To nie miało prawa się wydarzyć. A jednak! Gdy w 59. minucie Michał Daszek skutecznie wykończył kontrę, stało się praktycznie jasne, że awans jest pewny. Ale wcale taki pewny nie był, bo pierwszy mecz został przegrany 22:26. W rewanżu szczypiorniści Orlen Wisły odrobili jednak straty. I to z nawiązką, bo pokonali Bjerringbro-Silkeborg aż 27:19.
Po pierwszej połowie rewanżu nie można było mieć większych nadziei. Nie tylko rezultat był niekorzystny (13:15), ale przede wszystkim Wisła straciła dwóch czołowych zawodników. Czerwone kartki szybko zarobili bowiem Dan-Emil Racotea i Jose de Toledo. Obaj wylecieli z boiska za faule na Sebastianie Skube, i to na dodatek w odstępie niespełna dwóch minut.
Po przerwie popis dał jednak przede wszystkim Adam Morawski, który przyciągał piłki jak magnes. Bronił jak w transie, w tym dwa karne w końcówce, kończąc spotkanie z ponad 70 proc. skutecznością obronionych rzutów. W ataku z kolei skutecznością zaczęli imponować Żiga Mlakar i Tomasz Gębala. Efekt? W 47. minucie Wisła odrobiła straty, wyszła na prowadzenie (21:17), którego nie oddała już do końca.
W sobotę szczypiorniści PGE Vive fazę grupową Ligi Mistrzów zakończyli porażką. Kielczanie przegrali w 14. kolejce z Telekomem Veszprem 35:36. Mimo porażki zajęli jednak czwarte miejsce w tabeli grupy A.