Piłka ręczna. Damian Wleklak: A może musi wrócić Bogdan Wenta?

- A może musi wrócić Bogdan Wenta i jeszcze raz to wszystko poukładać? - zastanawia się Damian Wleklak po tym jak reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych przegrała preeliminacje do MŚ 2019. - Jesteśmy w stałym kontakcie, nie zamknął się w świecie polityki, piłką ręczną cały czas się interesuje - mówi srebrny i brązowy medalista MŚ, który te sukcesy odniósł pod wodzą Wenty.

Od piątku do niedzieli nasza kadra grała w Portugalii w turnieju preeliminacyjnym do MŚ 2019. Polska wygrała z Kosowem 30:19 i z Cyprem 46:13, ale tylko zremisowała z Portugalią 27:27 i zajęła drugie miejsce. Zespół gospodarzy był przed nami, bo w starciach ze słabeuszami wypracował sobie bilans bramkowy o jedno trafienie lepszy niż Polacy. W czerwcu Portugalia zagra dwumecz z nieznanym jeszcze rywalem o awans na mundial. Polacy tracąc szansę gry w finałach MŚ w praktyce niemal do zera przekreślili też swoje szanse na występ w turnieju olimpijskim na igrzyskach w Tokio w 2020 roku.

Łukasz Jachimiak: Niedziela 14 stycznia to data pogrzebu reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych?

Damian Wleklak: Co ja mogę powiedzieć? Remis z Portugalią i koniec szans na MŚ 2019, a praktycznie też na igrzyska w Tokio w 2020 roku, to porażka dla naszej dyscypliny. Jeszcze cały czas żyjemy latami bycia na górze, a właśnie spadliśmy na sam dół. Ta porażka ma bardzo duży wymiar, oznacza, że znów będziemy się musieli bić od samego początku o popularność piłki ręcznej. Bardzo ciężko będzie utrzymać zainteresowanie, którym się cieszymy jeszcze dziś. Nie wiadomo też jak zachowa się samo środowisko, ci ludzie najbliżej związani z piłką ręczną. Myślę o funkcjonowaniu związku, ligi, klubów. Na dziś wszystko jakoś działa, ale teraz będzie trzeba dużej pracy, żeby to utrzymać na takim poziomie.

Boisz się, że będą odchodzić sponsorzy?

- Mam nadzieję, że to się nie będzie działo. Po latach starań udało nam się dojść do takiej sytuacji, że w polskiej lidze nie dość że jest przyjemność z grania, to jeszcze nawet młodzi zawodnicy mogą zarobić tyle, żeby spokojnie egzystować. Liga jest zamknięta, co pozwala ogrywać młodych zawodników, co służy ich rozwojowi. Chciałbym, żebyśmy byli jak inni, którzy mieli kryzysy, ale wrócili. Najlepszym przykładem jest Norwegia. Nie było jej na MŚ w 2013 i 2015 roku, a w roku 2017 zdobyła srebrny medal. Trzeba się zaangażować w jakiś konkretny program i pracować.

Myślisz, że u nas to się może udać? Że nie zacznie się polskie piekiełko w stylu „trzeba zwolnić Przybeckiego”? Żeby było jasne: nie mam pretensji do trenera i do zawodników, jakimi dysponuje, ale spodziewam się, że są tacy, którzy myślą inaczej.

- Ale wymieniać trenera na jakiego i zawodników na jakich? My patrzmy poważnie, zajmijmy się potencjałem, jaki mamy teraz i jaki będziemy mieli w najbliższych latach. Mamy czterech-pięciu chłopaków, którzy pamiętają sukcesy. To Piotrkowie Chrapkowski i Wyszomirski, Kamil Syprzak, Przemek Krajewski i Michał Daszek. Oni mają jakieś większe doświadczenie. Później mamy paru młodych chłopaków, którzy fajnie się wprowadzili do kadry. Tu bryluje Arek Moryto. I teraz trzeba dalej inwestować w takich ludzi, bo jak nie zainwestujesz, to nie wyciągniesz. Musimy korzystać z tego, co mamy, a nie ciągle coś zmieniać. Pracujmy, już i tak jesteśmy spóźnieni jakieś osiem lat. A nawet 10.

Mówisz o zaniedbaniach ze strony Związku Piłki Ręcznej w Polsce? O tym, że zdecydowanie za późno zaczął budować na sukcesach, jakie osiągnęliście już na MŚ 2007 i 2009?

- Nie chodzi o to, żeby wszystko zwalać na związek. Bardzo brakowało też tego, co się teraz dzieje w lidze. Dziś jest w niej kilkunastu jak nie kilkudziesięciu chłopaków, którzy się rozwijają w fajnym tempie. Oczywiście na dziś o żadnym z nich nie ma sensu mówić w kontekście kadry, ale w dalszej perspektywie oni będą w niej grać. Szkoda, że liga dopiero drugi rok jest profesjonalna. Ale dobrze, że wreszcie wychowuje młodych Polaków dla reprezentacji. I w to trzeba inwestować coraz mocniej. A związek na pewno ma teraz kłopot, bo wypadamy ze ścieżki prowadzącej od jednej wielkiej imprezy do następnej. A skoro nie gramy z najlepszymi, to władzom federacji trudno będzie utrzymać taki poziom organizacji wszystkiego wokół kadry, jaki jest teraz.

Czytałem już, że porażka w preeliminacjach MŚ 2019 to wina m.in. Michała Jureckiego, bo mając dopiero 33 lata zrezygnował z gry w kadrze, a mógłby bardzo jej pomóc w trudnym momencie. Co Ty na to?

- Granie w kadrze jest indywidualną sprawą każdego zawodnika. Nie wierzę, że ktoś nie przemyślał decyzji. Na pewno nie jest łatwo zrezygnować. Zwłaszcza kiedy chce się związać swoją przyszłość z piłką ręczną. Wtedy trzeba pamiętać, że im środowisko będzie mocniejsze, tym lepiej dla nas. Moim zdaniem w trudnych chwilach wszyscy muszą zewrzeć szyki i jak najwięcej pracować. Ale podkreślam, że każdy sam podejmuje takie decyzje. Sławek Szmal przecież też decydował sam.

Sławek wrócił, żeby pomóc, mimo że w tym roku skończy już 40 lat. Ukłony. Ale chyba też musimy popatrzeć na sprawę inaczej, zastanowić się czy zawsze w trudnej sytuacji będziemy mogli sięgać po Szmala albo złościć się, że Jurecki nas nie zbawił?

- No właśnie! A może Michał Jurecki chce, żeby pojawił się ktoś inny, żeby nabierał doświadczenia, a jak ma to zrobić, jeśli nie przez grę pod presją? Może Michał nie chce zabierać miejsca komuś, kto może się rozwinąć i być ważnym zawodnikiem nie jeszcze przez chwilę, ale przez lata? Nie da się ciągle wracać, wchodzić i próbować robić za kogoś robotę. Tych którzy narzekają, że Michał nie pomógł, trzeba by zapytać czy twierdziliby, że Bartek Jurecki też powinien wrócić, gdyby się okazało, że sam Michał nie wystarczył. Za chwilę ktoś dojdzie do wniosku, że przydałby się Mariusz Jurasik, bo jeszcze czasem gdzieś zdarza mu się założyć meczową koszulkę.

A Ty dlaczego nie jesteś w gotowości?

- W sumie nie wiem czemu nie trenuję ja, dlaczego Grzesiek Tkaczyk się czasem nie porusza, bo przecież jeszcze by mógł. Zapomnijmy. Coś było, minęło i musimy się przyzwyczaić, że tak jest. Oczywiście szkoda, że skończyło się w bolesny, drastyczny sposób. Ale nie obarczajmy winą tych chłopaków, którzy skończyli granie. Od dawien dawna było wiadomo, że w końcu odejdą.

Od dawien dawna wiedział o tym ZPRP. Wracam do tego, bo jak wspomnieliśmy Sławka Szmala, to od razu przypomniało mi się, jak przy okazji ME w Austrii w 2010 roku opowiadał mi, że chciałby promować dyscyplinę, namawiać do piłki ręcznej dzieciaki, że chciałby, żeby w kraju powstały szkoły prowadzone przez związek. Teraz one są, jest promocja, ale to wszystko przyszło o 8-10 lat za późno, jak sam zauważyłeś.

- Nie chcę się wypowiadać o rzeczach, w których nie uczestniczę. Mnie w związku nie ma, ja odpowiadam za swój klub i staram się zrobić jak najwięcej dobrego dla Wybrzeża, a przez to też dla reprezentacji, bo chciałbym jej dostarczać zawodników.

Rozumiem, że nie chcesz mówić o bieżących działaniach ZPRP, ale przecież musiałeś czuć żal w 2016 roku, że nie doczekałeś jako zawodnik do tak znakomitej imprezy, jaką były wtedy nasze mistrzostwa Europy. Pamiętam, jak lata temu Bogdan Wenta mówił w imieniu całej Waszej kadry, że chcielibyście, żeby związek starał się o taką imprezę, ale wiecie, że nie ma na to szans, tak bardzo niedomagamy organizacyjnie. Musisz przyznać, że wszystko dobre co się w końcu stało wokół kadry, stało się o wiele za późno.

- A może musi wrócić Bogdan Wenta i jeszcze raz to wszystko poukładać?

Żartujesz czy mówisz serio?

- Mówię serio. Bogdan to człowiek, który ma ogromne doświadczenie. Pamiętajmy, że ludziom, którzy przeżyli i tworzyli wielkie rzeczy łatwiej jest je zrobić jeszcze raz. Oni już wiedzą, jak to się robi.

Ale widziałbyś go znów w roli trenera, mimo że od kilku lat nie ma styczności z ławką? Czy bardziej jako dyrektora sportowego albo prezesa federacji?

- Zbigniew Boniek ledwo zaczął pracę, a od razu odmienił cały, źle działający związek. To najlepszy przykład. Każdy ma swoją rolę pisaną u góry i do czegoś pasuje. Jeden pasuje do roli trenera, inny do roli dyrektora, jeszcze inny do roli prezesa.

Wenta to chyba taki człowiek, który mógłby się odnaleźć w każdej roli. Teraz jest przecież europosłem, podobno dobrym. Rozumiem, że Tobie najbardziej pasuje do roli prezesa, skoro przywołujesz przykład Bońka?

- Rola jest mniej ważna. Liczy się to, że wytrzymywał wielką presję, potrafił w niej świetnie pracować, stawiać sobie cele i je realizować. Jest jeszcze wielu innych ludzi, którzy byli w naszej reprezentacji i od nich też można czerpać garściami. Sam często się konsultuję z moimi byłymi kumplami z boiska. W przeróżnych sprawach – i sportowych, i marketingowych. Często podsuwają mi mądrzejsze pomysły od moich.

Z Wentą się konsultujesz?

- Tak, jesteśmy w stałym kontakcie. Nie zamknął się w świecie polityki, piłką ręczną cały czas się interesuje. Wybrzeże to dla niego, jak i dla mnie, szczególny klub, więc pomaga. Ale interesuje się całą piłką ręczną, światową, nie tylko polską. Kontakt mam też z Tomkiem Tłuczyńskim z naszej kadry i jeszcze z wieloma innymi ludźmi, z którymi miałem przyjemność grać, a którzy teraz służą swoim innym spojrzeniem na przeróżne sprawy.

Myślisz, że wrócimy do grania w wielkich imprezach w pierwszym możliwym terminie, czyli na mistrzostwach Europy w 2020 roku? Od razu dodam: nie pytam z nadzieją, że tam będziemy w stanie powalczyć o miejsce w turnieju olimpijskim na igrzyskach w Tokio w 2020 roku, ale jeśli chcemy zbudować kadrę liczącą się na MŚ 2023, których będziemy współgospodarzem, to chyba nie możemy dłużej pozostawać poza mistrzowskimi turniejami?

- Jeżeli chcemy myśleć o igrzyskach, to jak najszybciej o nich zapomnijmy, a bardzo mocno myślmy o mistrzostwach Europy. Zakwalifikować się do nich i zbudować taką drużynę, która będzie walczyła z rywalami dobrej klasy – to musi być nasz cel na najbliższe dwa lata. Jeszcze raz mówię: to wymaga pracy związku, klubów, ligi, trenerów. Będzie ciężko, ale nie ma żadnej drogi na skróty, trzeba wszystko ułożyć i mocno pracować.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.