Trzy mistrzostwa olimpijskie, sześć mistrzostw świata i trzy mistrzostwa Europy. A do tego dziewięć medali innych kolorów największych imprez - to sukcesy francuskich piłkarzy ręcznych. Sukcesy, jakie odnosili tylko w ostatnich niespełna 30 latach.
Na silniejszego rywala w meczu otwarcia mistrzostw świata Polacy trafić nie mogli. Ale pomimo tego, że to Francuzi byli zdecydowanym faworytem spotkania w katowickim Spodku, to zawodnicy trenera Patryka Rombla długo walczyli z nimi jak równy z równym.
Już pierwsza interwencja bramkarza Adama Morawskiego w 1. minucie meczu pokazała, że Polacy nie pękną przed faworyzowanymi przeciwnikami. Francuzów nie przestraszył się nie tylko nasz bramkarz, ale też zawodnicy ofensywni. Odważna gra Arkadiusza Moryty i Szymona Sićki sprawiła, że po pierwszych minutach Polacy prowadzili 4:2.
Niestety, im dłużej trwał mecz, tym lepiej grali Francuzi. Czwarta drużyna ostatniego mundialu zdobywała bramki z niemal każdej pozycji i w niemal każdy sposób. Francuzi byli skuteczni zarówno w ataku pozycyjnym, jak i w błyskawicznych kontratakach. A Polacy nie potrafili odpowiadać.
Po serii czterech goli dla Francuzów z 4:2 dla Polski szybko zrobiło się 4:6. Chwilę później biało-czerwoni przegrywali nawet 8:12. W oczy rzucały się problemy w ataku - brak dobrych pozycji, gorsza skuteczność, powtarzające się straty. Po czasie dla Rombla nasza drużyna się jednak podniosła i do przerwy przegrywała już tylko 13:14.
Druga połowa też zaczęła się od dobrej gry Polaków. Nasi reprezentanci najpierw nie tracili dystansu do rywali, a później, po świetnej grze, doprowadzili do remisu. Błyszczeli nie tylko Sićko oraz Moryto, ale też zmiennicy: Patryk Walczak i Ariel Pietrasik.
Dopadliśmy Francuzów przy stanie 17:17. I do 21:21 znów graliśmy z nimi jak równy z równym. Ale później kolejny raz zdarzył nam się fatalny przestój. I to w najmniej spodziewanym momencie, kiedy graliśmy w przewadze jednego zawodnika po karze dla Thibauda Brieta.
W tym czasie Polacy dwukrotnie stracili jednak piłkę i dwukrotnie zostali za to też ukarani utratą gola. Tuż po powrocie zawodnika Francuzi zdobyli jeszcze jedną bramkę i w niewiele ponad dwie minuty z remisu zrobiło się 21:24.
Na pięć minut przed końcem meczu nasi zawodnicy zmniejszyli stratę do dwóch goli, a nadzieje zwiększyła kolejna kara dla Francuzów. Kolejna, którą jednak zmarnowaliśmy, bo nie tylko nie zmniejszyliśmy straty do rywali, ale znów pozwoliliśmy im ją powiększyć do trzech goli. Zrobiło się 22:25.
Tej przewagi Francuzi już nie roztrwonili i wygrali cały mecz 26:24. Liderem zwycięzców był Dika Mem, który zdobył sześć bramek, cztery gole miał Kentin Mahe. W naszej drużynie najskuteczniejsi byli Sićko (siedem goli) oraz Moryto (sześć).
W drugim meczu tej grupy Arabia Saudyjska zagra ze Słowenią (czwartek, godz. 18). Kolejne spotkanie Polaków już w sobotę. Naszym rywalem będzie Słowenia, początek meczu o godz. 20.30. Z czterozespołowej grupy do kolejnej fazy awansują trzy drużyny.