El. MŚ piłkarzy ręcznych. Kapitalny finisz Polaków. Jedziemy na mundial do Kataru!

Nerwy tradycyjnie musiały być. Jak to u piłkarzy ręcznych. Ale końcówka meczu w Magdeburgu była znakomita. Po zwycięstwie przed tygodniem w Trójmieście 25:24 biało-czerwoni znów pokonali Niemców jedną bramką 29:28 i w styczniu zagrają na mistrzostwach świata w Katarze!

Cztery mecze Mundialu i żużlowe GP Szwecji - dzieje się aż do niedzielnego poranka >>

Sygnał do ataku dały polskie piłkarki ręczne, które trzy godziny wcześniej awansowały do tegorocznych mistrzostw Europy na Węgrzech i w Chorwacji. W Brnie musiały pokonać Czeszki trzema bramkami i dokładnie taką różnicą wygrały (25:22)! Z powodu występów żeńskiej reprezentacji powody do radości mieli też Niemcy, bo przed meczem mężczyzn w tej samej Getec Arena w Magdeburgu kobiety rozgromiły Macedonię 31:16 zapewniając sobie awans do ME.

W polskiej ekipie dobre wieści mieszały się ze złymi. Sztab medyczny postawił na nogi Krzysztofa Lijewskiego, który z powodu kontuzji przed tygodniem nie grał w trójmiejskiej Ergo Arenie. Niestety, nie mógł nic zrobić po urazie uda Mariusza Jurkiewicza. Jeden z ojców ubiegło tygodniowego zwycięstwa nad Niemcami kontuzji nabawił się na treningu w piątkowy wieczór.

Trener Michael Biegler znowu musiał więc kombinować ze składem. Na środku rozegrania postawił Michała Jureckiego, któremu pomagał Rafał Gliński. I Polacy otwarcie mieli dobre. To ważne, bo biało-czerwoni regularnie już słabo zaczynali mecze. Tym razem gorzej było w drugiej części pierwszej odsłony. Od stanu 6:6 w 13. minucie nasz zespół nie zdobył gola przez kolejne dziewięć minut. Raz, że świetnie spisywał się bramkarz Silvio Heinevetter, ale przede wszystkim biało-czerwoni mieli problemy z konstruowaniem ataku pozycyjnego.

Selekcjoner reprezentacji Polski musiał poprosić o czas. Po nim wpuścił w końcu na boisko Karola Bieleckiego, w bramce Sławomira Szmala zastąpił też Piotr Wyszomirski. Zmiany pomogły, bo biało-czerwoni odrobili część strat.

Drugą połowę polski zespół też rozpoczął dobrze. W bramce bardzo dobrze bronił Wyszomirski, a w ataku znacznie poprawiła się skuteczność. Polacy krok po kroku niwelowali straty aż w końcu w 43. min doprowadzili do remisu 18:18. Mogli pójść za ciosem, ale głupie błędy w ataku sprawiły, że kontry szybkiego jak błyskawica skrzydłowego Uwe Gensheimera szybko dały Niemcom prowadzenie 20:18. Michael Biegler poprosił o czas. I pomogło. Teraz to biało-czerwoni grali skuteczniej i nie tylko wyrównali na 20:20, ale i po kontrze Glińskiego wyszli na prowadzenie 21:20. Teraz o czas poprosić musiał selekcjoner Niemców.

Wiadomo było, że wynik będzie wyższy od tego przed tygodniem w Ergo Arenie (25:24 dla Polski). Polacy przegrać mogli więc jedną bramką pod warunkiem, że zdobędą więcej goli niż Niemcy w Trójmieście.

W ostatnim kwadransie prowadzenie zmieniało się jak w kalejdoskopie. Z minuty na minutę gra była coraz bardziej nerwowa, oba zespoły popełniały proste błędy.

93 sekundy przed końcem grający bardzo dobry mecz Bielecki wyrównał na 27:27. Trener Niemców poprosił o czas. Wiadomo było, że gospodarze muszą wygrać co najmniej dwoma golami, by w styczniu pojechać na mundial do Kataru. Ale za chwilę gospodarzy dobił ten, którego w Magdeburgu tak bardzo kochają. Bartosz Jurecki, kołowy miejscowych "Gladiatorów", zdobył gola i wiadomo było, że to biało-czerwoni jadą na mistrzostwa świata!

- Dziękujemy, dziękujemy - kilkaset polskich kibiców opanowało Getec Arenę po końcowej syrenie.

- Prawie zawał - mówił chwilę po spotkaniu Andrzej Kraśnicki, prezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce i szef Polskiego Komitetu Olimpijskiego. - Nasz zespół zagrał dziś wielki mecz - dodał.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.