ME piłkarzy ręcznych. Polacy zrobili Szwedom potop

Polacy rozbili wicemistrzów olimpijskich Szwedów 35:25. Jeśli w środę pokonają Chorwację, zagrają w półfinale mistrzostw Europy. Relacja z tego meczu w środę o 20:15 na Sport.pl i w aplikacji Sport.pl Live.

Teraz wszystko zależy od nich. Polacy muszą po prostu pokonać Chorwatów, remis im nie wystarcza, bo przy równej liczbie punktów decyduje bilans bramkowy, a ten mamy o sześć bramek gorszy.

Biało-Czerwoni rozpoczęli wtorkowy pojedynek źle - przegrywali 1:5, jeszcze w 19. minucie 8:11. Ale wtedy zaczął się pokaz ich siły, determinacji. Nie stracili bramki przez dwanaście minut!

Pięknie zagrali zmiennicy - Adam Wiśniewski za Przemysława Krajewskiego na lewym skrzydle, Jakub Łucak za Patryka Kuchczyńskiego na prawym skrzydle, ale przede wszystkim Piotr Wyszomirski w bramce. Już do przerwy obronił pięć trudnych rzutów, w drugiej połowie w pewnym momencie miał fenomenalną 85-procentową skuteczność (12/14).

Łucak, debiutant w wielkim turnieju, jest chyba największym odkryciem. Zaczął od przechwytu w obronie, a potem zdobył cztery gole. Właśnie jego trafienie dało pierwszy w meczu remis - 11:11 w 23. minucie. To jednak nie koniec, za chwilę znów świetnie bronił Wyszomirski, rywale zgubili piłkę i 120 sekund przed końcem połowy po trafieniu najlepszego w polu Krzysztofa Lijewskiego Polacy prowadzili 14:12.

Z olbrzymim impetem Polska rozpoczęła drugą połowę. Zdenerwowani szwedzcy trenerzy poprosili o czas i przeprowadzali kolejne zmiany w składzie. Szwedzi próbowali różnych rozwiązań, zmienili obronę na 5-1 z wysuniętym dwumetrowcem Jonasem Kallmanem. Nic to nie dało. Rozpędzeni Polacy grali kapitalnie, cuda w bramce wyczyniał Wyszomirski (wybrany na najlepszego zawodnika meczu). Po kolejnym przechwycie i kontrze Łucaka było aż 22:14 w 38. minucie. Polacy prowadzili nawet przewagą 14 bramek. Rywale z niedowierzaniem patrzyli na boisko - aż dwunastu graczy Michaela Bieglera zdobyło przynajmniej jedną bramkę.

W środę jednak zadanie nie mniej trudne - Chorwacja. Cztery lata temu na mistrzostwach Europy w Austrii Polacy też mieli medal na wyciągnięcie dłoni. W półfinale ich marzenia rozwiali właśnie Chorwaci. Mecz był dramatyczny w końcówce - sędziowie nie zauważyli niesportowego zachowania Ivana Cupicia. Ówczesny trener reprezentacji Bogdan Wenta kłócił się z sędziami, dostał żółtą kartkę, a Polacy stracili piłkę. Chwilę później rywale podwyższyli prowadzenie i ostatecznie wygrali 24:21. Po tej porażce z Polaków uszła energia, w pojedynku o brązowy medal z Islandią mieli najsłabszy dzień turnieju i już do przerwy losy meczu były rozstrzygnięte (11:18). Mimo szaleńczego pościgu w drugiej połowie strat nie udało się odrobić.

Lijewski przed dzisiejszym starciem z Chorwatami nie jest optymistą. - To bardzo mocny fizycznie zespół. Znacznie nas tu przewyższają. W dodatku mają więcej doświadczonych zawodników.

Zdaniem bukmacherów Chorwacja to kandydat do złotego medalu (kurs 1:8, wyżej oceniane są szanse Hiszpanii, Francji oraz gospodarzy, Danii). Na pięciu ostatnich mistrzostwach Europy byli w czołowej czwórce. W Danii są podwójnie zmotywowani, bo - podobnie jak Polacy - jeszcze nigdy w historii nie zdobyli złota. A przecież dwukrotnie byli mistrzami olimpijskimi (1996, 2004), są też mistrzami świata z 2003 roku. W sumie zdobyli aż osiem medali na tych najważniejszych imprezach.

W Skandynawii męczyli się ze słabiutką Czarnogórą (wygrali tylko 27:22), Szwedów pokonali jednym golem, przegrali po ciężkiej walce z Francją. - W meczu z Francją wcale nie zachwycili. Mają swoje problemy: nie najlepiej spisuje się lewe rozegranie, na prawej stronie też nie jest różowo. My musimy umieć wykorzystać te kłopoty - mówi Lijewski.

Ale w ekipie Slavko Goluzy wciąż nie brakuje doskonałych zawodników. O środkowego rozgrywającego Domagoja Duvnjaka biły się największe europejskie kluby, był numerem jeden na liście życzeń prezesa Vive Targi Kielce Bertusa Servaasa. Negocjacje trwały długo, aż ostatecznie Chorwat podpisał kontrakt z najlepszą drużyną Europy ostatnich lat - THW Kiel. Gdyby skusił się na ofertę Holendra, dołączyłby do chorwackiej kolonii w Kielcach. Grają tam bowiem skrzydłowi uznawani za jednych z najlepszych na swoich pozycjach: Manuel Strlek i Ivan Cupić, bramkarz Venio Losert, rozgrywający Denis Buntić i kołowy Żeljko Musa.

Ostatni raz pokonaliśmy Chorwację w fazie grupowej igrzysk olimpijskich w Pekinie w 2008 roku. Kolejne cztery starcia kończyły się polskimi porażkami. Ale teraz Polacy - po niezwykłym, wymęczonym w ostatnich sekundach zwycięstwie nad Białorusią i nokaucie Szwecji - wiedzą, jak wygrywać na wszelkie sposoby.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.