PP w piłce ręcznej. Wiśniewski: Wisła - Vive jak Borussia - Malaga

- Na półtorej minuty przed końcem przegrywaliśmy 26:31, kibice Vive pootwierali szampany, a po chwili nam je oddawali - tak Adam Wiśniewski, wychowanek i kapitan Wisły Płock wspomina walkę nafciarzy z Vive Kielce o Puchar Polski w sezonie 2006/2007. Wszystko wskazuje na to, że w niedzielę w Legionowie odwieczni rywale po raz kolejny zagrają o to trofeum.

Tu też na boisku są wielkie emocje

Łukasz Jachimiak: Niedawno przegraliście z Vive w lidze 22:29, z europejskimi pucharami pożegnaliście się już po fazie grupowej Ligi Europejskiej, a klub rozstał się z trenerem Larsem Waltherem. Czy nie jesteście za słabi, żeby odebrać ekipie z Kielc Puchar Polski?

Adam Wiśniewski: Nasze mecze z Kielcami są niezwykłe, w nich nie jest najważniejsza aktualna dyspozycja. W listopadzie pokonaliśmy Vive u siebie 32:25, wtedy pokazaliśmy, że wcale tacy gorsi nie jesteśmy. W marcu przegraliśmy siedmioma bramkami, zagraliśmy słabo, ale uważam, że w Legionowie jesteśmy w stanie ich pokonać. Oczywiście pod warunkiem że zagramy na maksimum swoich możliwości, że wszystko będzie nam wychodzić. Bo na papierze oni są strasznie mocni, biją nas na głowę.

Jesteście w stanie zagrać najlepiej, jak potraficie, skoro dopiero co byliście w kryzysie?

- Najważniejsza część sezonu dopiero się zaczyna, trener Krzysztof Kisiel z trenerem Adamem Góralem wszystko próbują uporządkować, od powrotu zawodników, którzy niedawno grali w swoich reprezentacjach, mocno szykujemy się na półfinał z Puławami [mecz odbędzie się w sobotę o godz. 15.30, drugi półfinał, w którym Vive zmierzy się z Chrobrym Głogów zaplanowano na godz. 18] i finał z Kielcami. Oglądamy wideo, ćwiczymy taktykę pod te zespoły, robimy wszystko, żeby sprawić naszym kibicom miłą niespodziankę.

W wygranym przez Polskę 22:18 meczu ze Szwecją zdobyłeś siedem bramek, trafiałeś i ze skrzydła, i z rozegrania. Ivan Nikcević rzucił osiem bramek dla Serbii w meczu z Austrią (30:30), wygląda na to, że kibice Wisły mogą być spokojni o formę lewoskrzydłowych.

- Wpadało mi ze skrzydła, z kontry, z rozegrania, z każdej pozycji. Ivan też zaprezentował wysoką formę, to cieszy, ale taki dzień w niedzielę musimy mieć wszyscy, nie tylko ja i Ivan.

Dla was turniej w Legionowie to pewnie najważniejsza impreza, Vive siłą rzeczy musi myśleć o walce o Final Four Ligi Mistrzów. Upatrujecie w tym swojej szansy?

- To prawda, dla nich walka o Final Four Ligi Mistrzów na pewno jest ważniejsza. My z pucharów odpadliśmy, gramy już tylko o Puchar Polski i o mistrzostwo kraju, i bardzo chcemy coś ugrać. W tamtym roku poza wyjściem z grupy Ligi Mistrzów wszystko przegraliśmy, Vive miało puchar i mistrzostwo. Dla nas bardzo prawdopodobny niedzielny mecz z nimi będzie meczem o wszystko. Dla nich pewnie nie, rozumiemy, że Liga Mistrzów to ważniejszy cel niż Puchar Polski, ale to wcale nie znaczy, że oni się przed nami położą, że nie podejmą twardej walki.

Ale jeśli nie pozwolicie im odjechać, uzyskać bezpiecznej przewagi i przejąć kontroli nad meczem, to w walce na noże chyba wy będziecie faworytem?

- Tak myślę. Oni niedługo pojadą do Skopje, na bardzo trudny teren, a my zagramy ze Szczecinem w ćwierćfinale play-off ligi. Dlatego my w Legionowie rzucimy wszystkie siły, wszystko postawimy na jedną kartę i wierzę, że wygramy.

Vive swój ćwierćfinał już rozpoczęło, w meczu z Piotrkowianinem do gry wrócili rekonwalescenci Tomasz Rosiński, Ivan Cupić i Michał Jurecki. Jak jest u was z kontuzjami? Jest szansa, że w Legionowie zagra Petar Nenadić?

- Na razie trenuje indywidualnie, dopiero w ostatniej chwili ma się okazać, czy zagra. Poza nim wszyscy są u nas zdrowi i gotowi do walki.

Czujecie, że łatwiej zdobyć Puchar Polski niż mistrzostwo?

- No pewnie. Dlatego mocno się na ten finał szykujemy, wiemy, że w finale ligi o wiele trudniej będzie wygrać, bo wtedy trzeba będzie pokonać Kielce trzy razy w odstępie kilkunastu dni.

Puchar Polski Wisła zdobyła 10 razy, często w finałach pokonywała Vive. Przed turniejem w Legionowie w klubie wspominacie mecze z przeszłości, jak choćby finał z 2007 roku?

- Tak, wracamy do tego, bo to piękna historia. Zachowując oczywiście proporcje, uważam, że tamten finał był jak niedawne zwycięstwo Borussii Dortmund nad Malagą w ćwierćfinale piłkarskiej Ligi Mistrzów. My tam przegrywaliśmy 26:31 na półtorej minuty przed końcem, a żeby zdobyć puchar, mogliśmy najwyżej przegrać jednym golem [w finale rozgrywano wówczas dwumecz, u siebie Wisła wygrała 35:33]. Miałem wtedy kontuzję, siedziałem na trybunach i nie wierzyłem własnym oczom. Niesamowite rzeczy się działy, kibice Vive już pootwierali szampany, a po chwili nam je oddawali (śmiech). Mam nadzieję, że teraz też będziemy mieli taki fajny dramat. Ostatnio wszystko wygrywa Vive, dlatego teraz chcemy im coś wyrwać, żeby i o naszym klubie się mówiło.

Właśnie się mówi. Hiszpańska "Marca" podała w czwartek, że Manolo Cadenas uzgodnił warunki kontraktu z Wisłą i po sezonie zostanie waszym trenerem. Potwierdzasz?

- Jeżeli "Marca" tak napisała, to pewnie tak jest. Z klubu jeszcze oficjalnego potwierdzenia nie dostaliśmy, ale wcześniej słyszeliśmy, że na 90 proc. naszym nowym szkoleniowcem będzie Manolo, a wszystko się rozstrzygnie do końca tego tygodnia. Widać temat został dopięty.

Pracować pod okiem kogoś, kto może zostać trenerem reprezentacji Hiszpanii, to chyba fajna sprawa?

- Na pewno. To jest trener światowej klasy. Osiągał sukcesy z Ademarem Leon [m.in. dwa Puchary Zdobywców Pucharów i mistrzostwo Hiszpanii], prowadził Barcelonę, a teraz pewnie obejmie też kadrę obecnego mistrza świata. On jest wielkim człowiekiem piłki ręcznej.

Nie obawiacie się, że jeśli zostanie też trenerem Hiszpanii, trudno będzie mu pogodzić funkcje?

- Jest dużo przykładów pokazujących, że to się da odpowiednio zgrać.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na smartfony

Więcej o: