MŚ piłkarek ręcznych. Koniec Kopciuszka. Teraz jest ściana nie do przejścia

- Nie każdy może grać Hamleta. Ktoś musi trzymać halabardę. Selekcjoner Kim Rasmussen potrafił doskonale rozdzielić role w drużynie - mówi w rozmowie ze Sport.pl Wojciech Nowiński, trener piłki ręcznej i ekspert TVP. Relacja Z Czuba i na żywo z półfinału mistrzostw świata Polska - Serbia w piątek od 18.00 w Sport.pl, transmisja w TVP 2.

Łukasz Jachimiak: Reprezentacja awansowała do półfinału mistrzostw świata, zaczynając od preeliminacji. Potrafi pan wytłumaczyć, jak dziewczyny tego dokonały?

Wojciech Nowiński: Claude Onesta męską kadrę Francji poprowadził m.in. do dwóch złotych medali - igrzysk olimpijskich i mistrzostw świata. Za każdym razem, gdy jego zespół wygrywał wielki turniej, trener powtarzał, że atakiem wygrywa się pojedyncze mecze, turnieje zaś obroną. Jakość polskiej defensywy poznały zawodniczki z elity, jak była najlepsza piłkarka świata Francuzka Allison Pineau, Rumunka Cristina Neagu, która też zdobyła takie wyróżnienie. One i ich koleżanki w wielu sytuacjach były bezradne, a zderzenie z naszą defensywą - bardzo bolesne.

Kim Rasmussen przez trzy lata pracy z kadrą nie wyszukał wielu nowych zawodniczek. W Polsce wielkiego wyboru nie ma. Jak to możliwe, że dziewczyny, które u innych trenerów nie umiały awansować na mistrzowską imprezę, teraz robią furorę?

- To prawda, w Polsce piłkę ręczną uprawia 20 tys. osób, we Francji 500 tys. Dziewczyny w ostatnich latach dojrzały i dużo się nauczyły, grając w zagranicznych klubach. Karolina Kudłacz, Karolina Szwed Orneborg i Anna Wysokińska występują w Niemczech, Kinga Byzdra w Czarnogórze, Karolina Siódmiak we Francji, Iwona Niedźwiedź dopiero we wrześniu wróciła po sześciu latach gry w Danii, a Monika Stachowska jeszcze rok temu była mistrzynią Francji. Przyzwyczaiły się do walki z przeciwniczkami na najwyższym światowym poziomie. Teraz prowadzą do zwycięstw kadrę uzupełnioną bardzo ambitnymi dziewczynami z polskich klubów. Rasmussen stworzył prawdziwy zespół. Z dziewczyn, które warunkami fizycznymi nie górują nad rywalkami, zbudował ścianę obronną nie do przejścia. Ale i w ataku jest duży postęp. Francuzki przez cały mecz szukały różnych ustawień defensywnych, a Polki na każdą zmianę znajdowały odpowiedź.

Szczególnie imponujące jest to, jak Polki sobie pomagają, jak po każdej udanej akcji nawzajem się motywują do jeszcze cięższej pracy.

- Rasmussen przekonał dziewczyny, że żadna w pojedynkę nie wygra meczu. Już jakiś czas temu poukładał drużynę, a gdy przyszły pierwsze sukcesy, przyszła też wiara w coś więcej.

Według mnie przełomem było zwycięstwo nad Rosją w eliminacjach ME 2012. Na turniej nie awansowaliśmy, ale w Kwidzynie okazało się, że potrafimy wygrywać z najlepszymi. W maju tego roku reprezentacja wygrała w Berlinie towarzyski mecz z Niemkami, a w czerwcu oba mecze z faworyzowanymi Szwedkami w końcowej fazie eliminacji mistrzostw świata. W październiku, gdy dziewczyny przegrały na wyjeździe z Czarnogórą w eliminacjach ME 2014, upewniłem się, że nie są już kopciuszkami przerażonymi tym, co się dzieje wokół. Gdyby nie były świadome własnej wartości, po porażce z mistrzyniami Europy i wicemistrzyniami olimpijskimi mówiłyby, że są zadowolone, bo podjęły walkę i uległy tylko 21:25. Ale one były na siebie złe, nie mogły sobie darować, że nie wygrały. Zaimponowały mi tym.

Chętnie porównujemy kadrę Rasmussena do kadry Wenty. Chyba słusznie, bo w 2007 roku mężczyźni zaskoczyli na mistrzostwach świata tak, jak teraz zaskakują kobiety.

- Bogdan też wywalczył medal w trzecim roku swojej pracy. Wtedy w pełni zgrał zespół, który we wcześniejszych latach nie osiągał sukcesów. W obu przypadkach najpierw była stabilizacja składu i praca. Rasmussen, jak wtedy Wenta, potrafił ściśle rozdzielić role w drużynie, przekonać, że nie każdy może grać Hamleta, bo ktoś musi też trzymać halabardę. Teraz są zawodniczki od bronienia, są od prowadzenia gry, od szybkiego biegania, od rzucania itd. Kiedy jest jasność, nie ma animozji i wszystko działa tak, że aż przyjemnie popatrzeć.

Podobieństwo między Rasmussenem i Wentą jest, ale to chyba różne osobowości i zupełnie inni trenerzy?

- Wentę pamiętamy jako wspaniałego zawodnika, wiemy, że jest żywiołowy, twardy. O Rasmussenie wiemy tyle, że jest młodym szkoleniowcem [ma 41 lat], który w momencie podjęcia pracy z naszą reprezentacją nie miał żadnego doświadczenia międzynarodowego. Teraz już ma.

Jemu i jego podopiecznym tego doświadczenia nie zabraknie w półfinałowym meczu z Serbkami?

- Miałem okazję być w belgradzkiej hali, w której Polki zagrają w piątek. Obiekt jest ogromny, mieści ponad 20 tys. widzów. Serbowie kochają sport, piłka ręczna jest w ich kraju bardzo popularna, dlatego możemy być pewni, że hala będzie pełna. Presja ogromna, w tym tumulcie trudno się myśli. Niektóre Polki w takiej atmosferze nigdy nie grały. 20 tys. krzyczących ludzi będzie stanowiło przeszkodę dla nich i dla meczu.

Czyżby obawiał się pan pracy sędziów?

- Nigdy nie mówię takich rzeczy. Mecz się jeszcze nie odbył, nie szukajmy już wytłumaczenia. Grajmy, mierzmy się z tym trudnym zadaniem. I nie pocieszajmy się, że na drodze do finału stoją Serbki, a nie Norweżki. To mniej utytułowany przeciwnik, ale z racji wsparcia fanatycznych kibiców nie mniej groźny. Trzeba się szykować na wojnę.

Półfinał to już ósmy mecz w turnieju. Praktycznie każdy zespół, który dotarł tak daleko, narzeka na kontuzje. Polki takich problemów nie mają, w końcówkach spotkań imponują kondycją. Tak mocno popracowały nad przygotowaniem fizycznym?

- Teraz bardzo cenne okazują się godziny spędzone na siłowni. Wiem, że trener Rasmussen dużo uwagi poświęca motoryce, że siłownia i różne próby biegowe to dla niego sprawy tak samo istotne jak taktyka. Współpracuje z fizjologiem, profesorem Zbigniewem Jastrzębskim z AWF-u w Gdańsku. Trenerzy w klubach też dobrze pracują, bo na zgrupowaniu kadry nie da się zbudować wytrzymałości.

Do półfinału nie dotarły żadne medalistki igrzysk i mistrzostw Europy. Polki odniosły sukces dzięki temu, że najlepsze zespoły sezon poolimpijski poświęcają na przebudowę?

- Na pewno do sporych zmian doszło w reprezentacji Francji. Oliviera Krumbholza, który prowadził zespół przez 15 lat, zastąpił Alain Portes i powołał do kadry kilka nowych zawodniczek. One jeszcze nie potrafią tyle, co poprzedniczki. Do zmian doszło też w Norwegii. Ale sztuką jest wykorzystać sytuację. Naprawdę mamy powody wierzyć, że Polki do światowej czołówki wskoczyły na długie lata, a nie tylko na moment.

Relacje z najważniejszych zawodów w aplikacji Sport.pl Live na iOS , na Androida i Windows Phone

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.