7 kwietnia ubiegłego roku. Wtedy piłkarze ręczni Łomży Vive Kielce niespodziewanie odpadli z Ligi Mistrzów. Nie utrzymali przewagi jednobramkowej z Francji i w Hali Legionów przegrali z Nantes 31:34. W efekcie po raz drugi z rzędu nie awansowali do Final Four w Kolonii. Pięć miesięcy później kolejne rozczarowanie - kielczanie na inaugurację Ligi Mistrzów przegrali z Dinamem Bukareszt, uznawanym za jedną z najsłabszych drużyn w grupie 29:34. - Patrzę dość długo na naszą grę i mam dość pewnych spraw. Ultimatum? Hmm... Każdy, kto chce zakładać koszulkę Vive, musi mieć honor i grać nie na 100, a na 1000 procent swoich możliwości - mówił wtedy Bertus Servaas, prezes Łomży Vive Kielce w rozmowie ze Sport.pl.
Teraz Holender absolutnie zarzutów mieć nie może. Jego zespół właśnie awansował do Final Four Ligi Mistrzów, po raz piąty w historii klubu i w ciągu ostatnich dziesięciu lat. W dodatku Łomża Vive Kielce zrobiła to w imponującym stylu, bo w dwumeczu wicemistrza Francji Montpellier pokonała różnicą aż jedenastu bramek (31:28 na wyjeździe i 30:22 u siebie). Ze wszystkich meczów ćwierćfinałowych tej edycji Champions League, była to wygrana największą różnicą bramek. Same wyniki można by różnie odebrać, ale co najważniejsze, były one odniesione po bardzo dobrej grze, a w rewanżu, momentami wręcz znakomitej.
Kielczanie do Final Four nie awansowali jednak tak naprawdę w dwumeczu z Montpellier. Zrobili to po porażce z Dinamem Bukareszt - w trzynastu kolejnych starciach w grupie, nazywanej grupą śmierci z PSG, Barceloną, Telekomem Veszprem, Flensburgiem. To właśnie wówczas dwa razy wygrali w grupie z obrońcą trofeum i wielką Barceloną, co wcześniej nie udało się nikomu. W dodatku przerwali imponującą serię sześciu lat bez porażki (44 spotkania) Barcelony przed własną publicznością. Oprócz tego kielczanie dwukrotnie pokonali wicemistrzów Niemiec - Flensburg, a u siebie pokonali też PSG i Telekom Veszprem. Dzięki temu wygrali grupę, a potem uniknęli gry w 1/8 finału, a w ćwierćfinale rywalizowali z Montpellier, ale nie tak mocnym, jak w poprzednich sezonach.
Co się stało z kielecką drużyną, że nagle przeszła takie przeobrażenie? - Tak naprawdę to nic. My już z Nantes dobrze graliśmy, tylko zabrakło nam większego wsparcia w bramce i kibiców. Z nimi być może bylibyśmy nawet w Final Four. W Bukareszcie zabrakło nam tylko bramkarza - tłumaczy Talant Dujszebajew, trener Łomży Vive Kielce. - Potrzebny był czas, by scementować zespół i by był lepszy. W kolejnym sezonie znów chcemy być trochę lepsi - dodaje krótko Bertus Servaas, prezes Łomży Vive Kielce.
Nie ma jednak wątpliwości, że kielczanie grają lepiej w porównaniu do ubiegłego sezonu. W każdym elemencie piłki ręcznej. Zaczynając od bramki - Andreas Wolff ma dużo lepszy sezon niż ubiegły. Wreszcie między słupkami spisuje się jak na jednego z najlepszych bramkarzy świata przystało. I wciąż jest głodny lepszej gry. Mimo, że w rewanżu z Montpellier miał znakomitą 48 proc. skuteczność, to uważał, że powinien odbić jeszcze cztery rzuty więcej. Niemiec miał mega motywację. To głównie jego obwiniano za nieudany ubiegły sezon w Lidze Mistrzów. Oprócz tego mimo że poprzednim klubem Wolffa był jeden z najlepszych zespołów świata - THW Kiel, to akurat trafił tam na lata, w których nie awansował do Final Four Ligi Mistrzów.
Kielczanie lepiej grają również w obronie. Duża też w tym zasługa dwóch zawodników, pozyskanych latem ubiegłego roku. Wówczas dołączyli wszechstronny defensor, reprezentant Hiszpanii - Miguel Sanchez-Migallon. A na boku obrony kapitalnie spisuje się Dylan Nahi, jeden z najlepszych lewoskrzydłowych świata. Nie ma wątpliwości, że takiego zawodnika, tak świetnie czytającego grę i z tak dużą liczbą przechwytów, nie było w Kielcach od czasów znakomitego Roberta Nowakowskiego. Warto też dodać, że Francuz ma zaledwie 22 lata. Na szczęście prezes Servaas przedłużył z nim kontrakt, który jest ważny do 2025 roku, ale jest prawdopodobne, że zostanie jeszcze na dłużej.
- Obrona Vive jest tak naprawdę kluczem do sukcesu. Nie tylko system 6-0, ale też wysunięta, bardzo aktywna strefa, niesamowicie utrudniająca życie rywalom. Przede wszystkim obrona ta jest nastawiona na pozyskiwanie piłek i dzięki temu zawodnicy mogą wyprowadzić szybkie ataki. Co ważne, znakomicie ze sobą współpracują - mówi Tomasz Strząbała, były II trener Łomży Vive Kielce, a od nowego sezonu Grupy Azoty Unii Tarnów.
- W obronie gramy naprawdę niesamowicie. W ostatnim meczu z Montpellier, w pierwszej połowie, to była perfekcja. Jesteśmy w tym elemencie zdecydowanie lepsi - dodaje Bertus Servaas, prezes Łomży Vive Kielce.
Aż wreszcie ofensywa. W niej nie można się przyczepić praktycznie do niczego. Mistrzowie Polski grają zespołowo, z wykorzystaniem wszystkim możliwości oszukania defensywy. Jak rywale dobrze kryją obrotowych lub skrzydłowych, to wtedy z drugiej linii skutecznie rzucają Szymon Sićko, Uładzisłau Kulesz, Igor Karacić, Branko Vujović czy Alex Dujszebajew. Z kolei jeśli obrońcy przeciwników, wyżej podchodzą w akcji do rozgrywających i uniemożliwiają im rzuty, to wtedy oni kapitalnie obsługują kołowych lub skrzydłowych. Kapitalnie robi to zwłaszcza Alexa Dujszebajew. To po jego pięciu asystach, do przerwy z Montpellier wszystkie pięć goli rzucił kołowy Arciom Karalok.
- Atak jest bardzo dobrze zorganizowany, kombinacyjny, trudny do odczytania. Zespół kapitalnie w nim wykorzystuje potencjał zawodników. Najważniejsze jest jednak, że dzięki Talantowi Dujszebajewowi, nie ma w ofensywie przypadku, nieprzemyślanych akcji czy rzutów z nieprzygotowanych pozycji. Przypadek jest bardzo zminimalizowany - dodaje Tomasz Strząbała.
Numerem jeden kieleckiej ofensywy jest kapitan Alex Dujszebajew, zdaniem wielu ekspertów najlepszy, a na pewno najwszechstronniejszy prawy rozgrywający świata. - Ten jego szybki zwód jest niesamowity. O nim można powiedzieć tylko jedno - ten gość jest wyjątkowy - chwali go Marcin Lijewski, były świetny prawy rozgrywający, reprezentant Polski.
Kielce, 18 maja 2022 roku, Hala Legionów. Fot. Paweł Małecki / Agencja Wyborcza.pl
Co ciekawe jednak i ważne dla drużyny, wciąż wiele zależy od dyspozycji Dujszebajewa, ale na pewno nie aż tyle, co w poprzednich sezonach. - Vive bez Alexa na boisku, też gra bardzo dobrze w ataku. A jak Hiszpan wchodzi, to oczywiście wygląda to jeszcze lepiej. I to jest właśnie też siła kielczan, że nie bazują na 8-10 zawodników, tak jak np. PSG w dwumeczu z THW Kiel, ale na szerokim, bardzo wyrównanym 16 osobowym składzie - uważa Wojciech Staniec, redaktor naczelny portalu Handballnews.pl.
Czy zatem kielczanie grają w ofensywie najlepiej w historii klubu? - Myślę, że nie. Tutaj jeszcze widzę małe rezerwy. Możemy grać w nim jeszcze lepiej - dodaje Servaas.
Teraz kielczanie marzą, by tak jak w 2016 roku, znów wygrać Ligę Mistrzów. Z tamtej drużyny, obecnie gra zaledwie jeden zawodnik Paweł Paczkowski, który na początku tego roku wrócił z wypożyczenia z Motoru Zaporoże. Drugim trenerem Łomży Vive Kielce jest obecnie Krzysztof Lijewski, wówczas podstawowy rozgrywający. Czy te zespoły można porównać? Lepszy jest ten, czy tamten z m.in. Sławomirem Szmalem, Karolem Bieleckim, Urosem Zormanem, Julenem Aginagalde czy Grzegorzem Tkaczykiem w składzie.
- To są dwa inne zespoły. Piłka ręczna teraz stała się bardziej dynamiczna. Wtedy na pewno mieliśmy więcej doświadczenia i to jest czasem decydujące. Z drugiej strony teraz jesteśmy prawdziwą rodziną. Zawodnicy też czują niesamowity głód do zwycięstwa i mają bardzo duże możliwości - przyznaje Bertus Servaas.
- Kielczanie grają lepiej niż w 2016 roku. Mają przede wszystkim więcej możliwości taktycznych w ataku. Wtedy jednak Talant Dujszebajew nie miał autorskiego zespołu, a w ostatnich latach cały czas go buduje i ma na niego olbrzymi wpływ - dodaje Wojciech Staniec.
W Final Four oprócz Łomży Vive Kielce zagrają obrońca trofeum FC Barcelona, THW Kiel oraz Telekom Veszprem. Identyczny skład tego turnieju był w sezonie 2014/2015.
FC Barcelona Champions League wygrywała aż dziesięć razy, THW Kiel - cztery. Telekom Veszprem, mimo że grał w sześciu z ostatnich edycji turnieju w Kolonii, wciąż czeka na triumf w finale. Kto teraz będzie faworytem?
- Barcelona i Vive, a że w Final Four nie udało się jeszcze nikomu obronić trofeum [ten system rozgrywany jest od 2010 roku - red.], to wychodzi na to, że Ligę Mistrzów wygrają Kielce - uważa Wojciech Staniec. - Czy Vive ma więcej niż 25 proc? Nie bawmy się w procenty, bo w tym turnieju możliwe jest wszystko i każda drużyna będzie mieć swoje atuty. Na pewno jednak fakt, że to piąty raz Kielc w ostatnich dziesięciu latach, sprawia, że Kielce w Kolonii czują się naprawdę dobrze. Dlatego jestem dużym optymistą. Być może w krótkim odstępie czasu będizemy się cieszyć z triumfu dwóch polskich drużyn w Lidze Mistrzów: ZAKSY i Łomży Vive - dodaje Tomasz Strząbała.
Losowanie półfinałów odbędzie się we wtorek, 24 maja. Nie będzie w nim rozstawienia. Turniej finałowy odbędzie się w dniach trzeci weekend czerwca, 18-19 czerwca.