Wstydliwy problem Vive. Najgorsi w LM. "Trzeba zadzwonić do psychologa"

Paweł Matys
Łomża Vive Kielce jest najgorszą drużyną Ligi Mistrzów pod względem wykorzystywania rzutów karnych. Gdy wygrywali te rozgrywki w Kolonii w 2016 roku, mieli 80 proc. skuteczności. Od tamtego czasu efektywność spada - w obecnych rozgrywkach do wstydliwych 45 proc. - Może kupić jednego zawodnika tylko na rzuty karne? - zastanawia się trener Tałant Dujszebajew.

Irytacja kibiców mistrzów Polski rośnie z każdym meczem tego sezonu Ligi Mistrzów. W trzech spotkaniach kielczanie spudłowali aż 12 z 22, co daje wstydliwą, 45 proc. skuteczność. Pod tym względem są najgorszą drużyną Ligi Mistrzów. Rzutów karnych mieli najwięcej, ale jako jedyni wykorzystali mniej niż połowę.

Na inaugurację rozgrywek w przegranym, wyjazdowym meczu z Dinamem Bukareszt trafili cztery z sześciu prób, potem w wygranym meczu z Telekomem Veszprem cztery z siedmiu. Takie statystyki jeszcze można było przetrawić. Najgorzej było w trzeciej serii w Zaporożu w wygranym 26:25 starciu z Motorem. Kielczanie spudłowali aż siedem z dziewięciu rzutów! Indywidualne statystyki po trzech meczach? - Arkadiusz Moryto 6/12, Sigvaldi Gudjonsson 1/4, Igor Karacić 0/1, Branko Vujović 0/1, a Dylan Nahi 1/1.

Zobacz wideo "Mało osób w nas wierzyło przed mistrzostwami. Nie tylko w telewizjach, ale ogólnie"

Karne - to dzięki nim Vive wygrało Ligę Mistrzów

Rzut karny - wydawałoby się, że prosta rzecz w piłce ręcznej, w Kielcach na pewno kojarzona rewelacyjnie. W 2016 roku mistrzowie Polski to właśnie po serii siódemek wygrali Ligę Mistrzów. W niej na początek spudłował Ivan Cupić, ale już Manuel Strlek, Karol Bielecki, Tobias Reichmann trafili. A jak w piątej serii Julen Aginagalde pokonał Mirko Alilovicia, to w stolicy świętokrzyskiego zapanowała euforia.

 

W tamtym sezonie, który będzie pamiętany już na zawsze, zawodnicy Łomży Vive mieli znakomitą, 80 proc. skuteczność rzutów karnych. Trafili aż 89 ze 112 rzutów. Na linii siedmiu metrów imponowało wtedy kilku wykonawców: Cupić, Bielecki, Reichmann czy Aginagalde. To również dzięki perfekcyjnie wykonywanemu temu elementowi gry, kielczanie pokonali u siebie 28:27 Rhein-Neckar Lowen (6/6), na wyjeździe wielką Barcelonę 33:31 (9/9!) i zremisowali 28:28 we Flensburgu (6/6).

Jeszcze lepiej było w wykonaniu rzutów karnych w sezonie 2017/2018, bo kielczanie mieli znakomitą 86 proc. skuteczność (60/70). Ale potem w trzech sezonach z rzędu skuteczność spadała. Nie drastycznie, ale jednak (74, 67 i 65 proc.). W tym sezonie jest katastrofa.

- Co ja mogę powiedzieć? Prawdziwego wykonawcę rzutów karnych w Kielcach mamy tak naprawdę tylko jednego - Arkadiusza Moryto. Dawniej ktoś jeszcze próbował, ale tylko próbował. W tym sezonie nawet Arek zaczął jednak w Lidze Mistrzów od zaledwie 50 proc. skuteczności, co jest niepokojące - mówi Tałant Dujszebajew, trener Łomży Vive.

- Jest to problem, który od dłuższego czasu naprawdę spędza nam sen z powiek. Teoretycznie jest to niby łatwy element handballowego rzemiosła, ale w naszym przypadku nie do końca jest to prawdą, bo w tym sezonie bardzo dużo rzutów karnych przestrzeliliśmy. Dlaczego tak się dzieje? Może zbyt duże rozprężenie, nie za dobra koncentracja, albo dobre dni bramkarzy rywali - dodaje Krzysztof Lijewski, drugi trener zespołu.

Psycholog: Najważniejsze, by gracz myślał, w jaki sposób oddać celny rzut i na tym się skupił

Dlaczego nagle Arkadiusz Moryto przestał trafiać? Przecież umiejętności strzeleckie wciąż ma olbrzymie. W końcu to trzykrotny król strzelców PGNiG Superligi. Czy problem tkwi w jego głowie?

- Na pewno jest jakieś podłoże psychologiczne. Jeśli ktoś nie rzuca jednego, drugiego, trzeciego karnego, to nie jest to normalne - dodaje Lijewski. - To przecież nie jest tak, że ma blok, ścianę, nie widzi bramki i drapie się po głowie, gdzie rzucić. Tutaj ma najczystszą pozycję i może po prostu jest za łatwo. Brakuje wykończenia, zimnej krwi, dobicia przeciwnika - mówi były znakomity reprezentant Polski.

- Może chodzić i o głowę, i o umiejętności. Arek Moryto te umiejętności ma. Tak naprawdę to sam nie wiem, o co chodzi, nie mam pojęcia. Gdybym znał przyczynę, to bym szybko zareagował. Trzeba by zadzwonić do specjalisty zapytać, psychologa może? - bezradnie pyta Dujszebajew.

Spytaliśmy zatem psychologa. - Skoro tendencja jest powtarzalna, to rzeczywiście robi się z tego trudność. Ważne tutaj są dwa główne czynniki: nastawianie mentalne rzucającego karnego i postawa bramkarza. Być może to rywal ma większą pewność siebie i swoim zachowaniem w bramce, powoduje, że wykonawca  karnego ją traci. Mentalnie bramkarz może też peszyć rzucającego. Być może wykonawca rzutu ma w głowie negatywne myśli, które mu przeszkadzają w zdobyciu gola - zastanawia się w rozmowie ze Sport.pl. Katarzyna Selwant, psycholog sportowy.

Co na to sam Moryto? - Musimy wyciągnąć wnioski i zapomnieć. Rozpamiętywanie takich rzeczy nie ma sensu - powiedział skrzydłowy po spudłowaniu trzech rzutów karnych w meczu w Zaporożu.

Czy to dobre myślenie? - Zawodnik nie chce o tym myśleć i to jest w porządku. Rodzi się jednak pytanie - o czym chce myśleć? To tzw. nauka wewnętrznego języka wygrywania - tłumaczy Katarzyna Selwant.

- Często sportowcy prowadzą mentalny, wewnętrzny dialog i myślą: "Nie chcę spudłować, tak jak wcześniej to zrobiłem lub tak jak spudłował mój kolega z drużyny". Najważniejsze jest jednak, by gracz myślał, w jaki sposób oddać celny rzut i na tym się skupił. Stres, adrenalina i rozpamiętywanie, co zrobić, by znów nie popełnić błędu, by znów bramkarz nie odbił piłki, tutaj nie pomogą. Dla naszego nastawienia mentalnego to ogromna różnica i mózg, zamiast słyszeć "dobry rzut", słyszy "pudło" i co robi zawodnik? Pudłuje. Z moich obserwacji wynika, że w języku polskim mamy tendencję do mówienia z zaprzeczeniem - dodaje psycholożka.

"A może kupić zawodnika tylko na rzuty karne?"

Drążymy dalej. Może piłkarze Vive mają w tyle głowy, że po kolejnym pudle dostaną ostrą reprymendę od Dujszebejewa, który - jak powszechnie wiadomo - jest furiatem.

- Nawet nie chodzi o ochrzan od Tałanta, ale każdy zawodnik, który nie trafia, jest zły sam na samego siebie. Bo cała drużyna na tym cierpi. Cały trud, który dajemy z siebie na treningach, może zostać zepsuty przez pudła z rzutów karnych. Nie trzeba też żadnych kar od trenerów, bo każdy jest profesjonalistą - zaznacza Lijewski.

- Zawodnik ma swoją własną dużą presję wewnętrzną, bo przecież chce dobrze wypaść. Dodatkowa presja zewnętrzna, np. od trenera, kibiców, mediów, rodziny, sprawia, że jest jeszcze w trudniejszej sytuacji. Trzy czynniki: zawodnik, trener i środowisko zewnętrzne muszą się idealnie zgrać, by zdobyć upragniony medal. A wszystkie te elementy wpływają na siebie i na wynik. Trener może mieć wpływ, zarówno pozytywny, jak i negatywny. Są zawodnicy, którzy mając chwile zwątpienia, lubią, kiedy trener krzyczy, ale są też tacy sportowcy, którzy krzyków nie tolerują - uważa Katarzyna Selwant.

Co będzie dalej z feralnymi rzutami karnymi w Łomży Vive? - Muszę zachować spokój. Każdy kibic jest mądry i będzie wiedział lepiej, kto powinien rzucać, ale po meczu - zauważa Dujszebajew. I zastanawia się nad innym aspektem: - Może kupić jednego zawodnika tylko na rzuty karne? Wkurza mnie, jak ktoś przecenia, że np. Niclas Ekberg, Hampus Wanne czy Lasse Svan Hansen rzucili 13 goli, ale aż dziewięć z karnych. Jednak jak ktoś ma w tym elemencie skuteczność 9/9 lub 9/10, to naprawdę super sprawa. Życzyłbym sobie takiego supersnajpera w Kielcach - mówi trener.

Większa presja na treningach

Dujszebajew poczynił już pewne kroki, by ta skuteczność rzutów karnych w meczach była lepsza. Będzie wytwarzał presję podczas wykonywania "siódemek" już na treningach. Oczywiście w formie rywalizacji, konkursów i nagród.

W Zaporożu drużynie się upiekło. Mimo siedmiu pudeł z rzutów karnych kielczanie wygrali jedną bramką. Przy bardziej klasowym rywalu, nie ujdzie już to jednak na sucho. 

- Pamiętam, jak w 2015 roku na mistrzostwach świata w Doha reprezentacja Polski spudłowała aż sześć rzutów karnych w meczu z Arabią Saudyjską. Rywal był jednak słabszy, więc i tak wysoko wygraliśmy [32:13 - red.]. Teraz w Lidze Mistrzów jedna, dwie, czy trzy nietrafione siódemki mogą sprawić, że przegramy ważny mecz i będzie nas to drogo kosztować - podkreśla Lijewski.

Rzuty karne Łomży Vive od początku pracy Tałanta Dujszebajewa:

  • 2013/2014 (połowa sezonu z Bogdanem Wentą):  30/43 - 69 proc.
  • 2014/2015: 34/45 - 75 proc.
  • 2015/16: 89/112 - 80 proc.
  • 2016/17: 59/81 - 73 proc.
  • 2017/18: 60/70 - 86 proc.
  • 2018/19: 59/80 - 74 proc.
  • 2019/20: 38/57 - 67 proc.
  • 2020/21: 39/60 - 65 proc.
  • 2021/22: 10/22 - 45 proc.

Drużyny Ligi Mistrzów w rzutach karnych po trzech kolejkach w sezonie 2021/22:

  • 1. Montpellier - 8/8 - 100 proc.
  • 2. PSG - 11/13 - 84,6 proc.,
  • 3. THW Kiel - 15/18 - 83,3 proc.,
  • 4. PPD Zagrzeb - 10/12 - 83,3 proc.,
  • 5. Telekom Veszprem - 10/12 - 83,3 proc.,
  • 6. Elverum Handball - 10/12 - 83,3 proc.,
  • 7. MOL-Pick Szeged - 9/11 - 81,8 proc.,
  • 8. Flensburg - 10/13 - 76,9 proc.,
  • 9. Motor Zaporoże - 8/11 - 72,7 proc.,
  • 10. Aalborg Handball - 6/9 - 66,6 proc.,
  • 11. Dinamo Bukareszt - 4/6 - 66,6 proc.,
  • 12. Mieszkow Brześć - 4/6 - 66,6 proc.,
  • 13. Barcelona - 5/8 - 62,5 proc.,
  • 14. Vardar Skopje - 4/7 - 57,1 proc.,
  • 15. FC Porto - 4/8 - 50 proc.,
  • 16. Łomża Vive Kielce  - 10/22 - 45 proc.
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.