Michał Jurecki: Wszyscy wiedzą, jakim turniejem są w piłce ręcznej mistrzostwa Europy. W nich nie ma meczu, który byłby o nic. Jest wojna za wojną, a my zawsze walczymy do końca.
- Do Danii przyjechali, bo w eliminacjach mieli trochę szczęścia. Awans wywalczyli jako lucky loser, byli najlepszym zespołem ze wszystkich siedmiu, które w eliminacyjnych grupach zajęły trzecie miejsca. Ale to nie znaczy, że są słabi. Na ubiegłorocznych mistrzostwach świata zrobili lepszy wynik od nas, bo dotarli do ćwierćfinału. Już w Hiszpanii widać było rękę nowego trenera. Rosja przez lata grała twardą obronę i nudny atak. Teraz w ofensywie grają kombinacyjnie i dużo szybciej.
- Oni mają swoje problemy, a my się nimi nie interesujemy. Wolimy skupić się na sobie. To konieczne, bo musimy zagrać bardzo dobry mecz.
- Nie możemy kalkulować. Kiedyś już udowodniliśmy, że awans do drugiej rundy bez punktów z pierwszej nie przekreśla szans na medal. Zrobiliśmy to na mistrzostwach świata w Chorwacji, w 2009 roku [to tam słynny rzut Artura Siódmiaka w meczu z Norwegią dał nam awans do półfinału], pokonując w meczu o brąz Danię.
- Nawet nas przebili, bo wchodząc do drugiej grupy bez punktów awansowali z niej do półfinału, a później wywalczyli złoto. Oni, jako jedyni w historii, w stu procentach wykorzystali szansę, jaką dostali.
- Tak było, chciałbym, żeby teraz nam dopisało szczęście.
- Przed mistrzostwami wielu z nas było kontuzjowanych, mało razem trenowaliśmy. Sam w połowie grudnia przechodziłem zabiegi, później trenowałem indywidualnie, dopiero od 2 stycznia z pełnym obciążeniem i bez bólu.
- One czują się bardzo dobrze, ja potrzebuję jeszcze trochę więcej ogrania.
- Na mistrzostwach świata w Szwecji [2011 rok] nie było wyjścia - trener kazał mi wracać do Polski na operację, więc wróciłem. Z nosem było inaczej. Wiedziałem, że dopóki nikt mnie nie uderzy, wszystko będzie OK. A teraz, po zabiegach, moje ścięgna działają, jak trzeba, więc mogę walczyć.
- Nie ćwiczymy jakichś specjalnych wariantów pode mnie, mamy nasze stałe zagrywki i ich się trzymamy, bo chcemy być mocni jako zespół. Nie jest ważne, kto trafia do siatki, ja nie muszę ich dziurawić. Liczy się tylko to, czy wygrywamy. Ale oczywiście odpowiedzialności się nie boję, lubię dostawać piłkę w trudnych momentach.
- Nie chcemy tego, ale nie bez powodu mówi się, że najtrudniej wytypować rozstrzygnięcia właśnie w mistrzostwach Europy. Tu pewne jest tylko jedno - medal dla Danii.
- Na pewno Danię też stać na wygranie trzech-czterech mistrzowskich imprez z rzędu. Oni mają kompletny zespół, który zebrał już dużo doświadczeń, wygrywając ostatnie mistrzostwa Europy i dochodząc do finału dwóch ostatnich mundiali.
- To prawda, że mieliśmy potencjał, który mógł nam regularnie dawać medale. Szkoda, że na mistrzostwach Europy w 2010 roku zajęliśmy czwarte miejsce, a na Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie - piąte. Gdyby w tych dwóch turniejach udało nam się stanąć na podium, nasza dyscyplina zyskałaby w Polsce ogromną popularność, teraz grałoby w nią dużo więcej ludzi, mielibyśmy zdecydowanie więcej zdolnej młodzieży na kolejne lata. Ale i tak mamy trochę nowych, naprawdę utalentowanych ludzi w kadrze. Rywalizacja jest coraz większa, starsi zawodnicy czują, że są naciskani, muszą ciężej pracować. Po cichu liczymy, że ta nasza grupa wystrzeli na polskie Euro 2016, a wcześniej potwierdzi, że wtedy będzie już ją stać na wielkie rzeczy.