#TwardzielkiPoMedal - AKCJA! KONKURS!
Iwona Nabożna, asystentka Kima Rasumssena: Powiem szczerze, że się po prostu popłakałam ze szczęścia. Wiele osób postawiło już na nas krzyżyk, a dziewczyny na przekór wszystkim malkontentom udowodniły, że potrafią grać w piłkę ręczną.
- W Serbii początek turnieju także był dla nas nieudany, ale nie aż tak jak teraz. Takich słabych spotkań w grupie wówczas nie graliśmy.
- O to trzeba pytać same zawodniczki, bo chyba oprócz nich nikt tego nie wie. Zespół był przygotowany do obu imprez - czyli tej przed dwoma laty i tej w Danii - bardzo dobrze, zarówno pod względem fizycznym, jak i taktyczno-technicznym. Wiem to doskonale, bo w tych przygotowaniach uczestniczyłam. Myślę, że ta swego rodzaju niepewność wynika też z tego, że na początku tak naprawdę nie było liderki, może oprócz Karoliny Kudłacz-Gloc, ale i jej przytrafiały się słabsze mecze. Z upływem czasu zaczęło się to jednak zmieniać na lepsze.
- To jest drużyna, która w słabszych momentach potrafi się w sobie zebrać, czyli usiąść, porozmawiać, wyciągnąć wnioski. Tu jedna za drugą poszłaby w ogień i mówię to z całą odpowiedzialnością. Poza tym potrafią się podnieść po porażce. Myślę, że zmiana miejsca też zrobiła swoje i po przyjeździe z Naestved, gdzie rozgrywana była faza grupowa, do Herning, gdzie trwają rozgrywki pucharowe, drużyna zdecydowanie odżyła. Po prostu w nowym otoczeniu dziewczyny czują się zdecydowanie lepiej.
W tym zespole drzemie ogromny potencjał i jeśli zostanie w pełni wykorzystany, to może się zdarzyć wszystko. Gramy w tych mistrzostwach coraz lepiej, ale proszę zauważyć, że teraz już podczas grania hymnu zawodniczki mają zupełnie inny wyraz twarzy niż przed spotkaniami grupowymi. Są skupione i pełne woli walki, a wygrane z takimi drużynami jak Węgry i Rosja to dla nich dodatkowy zastrzyk energii.
- Ma charyzmę. Jest świetnym psychologiem i z wielkim wyczuciem prowadzi przedmeczowe rozmowy motywacyjne. Potrafi znakomicie nastawić zawodniczki do walki. Poza tym ma bardzo urozmaicony warsztat trenerski. Jest też świetnym obserwatorem i żywo reaguje na wydarzenia na parkiecie. Oczywiście, jeśli zespół nie realizuje jego założeń, nie szczędzi gorzkich słów i potrafi mocno tupnąć nogą. Teraz on też jest pod presją, i to podwójną, bo podczas mistrzostw odbywających się w jego ojczyźnie, a on prowadzi nie Danię, tylko Polskę. Gospodynie już o medale nie powalczą, bo przegrały z Rumunią, więc może sympatia kibiców przeniesie się teraz na zespół prowadzony przez ich rodaka.
- Z upływem czasu nasz zespół staje się monolitem. Zaczęło w tej maszynie działać wszystko, włączyło się nawet prawe skrzydło, które od początku mistrzostw było naszą piętą achillesową. Poza tym jeśli obrona dobrze gra, to i bramkarkom jest łatwiej. Przekonały się o tym i Węgierki, i Rosjanki. Mamy coraz większą swobodę gry. Proszę zauważyć, że zarówno w meczu z Rosją, jak i z Węgrami zaczęliśmy spotkania od wrzutki i gola.
Mecz z Holandią będzie zupełnie inny niż przed tygodniem. My jesteśmy na fali wznoszącej, nie wiem, czy rywalki też, ale to one muszą się zastanawiać, jak z nami wygrać. Pierwszy mecz nam nie wyszedł, przegraliśmy 20:31, ale teraz nasz zespół to zupełnie inna drużyna. Poza tym to rywalki stawiane w roli faworytek, a dla naszej reprezentacji to dobrze, bo my w takiej roli występować nie lubimy. Myślę, że nasza siła w defensywie, współpraca z bramką i skuteczny atak - a na to nas stać - będą skuteczną receptą na Holenderki. Ja się o wynik nie martwię, bo wierzę w nasz zespół.