MŚ w piłce ręcznej. Polska sensacja

Piłkarki ręczne pokonały Rosjanki 21:20 i awansowały do półfinału mistrzostw świata. O finał zagrają w piątek z Holenderkami

Drużyna Kima Rasmussena drugi raz z rzędu skończy mundial w czwórce. Dwa lata temu w Serbii zajęła czwarte miejsce, co jest najlepszym wynikiem w historii żeńskiej piłki ręcznej w Polsce. Może też już być pewna udziału w turnieju kwalifikacyjnym do igrzysk w Rio de Janeiro.

Polki nie były faworytkami. Ani w 1/8 finału, ani tym bardziej w ćwierćfinale. Za jedno euro postawione na ich wygraną z Węgierkami bukmacherzy płacili siedem, a za wygraną z Rosją - aż dziewięć.

Ale w środę trener Jewgienij Trefiłow wrzeszczał na swoje zawodniczki już w ósmej minucie. Poprosił o przerwę, gdy Polki prowadziły 3:1. I złościł się, widząc, że wbrew zapowiedziom fachowców jego zespół wcale łatwo nie wygra kolejnego meczu.

Rosjanki wygrały wcześniej wszystkie sześć meczów na MŚ. Pokonały m.in. najlepsze w ostatnich latach na świecie Norweżki. Ale Polki - zgodnie z tym, co mówiły po zwycięstwie nad Węgierkami - nic sobie z tego nie robiły.

Już akcja dająca prowadzenie 1:0 pokazała, z jakim luzem gra zespół Kima Rasmussena. Kinga Achruk nagle odwróciła się na pięcie, rzuciła piłkę w kierunku będącej już w powietrzu Karoliny Kudłacz-Gloc, a kapitan zdobyła gola, kończąc efektowną wrzutkę (podobną bramkę rzuciła na 12:11, po asyście Karoliny Zalewskiej).

Później w ofensywie brylowała Monika Kobylińska. Pierwszy raz pomyliła się dopiero w piątym rzucie, ale gol na 8:6 nie padł tylko dlatego, że Ekaterina Ilina uwiesiła się na rzucającej ręce Polki. Rosjanka dostała dwuminutową karę, za chwilę na ławce kar usiadła też Ksenia Makiejewa i zawodniczki Rasmussena 1 minutę i 47 sekund grały w podwójnej przewadze. Dzięki niej i świetnej bramkarce Annie Wysokińskiej prowadzenie wzrosło do trzech bramek (10:7). A gdyby nie proste błędy w ataku (zmarnowane kontry Agnieszki Koceli i Iwony Niedźwiedź, faule w ataku Achruk), na przerwę Polki zeszłyby z przewagą większą niż 11:9.

Ale i ona sprawiła, że Rosjankom drżały ręce. Jak, jeśli nie nerwami, wytłumaczyć dwuminutową karę dla doświadczonej Anny Sen za juniorski błąd zmiany? Jak, jeśli nie doceniając siły mentalnej Polek, zrozumieć to, co wydarzyło się mimo dziesięciominutowego przestoju, który przydarzył się im po przerwie? Od stanu 15:12 Polki straciły pięć bramek z rzędu. Rasmussen w ciągu kilku minut zażądał dwóch przerw, podczas drugiej krzyczał w stylu Trefiłowa. Duńczyk zdołał wstrząsnąć zawodniczkami. Doprowadzić do remisu 17:17 pomogły Weronika Gawlik, która weszła do bramki za Wysokińską i obroniła rzut karny, oraz Kocela, która rzuciła dwa gole z rzędu z lewego skrzydła.

A później za zdobywanie bramek wzięła się liderka ofensywy Kudłacz-Gloc, która biła się z rywalkami również w obronie.

Nerwy były tym większe, im bardziej zbliżał się koniec spotkania. Od gola Kobylińskiej na 20:20 w 54. minucie padła jeszcze tylko jedna bramka. Najpierw Gawlik zatrzymała rzucającą z lewego skrzydła Jekatierinę Mariennikową, później Iwona Niedźwiedź trafiła w słupek, Kudłacz - w poprzeczkę, Kocela rzuciła nad bramką, a Gawlik zatrzymała Ilinę. 42 sekundy przed końcową syreną trafiła wreszcie Kobylińska. Skończyła to spotkanie z sześcioma golami w ośmiu rzutach. Zdobyłaby tytuł najbardziej wartościowej zawodniczki, gdyby nie Gawlik. Ta błysnęła jeszcze dziewięć sekund przed końcem, odbijając piłkę rzuconą przez Annę Wiakieriewą. W sumie obroniła sześć z 11 rzutów, notując kosmiczną, 55-procentową skuteczność.

Tuż po zakończeniu meczu Kudłacz-Gloc padła bez sił na parkiet. - Na szczęście to nie była typowa utrata przytomności, Karolina raczej omdlała. Co prawda w jednej akcji została uderzona w głowę, ale przyczyną było po prostu ogromne zmęczenie - tłumaczył rzecznik Związku Piłki Ręcznej w Polsce, Jan Korczak-Mleczko.

Bohaterem jest Rasmussen, który znów - trzeci raz z rzędu - ograł wielkiego Trefiłowa, zdobywcę czterech złotych medali MŚ i olimpijskiego srebra.

- Trefiłow to świetny trener, choć raptus i choleryk. Ale tylko na boisku. Prywatnie to przemiły człowiek - opowiada Zygfryd Kuchta, kierownik reprezentacji Polski piłkarek ręcznych. Panowie znają się od lat, przecież Kuchta kilka lat temu prowadził naszą kadrę. Bez sukcesów, więc teraz tym mocniej docenia pracę Rasmussena.

- Kim w nieco ponad pięć lat wprowadził zespół do światowej czołówki. Błysnął, zajmując z dziewczynami czwarte miejsce na poprzednich mistrzostwach świata, a później ugruntował pozycję w elicie. Już awans do ćwierćfinału duńskich MŚ był wielkim sukcesem - mówi Kuchta. - Miejsce w czwórce daje nam prawo zorganizowania jednego z eliminacyjnych turniejów o igrzyska, o ile IHF nie zmieni zasad. A bycie gospodarzem w walce o Rio to wielka przewaga - cieszy się Kuchta.

Dziś najważniejszy jest jednak mundial. Z Holenderkami Polki wyraźnie przegrały w grupie (20:31), ale to na pewno rywal w zasięgu. Od meczu z Węgierkami Polki nie mają nic do stracenia, a gdyby wygrały cały turniej, nagrodą oprócz złota byłaby także bezpośrednia kwalifikacja do Rio.

Zobacz wideo

Niesamowita walka i olbrzymia radość, czyli Polki pokonały Rosjanki na MŚ [ZDJĘCIA]

Jak Polki zakończą te mistrzostwa?
Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.