Mistrzowska klapa polskich piłkarzy ręcznych. Smuta zamiast radości, do poprawy jest wszystko

Paweł Matys
Polscy piłkarze ręczni przegrali 23:27 z Hiszpanią w drugiej fazie mistrzostw świata i definitywnie stracili szanse na ćwierćfinał. Powiedzmy sobie jasno - najważniejszy turniej ostatnich lat zakończył się dla Biało-Czerwonych klapą i ewentualne wygrane z Czarnogórą i Iranem nie zmażą plamy. Siedem lat przygotowań poszło na marne - pisze Paweł Matys ze Sport.pl.

Siedem lat czekania na mistrzowską imprezę w Polsce, radość z faktu, że mistrzostwa świata gościliśmy po raz pierwszy w historii. Bilety wyprzedane długo przed rozpoczęciem turnieju, a w narodzie znów wielka wiara, że polscy piłkarze ręczni wrócą do światowej czołówki, awansują przynajmniej do ćwierćfinału. Wsparcie tysięcy kibiców w katowickim Spodku i Tauron Arenie w Krakowie miało dać olbrzymie emocje i radość - nawet, jeśli w składzie nie ma już braci Lijewskich, Jureckich, Sławomira Szmala, czy Karola Bieleckiego. Tego wyczekiwania, tego podniecenia nie przytłumiła nawet porażka na inaugurację turnieju z Francją. Wynik 24:26 z najlepszą drużyną świata w XXI wieku wręcz rozbudził apetyty - z potencjalnie słabszymi rywalami miało być lepiej, miały być wygrane.

Zobacz wideo MŚ w piłce ręcznej. Arkadiusz Moryto po meczu z Arabią: Nie rozmawiajmy już o stylu

Katowicki Spodek cichy i smutny jak w 2016 roku Tauron Arena

A potem przyszedł bolesny cios - porażka 23:32 ze Słowenią zachwiała pewnością siebie. Zabrakło jakości, waleczności, umiejętności przezwyciężenia kryzysu, u Polaków nie widać było choćby skrawka zwycięskiego DNA. W pewnym sensie pokazał to także kolejny mecz z Arabią Saudyjską, wygrany po mękach ledwie 27:24. Nikłe zwycięstwo dało awans do drugiej rundy, ale zweryfikowało oczekiwania, pozostawiło tylko wyczekiwanie na cud.

W środę w Krakowie była walka, były niezłe momenty, ale cudu nie było. Hiszpania okazała się lepsza 27:23 i na dwa mecze przed końcem rywalizacji w drugiej fazie wiemy na pewno - dla Biało-Czerwonych ten turniej skończy się poza ósemką. Postępu nie będzie.

I trzeba powiedzieć sobie jasno - najważniejszy turniej ostatnich lat zakończył się dla Polaków klapą. Ewentualne wygrane z Czarnogórą i Iranem nie zmażą plamy. Siedem lat przygotowań poszło na marne.

Jeśli spojrzy się na dotychczasowe mecze Polaków w Katowicach i w Krakowie jako na całość, to najprościej jest stwierdzić, że graliśmy słabo w każdym elemencie piłki ręcznej. Po porażce ze Słowenią usłyszałem opinię, że do poprawy jest wszystko. I taka jest prawda. Biało-Czerwoni zawodzili w każdym miejscu boiska, w każdym typie akcji - od bramki, poprzez obronę, kontratak i atak pozycyjny. Żaden z tych elementów nie funkcjonował.

Obrona momentami była dziurawa jak szwajcarski ser i zdecydowanie za mało agresywna. W ataku drużyna trenera Patryka Rombla za rzadko (z wyjątkiem meczu z Hiszpanią) grała z wykorzystaniem skrzydłowych oraz obrotowych. Środkowi rozgrywający za często grali indywidualnie, przez centralną strefę obrony rywali. Podobnie ich koledzy z bocznych stref, którzy za rzadko szukali skrzydłowych i obrotowych. W dodatku nasza ofensywa w wielu akcjach była zbyt wolna, przewidywalna dla rywali. Większość drużyn występujących na mundialu preferuje bardzo szybki styl grania, u nas często było statycznie.

Rombel wcale nie musi odejść

Kluczowe pytanie o to, co dalej, jest właściwie tożsame z pytaniem o przyszłość trenera Rombla. Najprostsza odpowiedź jest jasna - selekcjonera trzeba zmienić. I oczywiście, taki ruch może dać efekty, być nowym bodźcem. Świeże spojrzenie, odmieniony styl gry, inne podejście i sposoby motywacji, odzyskanie radości z gry, której na twarzach Polaków nie widać - do poprawy jest wiele, nowy trener może tu sporo zdziałać.

Ale ja mam wątpliwości, czy sama zmiana trenera fundamentalnie odmieni polskich piłkarzy ręcznych. Czy przymierzany do prowadzenia reprezentacji Marcin Lijewski będzie umiał nagle odmienić Biało-Czerwonych i sprawić, że reprezentacja będzie grała dużo lepiej? Wątpię, absolutnie nie deprecjonując umiejętności trenerskich Lijewskiego.

Warto zauważyć, że zwolnienie Rombla sprawi, że trzeba będzie zrobić też rewolucję od dołu, począwszy od grup młodzieżowych, które grają wedle systemu nakreślonego przez obecnego selekcjonera. Nawet taki autorytet trenerski, jak Tałant Dujszebajew otwarcie mówi, że Rombel powinien zostać.

Poza tym problemem nie jest wcale tylko Rombel. Są nim także zawodnicy, wśród których brakuje wielkich postaci. Tylko Arkadiusz Moryto i Szymon Sićko prezentują w tym momencie najwyższy światowy poziom. Ten pierwszy zresztą jest w trójce najlepszych prawoskrzydłowych świata i tu można wrzucić kamyk do ogródka Rombla - dlaczego nie potrafiliśmy wykorzystać w 100 proc. jego potencjału i świetnej skuteczności? Wracając do topowych piłkarzy ręcznych z Polski - nawet pamiętając o kontuzjowanym, nieobecnym na mistrzostwach Kamilu Syprzaku, jest ich po prostu niewielu.

Kilku zawodników nie powinno grać w kadrze

Pozostali? Jest w obecnej reprezentacji kilku zawodników, którzy zdecydowanie powinni dostać powołanie na kolejne mecze, którzy mają w kadrze przyszłość. Ale jest też kilku, którzy przy ich obecnym poziomie nie powinni w tym momencie grać z orzełkiem na piersi. Tylko że tu pojawia się inny problem - nie mamy w kim innym wybierać. - Naprawdę wierzę, że wybraliśmy najlepszy zespół. Ja wiem, że to są najlepsi zawodnicy w Polsce. Nie ma lepszych - mówił Rombel po klęsce ze Słowenią. I trudno z jego słowami się nie zgodzić. Złote pokolenie odeszło, ich następców się nie doczekaliśmy, po prostu.

Radykalnym, ale po takiej klapie dość naturalnym pomysłem byłoby odmłodzenie kadry, postawienie na utalentowanych, młodych zawodników. Ale tych też jest niewielu. Wiele wskazuje na to, że musimy skupić się na pracy u podstaw - szkoleniu, wychowywaniu, budowaniu. I jednocześnie zachęcaniu Polaków do wyjeżdżania za granicę, by ci jak najczęściej mogli grać przeciwko najlepszym na świecie. Tak, by za kilka lat potrafili to robić, grając razem w reprezentacji.

Bo na mistrzostwach świata absolutnie tego nie pokazali.

Więcej o:
Copyright © Agora SA