MŚ piłkarzy ręcznych. Tłuczyński: Chłopaki grają fajnie, wygrają

- Może z trenerem Wentą za długo pracowaliśmy i dlatego atmosfera stała się gorsza? - zastanawia się Tomasz Tłuczyński. - Widać, że teraz jest lepiej, nasza gra się poprawiła - dodaje. Lewoskrzydłowy niemieckiego TuS Nettelstedt Luebbecke to najlepszy strzelec reprezentacji Polski w historii mistrzostw świata. Ale srebrny i brązowy medalista MŚ nie znalazł się w kadrze na mundial w Hiszpanii. - Liczyłem na powołanie, ale nikt się ze mną nie skontaktował. Teraz kibicuję chłopakom. Wierzę, że wygrają z Węgrami - mówi Tłuczyński. Mecz 1/8 finału Polska - Węgry w poniedziałek o godz. 21.30. Transmisja w TVP 2, relacja na żywo w Sport.pl

Łukasz Jachimiak: Domyślam się, że nie obraził się pan na naszą kadrę i będzie oglądał jej mecz z Węgrami?

Tomasz Tłuczyński: Już się nie mogę doczekać! Chłopaki bardzo fajnie na tych mistrzostwach grają. Dwa lata temu przegraliśmy z Węgrami na mundialu w Szwecji, wydaje mi się, że teraz nasza kolej na zwycięstwo. Mam dobre przeczucia, koledzy dadzą radę.

Pod warunkiem że nie powtórzą przestoju sprzed dwóch lat. Wtedy, przy prowadzeniu 14:10 straciliście dziewięć bramek z rzędu.

- Rzeczywiście przegraliśmy w głupim stylu, ale w tej Szwecji w ogóle nam się dobrze nie grało. Widać, że teraz jest lepiej, nasza gra się poprawiła i ustabilizowała.

Z jednej strony racja, z drugiej - nie. Przecież kilka dni temu ze Słowenią też było 14:10 i też zrobiło się kilka goli przewagi dla rywala. Przez nasze głupie błędy przeciwnik wyszedł na prowadzenie 19:15 i chociaż walczyliśmy do końca, wygrał 25:24.

- No tak, na początku turnieju nasza drużyna była jeszcze niepewna, ale później się rozkręciła. Po zwycięstwach nad Serbią i Koreą Południową w zespole jest wiara, że udało się złapać wiatr w żagle.

Jest pan w kontakcie z kolegami?

- Tak, najwięcej SMS-ów wymieniam z Bartkiem Jaszką. Czują się w miarę pewnie, widzą swoją szansę. Wiedzą, że z Węgrami można wygrać, ale też są świadomi, że to zespół, który może się okazać od nich lepszy. Według mnie nerwy będą do końca, decydować o wyniku może jedna bramka, ale wierzę, że to moi koledzy będą lepsi i później będą mieli szansę coś fajnego ugrać. Zwycięstwo nad Węgrami jeszcze bardziej by ich wzmocniło, a dzięki temu moglibyśmy zobaczyć takie mecze, jak kiedyś.

Wspomina pan mundial z 2007 roku i horrory z Danią w półfinale, a wcześniej z Islandią i Rosją? Wierzy pan, że drużynę Michaela Bieglera stać na medal?

- Wtedy byliśmy bardzo mocni, a teraz może być różnie. Na pewno każdy następny mecz możemy wygrać, ale i przegrać. Wszyscy bylibyśmy dużo spokojniejsi, gdyby lepiej prezentowało się nasze prawe rozegranie. Na razie Krzysiu Lijewski różnie sobie radzi. W ataku ma słabą skuteczność, a z tej pozycji zawsze trzeba rzucić parę bramek. Może z Węgrami dobrze wejdzie w mecz, może szybko się rozpędzi. Oby tak było, bo Marcin Lijewski za dużo nie pomoże. Jest po kontuzji, może tylko dać bratu trochę odpocząć.

Mówi się, że Węgrzy dobrze bronią - lepiej od nas?

- Stoją twardo i dzięki temu grają bardzo szybką kontrę. Na nią trzeba będzie bardzo uważać. I spróbować uruchomić własną. Stać nas na to, bo potrafimy bronić równie dobrze, a jeszcze dodatkowo w bramce pomaga nam Sławek Szmal albo Marcin Wichary. W poprzednich meczach pokazaliśmy, że to działa.

Trener Biegler przed mistrzostwami bez przerwy mówił o obronie, teraz wszyscy twierdzą, że drużyna gra w niej dużo lepiej niż ostatnio. Co konkretnie udało się poprawić?

- Szkoda, że w trakcie turnieju przez kontuzję wypadł Mariusz Jurkiewicz, on od dawna jest naszym kluczowym obrońcą. Na pewno w defensywie mocno pracujemy, ale my zawsze w tej obronie dobrze staliśmy, 6-0 mieliśmy opanowane. Nowy trener dodatkowo wystawia Adama Wiśniewskiego na "dwójce" i "piątce", wyłączając w ten sposób najgroźniejszych strzelców rywali. Dziś taki wariant może być konieczny, bo lider Węgrów Laszlo Nagy to naprawdę klasowy zawodnik. 12 lat spędził w Barcelonie, niedawno przeniósł się do Veszpremu, ale nie można powiedzieć, że najlepsze czasy ma już za sobą. Jak mu w meczu siądzie rzut, to nawet najlepszej obronie jest ciężko, a my nie mamy wielkiego wyboru, bo nowi zawodnicy jeszcze nie grają za dobrze. Taki Kamil Syprzak warunki ma świetne, ale widać u niego braki. On jeszcze ciągle musi zbierać doświadczenie. Całe szczęście, że w bramce mamy Sławka. On każdego potrafi zatrzymać.

Umówmy się, że bramką i obroną nie musimy się martwić, za to problemy mamy w ataku. Przecież ze Słowenią przegraliśmy, bo seryjnie marnowaliśmy świetne okazje.

- Zgadza się. Krzysiek Lijewski nie gra najlepiej, Michał Jurecki w ataku jeszcze też nie rozegrał wielkiego meczu, spisywał się sporo słabiej niż w ostatnich meczach Vive w Lidze Mistrzów. Jak zagra po swojemu, rzuci kilka pewnych bramek, to sporo nam pomoże. Generalnie my pamiętamy, że trzeba rozgrywać spokojnie i dochodzić do pewnych pozycji. Ale trzeba jeszcze pamiętać, że z tych pozycji musimy trafiać. Jak zobaczyłem, że za rzuty karne bierze się Bartek Jurecki, to się mocno zdziwiłem (śmiech).

Do niedawna pan je wykonywał.

- I dobrze wiem, że czasem zdarza się mecz, kiedy po prostu nie wchodzą. Bartek trafiał, może rzucać już zawsze, obyśmy tylko wygrywali.

Jak pan ocenia skrzydłowych?

Spisują się solidnie. "Orzech" [Robert Orzechowski] rzucił bardzo ważną bramkę z Serbami, w każdym meczu coś z siebie daje, Wiśniewski też swoje robi. Może miał mecze, że nie wszystko mu wyszło, bo zmarnował jakąś kontrę, ale generalnie jest nieźle.

Pana czas już się skończył? Biegler uznał, że zawodnik, który zdobył dla Polski najwięcej bramek (135) w finałach MŚ nie jest w stanie pomóc jego kadrze?

- Niewiele na ten temat powiem, bo sam niewiele wiem. Jestem trochę rozczarowany, że zostałem tak potraktowany, ale teraz nie ma co o tym rozmawiać.

Rozumiem, że trener nie oglądał pańskich występów w Bundeslidze, nie rozmawiał z panem i nie wyjaśnił, dlaczego z pana rezygnuje?

- Niestety. Liczyłem, że znajdę się w kadrze, a jednak nie dostałem zaproszenia. Ani trener, ani nikt inny do mnie nie dzwonił, nie dostałem informacji, dlaczego nie ma mnie w reprezentacji.

Co pan zrobi, jeśli przed następnym zgrupowaniem Biegler uzna, że chce pana sprawdzić?

- Na pewno będę się zastanawiał. Na razie nie wiem, jak to się potoczy i o tym nie myślę. Teraz kibicuję chłopakom, żeby jak najdalej doszli.

U Bogdana Wenty miał pan pewne miejsce na lewym skrzydle, więc pewnie nie podpisze się pan pod słowami Artura Siódmiaka, który na łamach "Gazety Wyborczej" powiedział, że w ostatnich latach Wenta błyszczał w mediach, a zawodnicy musieli odwalać czarną robotę?

- Nic złego na trenera Wentę nie mogę powiedzieć, bo dużo u niego grałem i dużo u niego osiągnąłem. Obgadywanie innych nie jest w moim stylu. Może po prostu już za długo ze sobą pracowaliśmy i dlatego atmosfera stała się trochę gorsza? Ale według mnie nie można mówić, że to wina trenera. Na pewno zawinili też zawodnicy, pamiętam momenty, gdy nie wszystko było, jak powinno być. Niektórzy po prostu nie podchodzili do sprawy jak trzeba i trener niewiele mógł zrobić. Oby zmiana pomogła. Może Biegler jest spokojniejszy na ławce i nie wprowadza takiej nerwówki? Ale Bogdan też miał swoje dobre strony. Miło go wspominam, nadal mam z nim dobry kontakt. Nie wiem, dlaczego Artur powiedział tak ostro.

Siódmiak powiedział też, że podczas zgrupowań zdarzało mu się wracać z imprez o piątej rano.

- No właśnie o to chodzi, żeby każdy u siebie szukał błędów. Niestety, sporo było takich rzeczy, które nie powinny się zdarzyć. One popsuły nam wyniki, zabrakło dyscypliny. Z tego co wiem, teraz jest inaczej. Podobno Biegler bardzo dba o dyscyplinę. Nie znam go, nie trenowałem u niego, może dopiero będę miał okazję, ale słyszałem, że dyscyplina jest u niego na pierwszym miejscu. I dobrze, może to znów da dobre wyniki.

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.