Vive vs. Kiel. Dominator w gościach

W niedzielny wieczór Hala Legionów zamieni się w miejsce wyjątkowe. Bo mistrzowie Polski podejmą jedynego w swoim rodzaju rywala - zwycięzcę Ligi Mistrzów z ubiegłego sezonu THW Kiel. - Chcemy wygrać! Może zabrzmi to trochę arogancko, ale czemu nie? Jeśli zagramy bardzo dobrze, to jest to możliwe - mówi Rastko Stojković, kołowy Vive Targi Kielce

Dream team, drużyna kompletna, najlepsza na świecie, Barcelona piłki ręcznej - te wszystkie określenia pasują znakomicie do niemieckiej siódemki. Można powiedzieć śmiało, że tak wielki zespół jeszcze w Hali Legionów nie grał. - Dla nas wszystkich w klubie to wielkie wydarzenie, niesamowite przeżycie. Prawdziwe święto piłki ręcznej, bo przecież przyjadą najlepsi zawodnicy świata - mówi Bertus Servaas, prezes Vive Targi Kielce. Bez względu na rangę spotkania, która sportowo jest dla jego zespołu niewielka, i tak to spotkanie będzie z gatunku tych, które trzeba zobaczyć. Kibice już przed meczem dali sygnał, że pomogą ze wszystkich sił. Wszystkie bilety rozeszły się już w pierwszych dniach przedsprzedaży, pojedynek ma obejrzeć rekordowa liczba widzów.

Niemiecki zespół to potęga, drużyna, która zdominowała tę dyscyplinę w ostatnich kilku latach. Kiel dominuje nie tylko na krajowym podwórku (13 wygranych mistrzostw w ostatnich 15 latach i sześć ostatnich wygranych z rzędu!), ale też w Europie. Kiel w ostatnich czterech latach grał w finale Ligi Mistrzów. Po dwa razy przegrał je i wygrał. Zwyciężył ten niezapomniany mecz z ubiegłego roku z FC Barcelona Borges. Wówczas popularne "Zebry" traciły do Katalończyków w 42. minucie już sześć trafień, ale mimo wszystko potrafiły odrobić straty. Dokonały czegoś, co wydawało się wręcz niemożliwe. Staje się to jednak realne, jeśli ma się w składzie tak wspaniałych zawodników. - To genialny zespół. O nich trudno mówić, bo trzeba by się wypowiadać się w samych superlatywach - zaznacza Grzegorz Tkaczyk, rozgrywający reprezentacji Polski. A mimo to daje mistrzom Polski szanse na zwycięstwo. - Kielce potrafią grać przeciwko wielkim drużynom. Nie mają przecież nic do stracenia. Nie ma recepty na tak utytułowanego rywala. Trzeba po prostu wyjść na parkiet i nie myśleć o klasie przeciwnika, otoczce, tylko walczyć na całego - uważa kapitan kadry.

Kielczanie są skoncentrowani, doskonale zdają sobie sprawę, jak wielka firma zawita do ich hali. - Jest większa motywacja, skupienie przed takim meczem. Cała drużyna tak ma! Już na samej rozgrzewce wszystko będzie inaczej wyglądać. Każdego rozpiera energia. Musimy dać z siebie wszystko, co tylko możemy - przyznaje Mateusz Zaremba, rozgrywający kieleckiej siódemki, na co dzień fan niemieckiej ekipy. - Podoba mi się ich styl. Najważniejsza jest obrona, dobry bramkarz. Dzięki temu "ciągną" kontrę, a w efekcie wygrywają mecze i najważniejsze trofea. To wielka drużyna, chyba nikt by gry w niej nie odmówił - dodaje Zaremba.

Rastko Stojković, który zapisał się 13 bramkami w pierwszym meczu między tymi ekipami, zapowiada: - Chcemy wygrać. Może zabrzmi to trochę arogancko, ale czemu nie? Jeśli zagramy dobrze, to jest to możliwe. Każdemu przytrafiają się dobre i złe dni, to jest piękno sportu. Poszukamy swojej szansy, szansy na dwa "oczka". Jak jednak to zrobić z niemającą praktycznie słabych punktów drużyną? - To proste: musimy w 100 procentach, a nawet więcej, zrealizować na parkiecie to, co powie nam trener. Tylko wtedy mamy szansę - dodaje Serb.

Skrzydłowy Rafał Gliński uważa, że kielczanie nie powinni oglądać się na rywala. - To też są ludzie, każdy jest co prawda bardziej utytułowany niż my, bo grają tam mistrzowie olimpijscy, świata i Europy, ale już raz pokazaliśmy w ich hali [Kiel u siebie wygrał tylko 33:29 - przyp. red.], że potrafimy walczyć. Jeśli wzniesiemy się na wyżyny swoich możliwości, to i u nas będzie dobrze.

Ale też ostrzega: - Nie będzie z ich strony żadnej kalkulacji, nie spodziewałbym się tego. Oni mają o co grać, muszą cały czas być w dobrej formie, w gazie.

Mówi Bogdan Wenta, trener Vive Targi Kielce

Paweł Matys: Przyjeżdża wielka firma. Panie trenerze, jak "ugryźć" tak znakomity zespół?

Bogdan Wenta, trener Vive Targi Kielce : Trzeba kryć szczelnie i rzucać celnie ( śmiech ). A tak poważnie, to przed nami i kibicami dwa światy. W czwartek graliśmy z ostatnią drużyną ligi [GSPR-em Gorzów, któremu kielczanie zaaplikowali rekordowe 51 bramek - przyp. red.], a teraz przyjeżdża zespół, który siedzi na tronie w Europie. Czyli sytuację mamy jasną... Będzie bardzo dużo ludzi. I to jest dodatkowym motywem, by z Kielem zaprezentować się z bardzo dobrej strony. Właśnie dla naszych kibiców.

Szkoda tylko, że mecz z Kielem będzie przede wszystkim o prestiż.

- Na pewno na nasz mecz będzie miało wpływ sobotnie starcie Chambery z Rhein-Neckar Löwen. Jeśli "Lwy" przegrają, to wówczas będzie "pozamiatane" - Kiel zajmie pierwsze miejsce w grupie. Nawet mimo to, znając ich mentalność, nie sądzę, by zagrali luźniej. Ich aspiracje sięgają wysoko. A mają też wielkie argumenty. Przecież jak wrócą Daniel Narcisse i Kim Andersson na koniec sezonu, to będą jeszcze mocniejsi. Ale na pewno już wiosną podkręcą tempo. Mam nadzieję, że jeszcze nie w niedzielę ( śmiech ).

Magia Niemców działa dosłownie na wszystkich. To wielkie wydarzenie dla klubu, kibiców, nas dziennikarzy.

- Dokładnie tak. Miałem przyjemność grać np. w jednym zespole z ich trenerem Alfredem Gislasonem [na przełomie lat 90. w hiszpańskim Bidasoa Irun - przyp. red.], potem podpatrywać jego warsztat trenerski już w Niemczech. Styl ma bardzo dobry - u niego solidna robota to zawsze podstawa. Mimo to niektórzy powiedzą, że mając takich zawodników, łatwo prowadzić zespół. Ja się z tym nie zgadzam się, bo piłka ręczna jest grą zespołową. Taki Thierry Omeyer w bramce potrzebuje wsparcia kolegów, a Filip Jicha podań kolegów. O innych już nie będę wspominał, mam tylko nadzieję, że się nie obrażą. Trzeba by przecież wymienić cały zespół ( śmiech ). To dla nas duże wyzwanie, ale też szansa dla moich chłopaków. Presji i nacisku nie ma, można skupić się na skonfrontowaniu z tak wielką firmą. Takie doświadczenie dużo potem może nam dać.

Grzegorz Tkaczyk mówi, że stać was na wyrównaną walkę. Kurtuazja?

- Cała Liga Mistrzów pokazała, że z tymi mocnymi rzeczywiście mocno walczyliśmy. Na wyjazdach pogubiliśmy punkty, ale były przy tym różne historie. Rywale mają jednak jakiś bonus, bo sędziowie znają ich lepiej. My jeszcze musimy te dobre decyzje arbitrów sobie wywalczyć, właśnie na parkiecie, właśnie częstą grą w Lidze Mistrzów.

Stoimy przed trudnym zadaniem, bo rywal ma olbrzymią siłę. Ale też czasem zdarza mu się zachwiać i stąd np. kilka punktów straty w lidze. Trzeba pamiętać, że mieli sporo kontuzji, ci, co grali, musieli przejąć olbrzymie obciążenie. Można naprawdę pozazdrościć umiejętności szkoleniowcowi Kielu, że ciągle w jego drużynie widać ten głód gry. Przecież taki Omeyer wygrał już wszystko - i w kadrze, i w klubie. A i tak nie lubi przegrywać, reaguje ciągle bardzo mocno. Nigdy nie ma dość! Pewnie z nami tak będzie z całym THW.

Jak wy odpowiecie?

- Musimy zostawić serce na parkiecie, zagrać i dla siebie, i dla publiczności. Pamiętam ten mecz z nimi podczas turnieju towarzyskiego przed tym sezonem [w finale sierpniowego Heide Cup Kiel wygrał 40:24 - przyp. red.]. Dla takiego Damiana Kostrzewy czy Michała Adamuszka już samo spojrzenie na taką ekipę było nowością, nigdy nie grali z takimi rywalami. A można więcej - walczyć z nimi. Pokazaliśmy to w pierwszym meczu w Niemczech, prezentowaliśmy się bardzo dobrze. Wierzę, że teraz będziemy wyglądać jeszcze lepiej!

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.