ME w piłce ręcznej 2016. Katastrofa gladiatorów

Aby awansować do półfinału, Polacy mogli ulec Chorwacji nawet czterema golami, przegrali czternastoma! Zamiast gry o medal Euro, Biało-Czerwonym pozostał w turnieju mecz o siódme miejsce

Jeszcze przed meczem Polaków z Chorwacją sensacja goniła sensację. Najpierw we wrocławskiej Hali Ludowej osłabieni kontuzjami Niemcy niespodziewanie pokonali Danię 25:23, a ponieważ później Hiszpania wygrała z Rosją także 25:23, Duńczycy - jeden z głównych kandydatów do złota - musieli się pożegnać z półfinałem.

Ale jeszcze większa niespodzianka zdarzyła się w Tauron Arenie Kraków. Norwegowie pokonali najlepszą drużynę świata ostatniej dekady - Francję - 29:24 i udział Trójkolorowych w półfinale zależał od wyniku meczu Polska - Chorwacja. Szansę na najlepszą czwórkę Euro miały jeszcze trzy drużyny - największą Biało-Czerwoni, mogli nawet przegrać trzema bramkami - lub czterema, jeśli rzucą co najmniej 27 goli. To wystarczyłoby do zajęcia drugiego miejsca w grupie, którą wygrali Norwegowie.

- Oczywiście, że wygramy. Świadomość, że jest się tak blisko półfinału mistrzostw Europy, da naszym zawodnikom dodatkową moc. Myślę, że poniesie ich również wspaniała atmosfera na trybunach - mówił nam kilka godzin przed meczem Marcin Lijewski, wielokrotny reprezentant Polski, srebrny i brązowy medalista mistrzostw świata w 2007 i 2009 roku, wybierany do siódemki gwiazd tych mundiali.

Niesamowity doping bardzo się przydał, bo Polacy zaczęli źle. Fatalnie grali w ataku, a pierwszą bramkę zdobyli dopiero po dziewięciu minutach gry (Michał Szyba), gdy rywale prowadzili już 3:0. Znów brakowało ofensywnych zespołowych akcji, a próby podania na koło do Kamila Syprzaka kończyły się najczęściej stratą piłki. Twarz próbował ratować Sławomir Szmal, broniąc m.in. rzut karny klubowego kolegi z Vive Ivana Cupicia. Wiele to nie dało - po kwadransie gry Chorwaci prowadzili 5:1. Chwilę później trener Michael Biegler poprosił o czas.

Ofensywa naszej drużyny przypominała tę z nieszczęsnego meczu z Norwegią. Bez pomysłu na grę, oparta na indywidualnych akcjach, tym razem głównie Karola Bieleckiego. Do tego w bramce rywali świetnie spisywał się Ivan Stevanović. A Chorwaci jakby wierzyli, że są w stanie wygrać z Polakami jedenastoma golami, bo taka różnica dawała im awans do półfinału. W 23. min prowadzili już 11:6. Nasz zespół zmniejszył wprawdzie różnicę do trzech trafień (9:12), ale w końcówce chorwacki skrzydłowy Vive Manuel Strlek pokazał, jak się powinno kontrować - po jego rzutach zrobiło się już 9:15.

Trudno w to uwierzyć, ale druga połowa zaczęła się dla nas jeszcze gorzej. Katastrofalne błędy w ataku dały rywalom szansę na kolejne kontry, w a nich Chorwaci byli bezbłędni. Zdobyli osiem (!) pierwszych bramek po przerwie (40. 10:23) i wygrana jedenastoma golami, którą chorwackie media określały mianem "cudu", stawała się realniejsza.

Na pomoc drużynie wszedł Krzysztof Lijewski, ale uraz nadgarstka, z którym zmaga się od kilku dni, pozwoliła mu tylko na grę w obronie, i to przez 51 sekund. A tu potrzebna była rewolucja w ataku. Kibice próbowali nawet pobudzić zespół, śpiewając Mazurka Dabrowskiego, ale i to nie pomogło. Pierwszego gola po przerwie Polacy zdobyli dopiero w 41. min (Michał Daszek), a swą pierwszą i ostatnią bramkę niesamowity w poprzednich spotkaniach Michał Jurecki zdobył dopiero w 49. min.

Żal było patrzeć, jak rywale punktowali nasz zespół. Popełnialiśmy szkolne błędy w ataku, a Strlek (100-procentowa skuteczność w całym meczu) na zmianę ze Zlatko Horvatem dobijali naszą drużynę z każdą minutą.

Pięć dni przed rozpoczęciem polskiego Euro zespół w finale towarzyskiego turnieju w hiszpańskim Irun przegrał z gospodarzami 12:26, bijąc niechlubny rekord przegranej z 2003 roku z pojedynku z Danią (26:43). Wczoraj go wyrównali.

Polacy zajęli dopiero czwartą lokatę w grupie I i pozostała im gra o siódme miejsce mistrzostw Europy. Rywalem Biało-Czerwonych będzie Szwecja. Mecz w piątek o godz. 16 w Hali Ludowej we Wrocławiu.

W piątkowych półfinałach Norwegia zagra z Niemcami, a Hiszpania z Chorwacją.

Za kilka tygodni wrócimy do emocji z udziałem reprezentacji. Polacy walczyć będą w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk olimpijskich w Rio de Janeiro. Rywalami będą Słowenia lub Macedonia, Chile oraz wicemistrz Afryki. Być może turniej odbędzie się w trójmiejskiej Ergo Arenie - decyzja ma zapaść w przyszłym tygodniu.

Do Brazylii pojadą dwie najlepsze drużyny z turnieju, trudno sobie wyobrazić, by nie było wśród nich Polski, choć po tym, co dzieje się na Euro, spodziewać się można każdego rozstrzygnięcia.

Ale łomot! A memy po porażce Polaków jednak bawią

Czy Polacy zawiedli Twoje oczekiwanie?
Więcej o:
Copyright © Agora SA