Mistrzostwa świata piłkarzy ręcznych. Na kłopoty Szwedzi. Polska w ćwierćfinale mundialu!

Kapitalny zwrot akcji w wykonaniu polskich piłkarzy ręcznych na mundialu w Katarze. Borykający się z kłopotami zdrowotnymi biało-czerwoni w najlepszym meczu mistrzostw pokonali wicemistrzów olimpijskich Szwecję 24:20 i są wśród ośmiu najlepszych drużyn świata. W środę w ćwierćfinale mundialu zagrają z Chorwacją. Relacja na żywo w Sport.pl

"To co? Jutro powtóreczka?" - napisał w poniedziałkowy wieczór na swoim facebookowym profilu rozgrywający reprezentacji Polski Michał Jurecki. I dołączył film ze skrótem interwencji Piotra Wyszomirskiego podczas meczu Polska - Szwecja na ubiegłorocznych mistrzostwach Europy w Danii. Po słabszym początku, ale później kapitalnej grze całego zespołu biało-czerwoni pokonali wówczas wicemistrzów olimpijskich aż 35:25. Wyszomirski bronił jak natchniony - wychodząc obronną ręką w 17 z 32 rzutów miał kapitalną jak na bramkarza 53-procentową skuteczność.

Kilka godzin przed spotkaniem sztab polskiej ekipy oficjalnie potwierdził zmianę, której spodziewano się od soboty - kontuzjowanego Krzysztofa Lijewskiego zastąpił rozgrywający Azotów Puławy Piotr Masłowski. W biało-czerwonych barwach wystąpił do wczoraj tylko 18 razy, zdobył 16 bramek.

To nie było jedyne zmartwienie trenera Michaela Bieglera. W spotkaniu z Danią kontuzji nabawili się też skrzydłowy Robert Orzechowski oraz rozgrywający Piotr Chrapkowski i Mariusz Jurkiewicz. Lekarz kadry narodowej twierdził, że najbardziej prawdopodobny był występ tego ostatniego. Urazy Orzechowskiego i Chrapkowskiego wymagają bowiem dłuższego leczenia.

Wśród rywali trenerzy Staffan Olsson i Ola Lindgren mieli jeden podstawowy problem - czy uda się doprowadzić do pełni sił narzekającego na kontuzjowany bark świetnego rozgrywającego Kima Anderssona.

Po raz pierwszy na katarskim mundialu Polacy zagrali w poniedziałek w hali, w której jeszcze nie występowali - to mogąca pomieścić 7,7 tys. widzów Ali Bin Hamad Al Attiya Arena w dzielnicy Dauchy - Al Sadd.

- To będzie mecz walki - mówił mi w niedzielę Michał Jurecki. I miał rację. Szwedzi już od początku pokazali, co to znaczy wysoka obrona. Początkowo nasz zespół zupełnie sobie z nią nie radził i pierwszego gola zdobył dopiero w 5. minucie. Na szczęście polska defensywa nie była gorsza - w tym czasie też pozwoliła rywalom na zdobycie jednego gola.

Polska ławka rezerwowych kipiała z emocji. Karol Bielecki co chwila podpowiadał z niej ustawienie zespołu. Widać było, że mimo kłopotów biało-czerwoni nie mieli zamiaru zakończyć tego dnia udziału w katarskim mundialu.

Rywal nie był taki straszny, jak go malowano przed meczem. Jonas Kallman próbował kilka razy pokonać Sławomira Szmala, ale albo interweniował polski golkiper, albo nie trafiał w bramkę.

W 12. minucie na boisko wszedł Bielecki. I od razu pokazał, co potrafi. Jego dwie bomby dały w 16. min naszej drużynie pierwsze w tym meczu prowadzenie - 5:4. Za chwilę biegnąc do kontry, "Kola" źle stanął, a upadając, złapał się za lewą kostkę. Ławka rezerwowych zamarła. Na szczęście polskiemu rozgrywającemu nic się nie stało.

Można było odnieść wrażenie, że biało-czerwoni opanowali sytuację. - Sławek Szmal, Sławek Szmal - dopingowali polscy kibice, gdy "Kasa" po raz kolejny obronił rzut rywali, a w 23. min rzut karny speca w tym elemencie Niclasa Ekberga. Mało tego, chwilę później karnego wykorzystał Bartosz Jurecki i nasz zespół pierwszy raz wyszedł na trzybramkowe prowadzenie (8:5). Szwedzi, wicemistrzowie olimpijscy z Londynu, przez dziewięć minut nie zdobyli gola!

- Grają tak samo jak Duńczycy. Twardo bronią i czekają na okazję do kontry - przypominał w niedzielę Zygfryd Kuchta, świetny przed laty zawodnik i trener, a teraz jako wiceprezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce szef polskiej ekipy na mundialu w Katarze.

Rywale potwierdzili to w ostatnich pięciu minutach przed przerwą. Najpierw zniwelowali różnicę dwoma trafieniami, a na bramkę Michała Jureckiego ze skrzydła odpowiedzieli kolejnymi czterema! I właśnie bezlitosne wykorzystywanie błędów Polaków w ataku było sposobem na biało-czerwonych. Minutę przed przerwą Szwedzi wygrywali już 11:9.

Znane z katarskiego turnieju mozolne odrabianie strat przez Polaków widzieliśmy też po przerwie. Poezji piłki ręcznej nie było, ale twarda walka z obu stron. Tylko Kamil Syprzak wie, jak wytrzymać takie notoryczne szarpanie rywala, podobnie jak wśród Szwedów Andreas Nilsson.

W końcu jednak nasz zespół dogonił rywala - w 40. min Bartosz Jurecki wykorzystał karnego i było 14:14. Za chwilę mogliśmy prowadzić, ale najpierw słabo grający tego dnia Andrzej Rojewski zgubił piłkę, a za chwilę z sytuacji jeden na jeden z Michałem Daszkiem obronna ręką wyszedł bramkarz Mattias Andersson. Ale co się odwlecze... W 42. min po przechwycie piłki przez Piotra Grabarczyka na środku rozegrania znalazł się skrzydłowy Adam Wiśniewski i pięknie przymierzył w okienko.

Teraz to Polacy prowadzili, a Szwedzi gonili. W bramce dwoił się i troił Szmal, przerywając nawet szwedzką kontrę na połowie boiska. Trzy i pół minuty przed końcem bombę do szwedzkiej bramki posłał Michał Jurecki, a sposobu na skuteczne karne nie znalazł też specjalnie wprowadzony do bramki Johan Sjöstrand. Szwedzi wycofali bramkarza, ale Mattias Zachrisson zrzucił obok bramki i Michael Biegler wziął czas.

Rywale pilnowali Polaków na całym boisku, ale piłkę po długim podaniu dostał samotny Wiśniewski, zdobywając na 37 sekund przed końcem gola na 23:20. Formalności dopełnił z kontry Jurkiewicz.

- Dziękujemy, dziękujemy. Jeszcze Polska nie zginęła - polscy kibice oszaleli. A gdy ogłaszano MVP meczu, do odebrania nagrody wyszedł zaskoczony Bartosz Jurecki. Okazało się, że ma ona trafić do jego młodszego brata Michała.

W środę w ćwierćfinale mundialu Polska zagra z Chorwacją. Relacja Z czuba i na żywo na Sport.pl

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.