadry sprzed lat, która zdobyła srebro i brąz MŚ, gdy obecni kadrowicze byli kilku-, kilkunastolatkami. Dla nich jesteś dużą postacią.

- Tak, Bogdan pisał swoją historię, a ja chcę napisać swoją. Chciałbym, żeby była podobna, choć jesteśmy innymi ludźmi. Bardzo mi miło, że w ogóle mnie do Bogdana porównujecie, ale ja jestem Marcin Lijewski, a nie naśladowca Bogdana Wenty.

Wenta przejmował kadrę, która nie potrafiła wygrywać z czołówką, a do tego miała ogromne kłopoty organizacyjne. Ty przejmujesz kadrę, która jest zarządzana przez związek profesjonalnie, ale która za kadencji twojego poprzednika, Patryka Rombla, z drużynami z topu - z Francją, Danią, Hiszpanią, Niemcami, Szwecją czy nawet Słowenią - miała bilans 1-1-20. Dlaczego ten bilans był aż tak słaby?

- Uważam, że chociaż ten bilans jest faktycznie bardzo niekorzystny, to i tak została zrobiona duża praca. Nie jest tak, że mój poprzednik pracował i nic z tego nie ma. Są korzyści, Patryk zrobił dobrą pracę. A ja wprowadzę zmiany. Mam nadzieję, że one poskutkują poprawą gry. Ale to, co mi się wydaje oczywiste, niekoniecznie musi takie być w konfrontacji z mentalnością zespołu. Mam nadzieję, że zespół pozytywnie zareaguje na to, co spróbuję wprowadzić. Liczę, że stworzymy taki kolektyw, który będzie wygrywał. Czołówka nam mocno uciekła i trzeba gonić. Nie złożę w tej rozmowie deklaracji, że zaraz będziemy wygrywać wszystko - nie jestem szaleńcem. Ale wiesz co, nie brałbym tego, gdybym nie wierzył, że będziemy wygrywali z czołówką.

Jakie zmiany planujesz wprowadzić?

- Na pewno trzeba trochę skorygować obronę. W jej grze były rzeczy, które mi się nie podobały i trzeba je zmienić. Nad tym będziemy pracowali od razu, w ciągu tych trzech dni przed pierwszym meczem. Poczekaj chwilę. Okej, już - ludzie dzwonią non-stop, telefon mam dosłownie gorący!

Masz to, czego chciałeś! Wygląda na to, że ludzie wiążą spore nadzieje z twoją nominacją.

- Czuję to. Fajnie, że ludzie pozytywnie odbierają moje przyjście.

A propos odbioru - też masz wrażenie, że nasza reprezentacja była ostatnio drużyną ludzi, którym trochę brakuje wiary? Kiedy przychodził szczególnie ważny mecz, jak na przykład ze Słowenią na tegorocznych MŚ, to był widoczny brak pomysłu, było bicie głową w mur i były pozwieszane głowy. A kiedy nie ma presji, to zespół wygląda dużo lepiej.

- Tak jest i to trzeba zmienić. Musimy się nauczyć wytrzymywać presję. Widzisz, że kiedy gramy z Francuzami czy Hiszpanami i nie ma na nas presji wyniku, to potrafimy zagrać dobre mecze. A gdy czujemy, że musimy wygrać, to presja nas zjada. Musimy się do niej przyzwyczaić. Być może będzie do zrobienia praca z psychologiem. Na pewno kraje z czołówki mają nad nami tę przewagę, że ich zawodnicy cały czas grają w wielkich meczach. My mamy za mało zawodników w Lidze Mistrzów i w czołowych ligach, za mało mamy też chłopaków, którzy w swoich zespołach są decydującymi postaciami, a to bardzo ważne.

Krótko mówiąc, taki Arek Moryto jest otrzaskany, ale wielu innych kadrowiczów w meczach jak ten ze Słowenią ogarnia paraliż, bo brakuje im ogrania?

- Arek Moryto od zawsze jest silny, odporny psychicznie. To po prostu gość o takiej konstrukcji. Pamiętam, jak wchodził do ekstraklasy jako bardzo młody chłopak w Zagłębiu Lubin - już wtedy sprawiał wrażenie zimnokrwistego, doświadczonego zawodnika. Można powiedzieć, że on jest mocny mentalnie od urodzenia, że wyssał to z mlekiem matki. Pewnie on nie potrzebuje żadnej pomocy psychologa. Ale nie każdy taki jest, a nawet niektórzy nigdy tacy nie będą. Co nie znaczy, że ich nie trzeba przyzwyczajać do presji. Przeciwnie.

Masz plan na regularną współpracę z psychologiem?

- Psycholog jest w kadrze, jest zawsze dostępny. Może był mniej widoczny, ale jest w sztabie.

Ty kiedyś korzystałeś z pomocy psychologa, czy byłeś jak Arek Moryto zimnokrwisty od urodzenia?

- Nie wiem, czy byłem zimnokrwisty. Każdy ma swoje emocje. Ale ja nie potrzebowałem pomocy fachowca, żeby się dobrze zmotywować. Z kilkoma coachami mentalnymi jednak współpracowałem. To było narzucone przez jednego czy drugiego trenera. Raz taka współpraca wyglądała ciekawie, a innym razem mniej ciekawie, bo to w dużej mierze zależy od charyzmy osoby prowadzącej takie zajęcia. Ale wiem, że warto się samemu przekonać, czy coś nam taka współpraca daje. Na żadną opcję nie można się zamykać, trzeba szukać różnych przewag.

Na koniec powiedz, proszę, szczerze czy będziesz próbował się gryźć w język trakcie meczów, czy będziesz sobą i nadal będziesz dostarczał soczystych cytatów, wyrzucając do zawodników to, co ci będzie leżało na sercu?

- Mam nadzieję, że nie będzie czasów nie wiadomo jak stresujących. Te wypowiedzi, które są cytowane, padały ode mnie zawsze wtedy, gdy zespołowi nie szło i byłem zdenerwowany. Obym nie musiał gadać głupot! Ale na pewno zawsze będę sobą.

Więcej o: