Tłuczyński był egzekutorem karnych w reprezentacji Polski w latach 2006-2012. Rzucał je w trzech finałowych turniejach mistrzostw Europy (w 2008, 2010 i 2012 roku), na igrzyskach olimpijskich w Pekinie (2008 rok) i na trzech mundialach. Skuteczność w tym elemencie gry pozwoliła mu zostać najlepszym w historii strzelcem reprezentacji na mistrzostwach świata. Na imprezach w 2007, 2009 i 2011 roku lewoskrzydłowy rzucił w sumie 135 bramek. W 2009 i 2011 roku zajmował miejsca w pierwszej "dziesiątce" najlepszych strzelców mistrzostw. Był odpowiednio czwarty (58 goli w 73 rzutach, karne 25/31) i ósmy (47/60, karne 19/22).
Tomasz Tłuczyński: Co można powiedzieć? Ręka swędzi, kiedy widzę, jak kiepsko to wygląda. U rzucających nie ma luzu. Niepotrzebnie na siłę chcą piłkę wrzucić do bramki.
- Wiadomo, że Bartek, jako kołowy, nie może być zawodnikiem zaawansowanym technicznie. Rok temu ratował drużynie skórę na mundialu w Hiszpanii. Tam miał swój wyjątkowy czas nawet na karne. Ale on nie może ich wykonywać na stałe. To rola innych graczy.
- Dobry skrzydłowy potrafi rzucić wkrętkę, przelobować bramkarza, zrobić obniżkę, zamieszać, zmylić. Bramkarz takich zawodników nie lubi. A jak stanie naprzeciwko niego facet bazujący na sile, to jest mu łatwiej.
- W naszej kadrze jest za duża nerwówka. Chłopaki mają w meczach bardzo dobre fazy, ale ich nie wykorzystują, nie potrafią wypracować przewagi, uspokoić sytuacji. To się przekłada na karne. Dużo trudniej je rzucać, kiedy wynik jest na styku albo kiedy się goni rywala.
- Rzucałem je od juniora, a kiedy wszedłem do kadry, byłem wykonawcą karnych w swoim klubie, w Hanowerze. Oczywiście w reprezentacji, która właśnie stawała się czołową drużyną świata, te rzuty wykonywało się dużo trudniej. Ale z bramkarzami mającymi świetny refleks i lepiej się ustawiającymi jakoś sobie radziłem.
- Spokój na siódmym metrze trzeba sobie wypracować. I to nie tylko na treningach. Raz i drugi trzeba trafić w ważnym momencie bardzo ważnego meczu. Wtedy nabiera się pewności.
- Najczęściej wspominam karnego z końcówki półfinału z Danią na mundialu w 2007 roku. W 58. minucie Bogdan Wenta wpuścił mnie z ławki prosto na karnego. Czułem, że przegramy, jeśli nie trafię. Rzuciłem na remis, później wygraliśmy po dogrywkach. Takie karne każdemu rzucającemu muszą się trafić, żeby się przekonał, że się do tej roboty nadaje. Ale od razu dodam, że zbyt pewnie też nie można się poczuć. Ćwiczyć rzucanie karnych trzeba regularnie. Najlepiej ze świetnym bramkarzem. Bardzo ważne jest też, żeby dostać wolną rękę od trenera. Wenta powiedział mi, że mam rzucać, a jak - nie mówił. Nie wtrącał się, zaufał mi, a ja zwykle trafiałem.
- Trudno znaleźć lepszego. Wiadomo, że rzucając jemu nie stworzy się tak nerwowej sytuacji, jakie często wytwarzają się w meczu. Ale Sławek udziela wielu wskazówek. Zawsze mi mówił, z jakim moim rzutem ma szczególny problem, a który z moich pomysłów jest łatwy do rozszyfrowania. Ważne, żeby zmieniać repertuar. Żeby czasem zaskoczyć jakąś wkrętką, a nawet zachować na tyle luźną głowę, żeby oddać rzut, jakiego bramkarz rywali nie mógł w twoim wykonaniu widzieć.
- Jasne, miałem swoje pewniaki. Wielu bramkarzy sprawdzałem, machałem ręką, żeby zobaczyć, jak się ruszą. Karny to gra z bramkarzem. Ważne jest, żeby się odchylić i zaczekać na reakcję. Jak pociągnąłem rękę w dół, to zazwyczaj bramkarz opuszczał rękę, a wtedy lekko puszczałem piłkę górą. Oczywiście rozpracowywałem też konkretnych bramkarzy, oglądając ich na wideo. W meczu zawsze pamiętałem, jakie mają przyzwyczajenia. Ogólnie trzeba na wszelkie sposoby kombinować, żeby bramkarz zrobił to, co chce rzucający. Nie wolno doprowadzić do tego, że bramkarz stoi nieruchomo, bo wtedy najtrudniej go pokonać. Ja tę zabawę kochałem. I to jest najważniejsze. Bo jak się podchodzi do karnego i rzuca jakkolwiek, to nie ma ani frajdy, ani efektu.
- Aż tak dużo karnych się nie rzuca, bo po ciężkim treningu bywa, że bramkarz nie ma już ochoty na dodatkowe rzuty. Ale po te pięć karnych rzucałem raczej zawsze. A po 10 dwa dni i dzień przed meczem.
- Nie kojarzę takiego bramkarza. Ale najgorzej rzucało mi się Rosjanom. Machałem, machałem, a oni stali nieruchomo i nie wiedziałem, jak ich nabrać.
- To prawda, widziałem jak zagrał z Serbami, odbił naprawdę sporo piłek [15 udanych interwencji, 39-procentowa skuteczność]. Będzie ciężko, ale może karne weźmie na siebie Patryk Kuchczyński, który zastąpi w kadrze kontuzjowanego Orzechowskiego? On rzuca dobrze technicznie. Ale jeszcze do mnie nie dzwonił, więc sam nie wiem (śmiech).
- Jego naprawę miło było oglądać. Moim zdaniem ten chłopaczek ma przed sobą dobrą karierę, jeśli będzie tak walczył, jak z Francuzami. To jego dopiero pierwszy wielki turniej, pewnie zagra na wielu następnych, więc tym bardziej spróbowałbym go przekonać do karnych.