Sytuacja reprezentacji Islandii przed dwoma ostatnimi meczami fazy grupowej była jasna. Dwa zwycięstwa - z Chorwacją oraz z Czarnogórą zapewniałaby jej awans do półfinału mistrzostw Europy.
Islandczycy znakomicie rozpoczęli poniedziałkowy pojedynek z Chorwacją, która walczy w tym turnieju już tylko o prestiż. Świetnie spisywał się zwłaszcza bramkarz Viktor Hallgrímsson, który po 12. minutach obronił sześć z ośmiu rzutów rywali. W efekcie po kwadransie i trafieniu Sigvaldiego Gudjonssona, prawoskrzydłowego Łomży Vive Kielce, Islandczycy prowadzili 9:4. Potem lepiej zaczęli grać Chorwaci, którzy jeszcze przed przerwą zmniejszyli straty do dwóch bramek.
Pierwszy kwadrans drugiej połowy to prawdziwy koncert aktualnych wicemistrzów Europy i dwukrotnych mistrzów olimpijskich. Chorwaci przede wszystkim znakomicie spisywali się w obronie i mieli mocne wsparcie w bramkarzu Ivanie Pesiciu. W efekcie w 45. minucie prowadzili aż 19:14. Nie potrafili jednak utrzymać tak skutecznej gry - przez osiem minut nie zdobyli gola (od 49. do 57.), a Islandia to wykorzystała i prowadziła 22:21.
120 sekund przed końcem do remisu z koła doprowadził Veron Nacinović. Chwilę później w dobrej sytuacji nie trafił Elvar Asgeirsson. Po jego pudle Gudmundur Gudmundsson, trener Islandczyków, kucnął i długo trzymał się za głowę, nie wierząc, jak jego zawodnik spudłował ten rzut. W odpowiedzi 12 sekund przed syreną zwycięską bramkę dla Chorwatów zdobył Ante Gadza.
Islandia po tej porażce mocno skomplikowała swoje szanse na półfinał. Musi teraz wygrać z Czarnogórą oraz liczyć na porażkę Francji z Czarnogórą lub Danią.