ME w piłce ręcznej pogrążone przez chaos

Mistrzostwa Europy w piłce ręcznej na Węgrzech i Słowacji zostały pogrążone przez liczne przypadki zakażeń koronawirusem. EHF donosi o pozytywnych wynikach u 70 zawodników. Łącznie z tymi, które otrzymali członkowie sztabu i komitetu organizacyjnego, zarażonych osób już ponad 100. Rodzą się pytania, czy taki sam scenariusz czeka igrzyska w Pekinie?

Organizacja imprez sportowych na najwyższym poziomie w dobie pandemii koronawirusa stanowi nie lada wyzwanie. Przekonali się o tym ostatnio Słowacy i Węgrzy, którzy goszczą mistrzostwa Europy w piłce ręcznej. W ich trakcie niemal każda drużyna doświadczyła zakażeń wśród zawodników.

Zobacz wideo Prezes PKOl Andrzej Kraśnicki: Liczymy, że na igrzyska pojedzie 60 sportowców

Koronawirus sparaliżował mistrzostwa Europy. Jak będzie w Pekinie?

Wszystko to powodowało ogromne zamieszanie. Tak było np. w przypadku reprezentacji Polski, która - dla przykładu - dopiero na niespełna trzy godziny przed rozpoczęciem meczu z Austrią otrzymała wyniki testów na obecność koronawirusa. Do tego momentu nie było wiadomo, czy Polacy rozegrają swój mecz, a jeśli tak, to w jakim składzie.

Spore kłopoty mieli też Niemcy, u których w trakcie turnieju badania w kierunku SARS-CoV-2 aż 16 razy kończyły się pozytywnymi wynikami. W sumie w ich reprezentacji zagrało aż 28 zawodników. Było to możliwe, bo przed imprezą władze EHF podjęły decyzję, że każda z ekip może zabrać ze sobą aż 35 zawodników. Chociaż niektórym mogło się wydawać, że w sytuacji tak dużej liczby zakażeń podczas turnieju, najlepiej byłoby się wycofać, to europejska federacja na to nie pozwalała. Groziły za to spore kary finansowe, a także sami zawodnicy woleli grać dalej.

Europejska Federacja Piłki Ręcznej zdecydowała przed turniejem, że nie będzie go organizowała w tzw. bańce. - To, za co zdecydowanie nie chcieliśmy już być odpowiedzialni, to całkowite odizolowanie sportowców. Wyraźnie odeszliśmy od izolowania dorosłych w hotelach, a potem może nawet karania ich - przyznał sekretarz generalny EHF Martin Hausleitner w Deutschlandfunk. To dlatego, że tylko zaszczepieni i ozdrowieńcy zostali powołani na mistrzostwa i "nikt nie był zagrożony".

Po tym, co działo się podczas mistrzostw Europy, wiele osób obawia się o przebieg igrzysk w Pekinie, które rozpoczną się oficjalnie 4 lutego. Już pojawiły się informacje o zakażeniach u pierwszych sportowców, którzy dotarli na miejsce. Wśród nich są także Polacy. Tylko w piątek PKOl poinformował o pozytywnych wynikach panczenistów: Natalii Czerwonki, Magdaleny Czyszczoń, Marka Kanii oraz członka sztabu Arkadiusza Skonecznego i przewodniczącego Komisji Medycznej Hubert Krysztofiaka. Poza tym zarażeni są także  zatrudniony przez Polski Związek Biathlonu serwismen Maciej Nędza-Kubiniec oraz lekarz Krzesimir Sieczych.

Thomas Weikert z Niemieckiej Konfederacji Sportów Olimpijskich uważa jednak, że w Pekinie nie będzie takie fali zakażeń jak podczas euro szczypiornistów. - Wierzę, że bańka w Chinach będzie znacznie szczelniejsza niż na mistrzostwach Europy w piłce ręcznej, gdzie nie było tej bańki. Tu będzie to bardziej surowe. Myślę, że kiedy wszyscy znajdą się już w tej w bańce, to niewiele się już wydarzy. Musisz wcześniej unikać kontaktów. To wszystko, co możesz zrobić. Istnieje po prostu potencjalne ryzyko infekcji - podkreślił Weikert cytowany blick.ch.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.