Siódmiak chce zmian. Wskazał idealnego trenera dla Polaków. "Największe marzenie"

Paweł Matys
- Marcin Lijewski to idealny kandydat na trenera kadry. Wiele razy z nim o tym rozmawiałem, wiem, jaką ma wizję. To jego największe marzenie. Mógłby wstrząsnąć zespołem, ma charyzmę i autorytet - mówi Sport.pl Artur Siódmiak, były reprezentant Polski, po nieudanych mistrzostwach świata piłkarzy ręcznych, rozgrywanych w naszym kraju i Szwecji.

Reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych zawiodła na mistrzostwach świata. W I fazie grupowej drużyna trenera Patryka Rombla przegrała 24:26 z Francją, 23:32 ze Słowenią i wygrała z Arabią Saudyjską 27:24. W II fazie grupowej Biało-Czerwoni ulegli Hiszpanii 23:27, pokonali Czarnogórę 27:20 i Iran 26:22.

Występ Polaków dla Sport.pl w długiej rozmowie ocenia Artur Siódmiak, były reprezentant Polski w piłce ręcznej. Jego największe sukcesy to: srebrny medal MŚ 2007 i brązowy medal MŚ 2009. 14 lat temu rzucił z Norwegią przez całe boisko i trafił do siatki pięć sekund przed końcową syreną. Polacy awansowali wtedy do półfinału. - Moje życie się wtedy zmieniło zdecydowanie - mówił w rozmowie z Łukaszem Jachimiakiem, dziennikarzem Sport.pl. 

Zobacz wideo MŚ w piłce ręcznej. Arkadiusz Moryto po meczu z Arabią: Nie rozmawiajmy już o stylu

Paweł Matys: Patryk Rombel nie zrealizował celu, nie awansował do ćwierćfinału mistrzostw świata i Polacy raczej nie zagrają na igrzyskach. Powinien zostać zwolniony?

Artur Siódmiak: Nie decyduję o tym. Na pewno jednak jakbym był prezesem Związku Piłki Ręcznej, chciałbym, by trener przedstawił analizę od sztabu szkoleniowego. Nie mam wiedzy, jak zostały wykonane procesy od strony przygotowawczej, medycznej itd. Trudno mi ocenić, nie mając takich danych. Dałbym mu szansę na podsumowanie, wytłumaczenie. Ważne by było, co by odpowiedział, jak widzi kadrę za dwa, trzy lata, jaki ma na nią pomysł i korekty, które są oczywiste i czy potrafiłby je wprowadzić. Dopiero po takiej rozmowie podjąłbym decyzję co do jego przyszłości.

Jak ocenisz cztery lata jego pracy?

- Z pewnością miał przez te lata spokój. Nie był krytykowany, oceniany. Miał możliwość budować reprezentację Polski od kadr młodzieżowych, zreformować system szkolenia. Cztery lata na pewno nie zostały zaprzepaszczone. Występy na różnych imprezach pozwalały być lekkim optymistą przed mistrzostwami świata w Polsce i Szwecji. Tymczasem turniej był bardzo słaby, bo zostały popełnione błędy.

Jakie?

- Patryk Rombel to analityczny trener, bardzo dużo pracuje, ale nie dostrzegłem odpowiednio prowadzenia zespołu już podczas samych podczas meczów. Brakowało mi odpowiedniej reakcji, podpowiedzi z ławki, by np. częściej grać skrzydłami. Ze Słowenią przegrywaliśmy też pojedynki w obronie, ale nie padło hasło z ławki - obniżmy obronę, zagrajmy blokiem.

Nasi liderzy nie zawiedli, ale brakowało mi jednoznacznego lidera, który w trudnych chwilach dałby impuls do lepszej gry. Dawniej robili to Grzesiek Tkaczyk czy Sławomir Szmal. Teraz tego nie dostrzegłem. To wszystko miało ogromny wpływ na słaby wynik. 

Mówi się nieoficjalnie, że Patryka Rombla może zastąpić Marcin Lijewski. To dobry kandydat?

- Idealny. Wiele razy z nim o tym rozmawiałem, wiem, jaką ma wizję. To jego największe marzenie. Wiem, że kadrę chciałby też objąć Rafał Kuptel. W tych dwóch nazwiskach upatrywałbym ludzi, którzy mogą być trenerami reprezentacji Polski. To bardzo dobrzy trenerzy. Pamiętajmy jednak, że ważne jest, jaki selekcjoner ma sztab i pomysł na grupy młodzieżowe.

Lijewski mógłby wstrząsnąć drużyną, krzyknąć na zawodników? Czyli zrobić to, co zarzucano Romblowi?

- Tak, bo ma charyzmę i wielki autorytet. Wszyscy wiemy, co osiągnął w karierze (m.in. wicemistrzostwo i brązowy medal MŚ i wygraną w Lidze Mistrzów z HSV Hamburg - red.).

A może Patryk Rombel nie był winny, a po prostu miał słabych zawodników?

- Nie ma kwestii winy, kary. Oni jadą na tym samym wózku. Wykonali bardzo dużo pracy. Na koniec kto jest winny? Zawsze za wynik odpowiada trener i sztab szkoleniowy.

Trener Rombel mówił, że w Polsce nie ma lepszych piłkarzy ręcznych. Też tak uważasz?

- Na tę chwilę nie ma lepszych. Pytanie brzmi, czy dało się jeszcze coś wyciągnąć z obecnych i czy ich forma fizyczna, taktyka, mogły być lepsze. Tego nie wiem. Widziałem, że byliśmy wolniejsi od Słoweńców. W ataku też można grać szybciej.

Jeden z najlepszych piłkarzy ręcznych świata Alex Dujszebajew powiedział, że Polska nie ma takiej rotacji w składzie, jak najlepsze drużyny świata.

- Oczywiście to prawda. Nie mamy dobrej ławki. Jak zostały wprowadzane zmiany, to jakość gry, komunikacji w obronie, spadały. Gdybyśmy mieli dwie siódemki równorzędne, to wyglądałoby to dużo lepiej.

Kilku zawodników z obecnej kadry, zwłaszcza zmiennicy, za twoich czasów, nie byliby nawet w szerokiej kadrze.

- Przestańmy już porównywać okres bardzo tłusty dla naszej piłki ręcznej z obecnym. Wtedy graliśmy w Bundeslidze i co tydzień, nawet co trzy dni, mieliśmy mecze z bardzo dobrymi klubami. Nie było takiej dysproporcji, bo każdy mecz był finałem, rozgrywany na żyletki. U nas w lidze dwa kluby dominują, a Superliga jest słaba. Zawodnicy z Kielc czy Płocka nie muszą się bardzo wysilać, bo mają wiele łatwych meczów. W Bundeslidze czy w lidze francuskiej meczów o wszystko jest dużo. To też ułatwia potem płynne przejście do poziomu ME czy MŚ.

Można było zatem od tej obecnej kadry wymagać więcej?

- Tak. Ktoś powie, że ćwierćfinał był celem zbyt wygórowanym. Być może, ale uważam, że mogliśmy mieć  nadzieje na najlepszą "ósemkę" i stawiać sobie taki cel. Mieliśmy imprezę u siebie, 12-13 miejsce byłoby minimalizmem. Przy odrobinie szczęścia, można było go osiągnąć. Niestety, nie zrealizowaliśmy dwóch celów - ćwierćfinału, który jednocześnie dawałby przedłużenie szans na udział w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich. Można oczywiście awans na igrzyska wywalczyć na przyszłorocznych mistrzostwach Europy w Niemczech, ale bądźmy realistami - tam nie mamy zbyt dużych szans.

Siedem lat przygotowań do turnieju w Polsce, a występ zakończył się klapą. Dlaczego?

- Trudno jednoznacznie odpowiedzieć. Turniej pokazał, że byliśmy dużo słabsi, nie wytrzymaliśmy presji. W Spodku atmosfera była wspaniała, kibice byli ósmym zawodnikiem. Niektórym graczom to pomogło, ale niektórych to sparaliżowało.

Nasz występ na MŚ to rollercoaster, poprzez dobry mecz z Francją, fatalne ze Słowenią i Arabią Saudyjską i niezłe z Hiszpanią i Czarnogórą. Ten ostatni był jednak tylko o honor, dla kibiców i samych siebie. Mecze z Hiszpanią i Francją udowodniły, że przez jakiś okres potrafimy walczyć z najlepszymi jak równy z równym.

Prawdziwy sprawdzian, ze Słowenią, został jednak przegrany. Nie poradziliśmy sobie z presją. Nie rzuciliśmy gola przez jedenaście minut pierwszej połowy. To był gong. Drużyna nie podniosła się w drugiej połowie, a na to liczyliśmy. Było bardzo dużo złych rzeczy. Graliśmy źle w obronie, indywidualnie w ataku i przede wszystkim za wąsko. Mało graliśmy z kontry, bo mieliśmy trudności z przejęciem piłki w obronie.

Przed turniejem życzeniowo liczyłem na wygraną z Francją po jakimś cudzie, bo nie było to niemożliwe. Ze Słowenią mecz powinien był rozgrywany w okolicach remisu, bo uważam, że te zespoły są równorzędne. Ten wynik to zaskoczenie i rozczarowanie. Z Arabią Saudyjską, czyli outsiderem, drżeliśmy o wynik, a to pozostawiło bardzo złe wrażenie. Była wygrana, ale niesmak pozostał do dziś. To nie rywale byli przeszkodzą, ale my walczyliśmy sami ze sobą, bo zostaliśmy obdarci z marzeń o ćwierćfinale.

Jedną z naszych największych bolączek była gra ze skrzydłami, a właściwie jej brak.

- Tego nie rozumiem. Trener Rombel pewnie sobie coś zaplanował, założył, ale podczas meczu należało dać sygnał naszym zawodnikom, abyśmy mogli zastosować takie elementy gry, by skrzydłowi dostawali piłkę. W ataku biliśmy wiele razy głową w mur. Piłka ręczna i sędziowanie na tyle się zmieniają, że skrzydłowi są w uprzywilejowanej sytuacji. Jakikolwiek kontakt oznacza rzut karny, dwie minuty. Rywale często wykorzystują skrzydłowych. Niestety my rzadko. Dlaczego? To kwestia realizacji założeń taktycznych. Dopiero z Czarnogórą pokazaliśmy, że umiemy grać przez 20 metrów szerokości boiska, a nie tylko 10-15. Jeśli zagramy w obronie dość kompaktowo, współpracujemy na linii blok-bramkarz, to możemy piłki pozyskać. Inną sprawą jest fakt, że nie mamy zorganizowanego ataku szybkiego. Graliśmy go bardzo rzadko.

Inny duży problem to prawe rozegranie. Kiedyś mieliśmy braci Lijewskich, a teraz przestawionego prawoskrzydłowego, w dodatku bez formy Michała Daszka i chimerycznego Szymona Działakiewicza.

- Daszkowi, biorąc pod uwagę jego warunki fizyczne, trudno grało się z Francją czy Hiszpanią, robił co mógł, ale nie był to jego turniej. Szymon odnalazł się w Szwecji, odbudował, ale to nie jest ta klasa. Myślę jednak, że może grać lepiej. Ta pozycja jest rzeczywiście najsłabiej obsadzona w kadrze.

Przed MŚ liczyłem też na lepszą grę naszych obrotowych: Maćka Gębali, Bartka Bisa. Widoczny był brak Kamila Syprzaka w ataku. Nasi obrotowi nie mogą zaliczyć tego turnieju do udanych.

Czy mimo tego, można było inaczej ten zespół ustawić? Bardziej wykorzystać wielkie możliwości, jakie mają dwie gwiazdy: Sićko i Moryto?

- Sićko dobrze zaprezentował się w turnieju, choć powinien więcej grać szerzej, bo potrafi to robić. Od tego jest jednak trener i nie będę mu wchodził w buty. Rywale wiedzieli, że nasz zespół ma rzucającego z drugiej linii Sićko i skutecznego Morytę i obrony były na nich przygotowane. Robiły tak, byśmy atakowali środkiem, a tam czekali na nas blokiem. Jakbyśmy częściej szukali skrzydłowych, to defensywy przeciwników inaczej też by potem reagowały.

Postawiłbyś już teraz na młodzież? Mówi się, że szansę powinni dostać Widomski, Jastrzębski czy Wasiak. Nawet, przez jakiś czas, kosztem słabszych wyników.

- Właśnie rozmawiałem ze Sławkiem Szmalem o przyszłości polskiej piłki ręcznej, bo on jako wiceprezes ZPRP jest bardziej zorientowany. Mówił, że jest dwóch, trzech zawodników, którzy mogliby wejść do kadry i to bardzo cieszy. Wolałbym jednak, by ich było dziesięciu. Potrzebna jest bardzo ciężka praca. Korekty są niezbędne, też w grupach młodzieżowych. W ciągu pięciu lat możemy być mocni. Mimo słabszego wyniku kadra ma potencjał i czas działa na naszą korzyść.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.