Początek turnieju był dla biało-czerwonych wręcz wyśmienity. Zaczęło się od wygranej z Austrią 36:31, a potem z Białorusią 29:20. Dopiero w trzeciej kolejce lepsi od zespołu Patryka Rombla okazali się Niemcy, wygrywając 30:23. W drugiej rundzie Polaków czekało kolejne trudne wyzwanie, czyli starcie z Norwegią. To drużyna, która zdobyła latach 2017 i 2019 wicemistrzostwo świata, a dwa lata temu brązowy medal mistrzostw Europy.
Biało-czerwoni dobrze rozpoczęli mecz z Norwegią, ale z rozwojem meczu było coraz gorzej. Po pierwszej połowie kadra prowadzona przez Patryka Rombla przegrywała 15:21. "Chyba wielkich emocji nie będzie" - stwierdził Łukasz Jachimiak, dziennikarz Sport.pl. "Zaprosili nas Norwegowie na początku meczu do swojego grania, a my to łyknęliśmy jak młode pelikany" - dodał Maciej Wojs z TVP Sport. W drugiej połowie sytuacja się nie poprawiła i Polska przegrała 31:42, przez co szanse biało-czerwonych na awans do półfinału są coraz mniejsze.
Sporo o porażce polskich szczypiornistów mówią reakcje zagranicznych mediów. Szczególnie wylewni byli dziennikarze w Norwegii, którzy rozpływali się nad grą ich reprezentacji. - Polska, której się nieco obawialiśmy, była w tym spotkaniu o dwa, trzy poziomu niżej - stwierdzili w trakcie transmisji komentatorzy radia publicznego NRK.
Dziennikarze "Verdens Gang" skupili się na grze Norwegów i tym, że nieudanej grupowej fazie turnieju, szybko się podnieśli i stawili czoła Polakom. Dzięki temu zrobili milowy krok w kierunku fazy medalowej, o której kibice przestali już myśleć. - W dodatku te bramki. Jeszcze nigdy w historii mistrzostw Europy żadna drużyna nie strzeliła aż 42 bramek w jednym meczu. To zwycięstwo niewątpliwie wpłynie na morale naszego zespołu, który tego dnia był jak istny walec - czytamy w gazecie.
Odrodzenie reprezentacji Norwegii przewijało się także w relacji agencji NTB. Dziennikarze określali pierwszą część rozgrywek w wykonaniu ich zawodników jako żałosną. - W fazie grupowej maszyneria Norwegii wyglądała, jakby się zacięła, a gwiazdy rozczarowywały i do fazy zasadniczej weszliśmy z zerowym dorobkiem punktowym. Nagle w czwartek wieczorem w Bratysławie nastąpiło odblokowanie się w stylu totalnym - czytamy w relacji dziennikarskiej.
Z kolei według relacjonujących spotkanie dla "Dagbladet" był to "szalony pokaz piłki ręcznej, zwłaszcza wykonaniu Sandera Sagosena. Norwegia dominowała od początku do końca meczu, dając prawdziwy show piłki ręcznej i wręcz zmiotła rywali z parkietu". W podobnym tonie wypowiedział się dziennikarz Nettavisen: "Prowadzona przez błyskotliwego Sandera Sagosena Norwegia przejechała po Polsce. On błyszczał, gdy Norwegia miażdżyła przeciwników w mistrzostwach Europy".
W "Romerikes Blad" możemy przeczytać, że reprezentanci kraju fiordów chętnie i udanie korzystali z potknięć Polaków. - Norwescy piłkarze ręczni są zaangażowani w polowanie na półfinał mistrzostw Europy. Polska nie zdołała wyrwać się z uścisku. Zamiast tego przeciwnik "wyrzucił" kilka piłek, które dały proste bramki Norwegom - czytamy w lokalnej gazecie
Na oficjalnej stronie Europejskiej Federacji Piłki Ręcznej możemy zaś przeczytać, że w meczu Polski z Norwegią mógł paść rekord w liczbie strzelonych bramek. Chociaż i tak był to piąty mecz w historii EHF EURO pod tym względem. Tylko czterech celnych trafień brakowało bohaterom czwartkowego widowiska do wyrównania rekordu wszech czasów, który wynosi 77 bramki. To jednak głównie zasługa rywali Polaków. - Norwegia miała duże problemy podczas rundy wstępnej, ale odnalazła swój rytm w meczu przeciwko Polsce i nie oglądała się za siebie - zauważyli przedstawiciele europejskiej federacji.
Reprezentacja Polski w kolejnym meczu zagra ze Szwecją, która na początku drugiej fazy grupowej ograła 29:23 Rosję. Szwedzi są aktualnymi wicemistrzami świata.