To już drugi mecz z niezłą pierwszą połową [do przerwy Polki przegrywały 11:14] i z drugą, w której praktycznie nie istniejemy. Trudno znaleźć pozytywy w tych drugich częściach. Na pewno trudno jest przez cały mecz gonić wynik, wtedy traci się więcej sił. Ale rzucał się w oczy zupełnie inny sposób poruszania się Holenderek. One motorycznie były bardzo dobre, a my bazowaliśmy praktycznie tylko na rzucie z drugiej linii. Mimo że niewiele nam to dawało, bo holenderska bramkarka broniła znakomicie [17 obron na 37 rzutów - 46 proc. skuteczności]. Nasza Weronika Gawlik też zanotowała kilka świetnych interwencji [11/36 - 31 proc.], obroniła dwa rzuty karne i kilka innych sytuacji stuprocentowych. Ale Holenderki dużo lepiej rozgrywały akcje. Przecież one wszystkie razem nie miały tylu rzutów z drugiej linii, ile miała jedna Ala Wojtas. Ona próbowała 17 razy, zdobyła pięć bramek, bardzo nieskuteczne były Monika Kobylińska [0/5] i Marta Gęga [0/3], która w turnieju pozostaje bez bramki [0/5 w spotkaniu z Francją]. Widać, że rzut z drugiej linii wcale nie jest naszą mocną stroną, a mimo wszystko go szukamy. Dzieje się tak, bo bardzo trudno wypracować nam takie sytuacje, jakie miały Francuzki i Holenderki w meczach z nami. Nie mamy przygotowanych zagrywek w ataku. Tu jest pies pogrzebany.
Oczywiście Francuzki i Holenderki w tych składach, w jakich są na ME w Szwecji, grają długo, a nasza kadra jest w przebudowie. Kiedyś to musiało nastąpić. To dobry moment. Wszyscy byśmy chcieli, żeby Polki grały jak na MŚ 2013 i 2015, gdy docierały do półfinałów, ale myśląc o igrzyskach w Tokio w 2020 na pewno warto już teraz kadrę odmładzać. To trudny proces, ale konieczny. Jeszcze nie wszystko stracone w tych mistrzostwach Europy, ale gdybyśmy nawet nic nie ugrali, to pamiętajmy, że celem są igrzyska olimpijskie. Polkom nigdy nie udało się w nich zagrać, to wielki cel. Trzeba cierpliwości, a nie rozdzierania szat.
Chyba z natury lubimy szaleństwo, dlatego bardziej podobają nam się trenerzy skaczący, biegający koło ławki. Osobiście nie preferuję tego stylu, on mi się nigdy nie podobał. Będąc zawodniczką uważałam, że na boisku jest wystarczająco dużo emocji, dlatego trener powinien być tym, który je studzi. Myślę, że zawodniczki oczekują chłodnego spojrzenia, spokojnej głowy i merytorycznych uwag. Dlatego styl pracy Leszka Krowickiego bardzo mi się podoba. To bardzo szanowany trener, ma mnóstwo sukcesów, doskonale wie, jak prowadzić zespół. Trzeba mu zaufać, nie skreślać go po jednej imprezie, po mniej udanych spotkaniach. Trzymam za niego kciuki.