Jurasik: Nie wrócimy do Kielc

- Złote medale to spełnienie oczekiwań moich oraz całej drużyny. Już nie mogę doczekać się, jak napiję się szampana - mówi Mariusz Jurasik, rozgrywający Vive Targi Kielce przed najważniejszymi meczami w sezonie

Paweł Matys: To co słychać w wielkim świecie mistrzów?

Mariusz Jurasik, rozgrywający Vive Targi Kielce: Dziękuje, wszystko dobrze ( śmiech). Nie ma powodów do narzekań, bo chyba idzie wreszcie prawdziwa wiosna. Miło na dworze, niezła pogoda, słonko świeci i oby tak zostało na niebie jak najdłużej. Za kilkanaście dni zacznie się okres roztrenowania, dlatego trzeba jeszcze te dwa tygodnie mocno przepracować, a potem udać się na - mam nadzieję zasłużony - urlop. Bardzo liczę na dobrą pogodę w Polsce, bo większość wakacji spędzę właśnie tutaj.

A teraz bez żartów. Nie byłeś w poniedziałkowy wieczór rozczarowany, że w finale mistrzostw Polski nie znalazła się jednak Wisła Płock?

- Nie, absolutnie nie! Rozczarowany byłbym wówczas tylko wtedy, gdyby nasz rywal - MMTS jak to się mówi nie grał nic lub jakąś "padlinę". Tymczasem było na odwrót. Awansował do wielkiego finału w dobrym stylu. Można śmiało powiedzieć, że Kwidzyn w półfinałowej rywalizacji był po prostu drużyną lepszą od Wisły, pokazał lepszą piłkę ręczną i zasłużył na walkę z nami o złoto. Płock wymęczył dwa pierwsze zwycięstwa u siebie, ale wygrał wtedy po niezwykle zaciętych spotkaniach.

Nie chciałbyś jednak świętować mistrzostwa w Płocku?

- Nie muszę, bo już raz tam świętowałem ( śmiech ) [w 2002 roku w barwach Wisły - przyp. red.]. Cieszyłem się też w Kielcach, dlatego to gdzie nie robi na mnie większego wrażenia. Ja chcę po prostu zdobyć kolejny mistrzowski tytuł. Bardzo tego chcę! Najfajniej oczywiście by było, gdybyśmy odbierali złote medale w Hali Legionów, radowali się z naszymi licznie zgromadzonymi kibicami. Jednak my chcemy szybciej skończyć tę rywalizację, świętować już po pierwszym pojedynku w Kwidzynie. Jestem jednak pełen respektu dla rywala, bo nawet przysłowie mówi: "nigdy nie mów nigdy", ale raczej do piątego meczu nie dojdzie... Przynajmniej nie mamy tego w planach.

Tym bardziej że w rundzie zasadniczej Kwidzyn wprost rozjechaliście - wygraliście w sumie 30 bramkami. Nie obawiasz się, że w finale to też będą jednostronne pojedynki?

- Ale wówczas Kwidzyn to był zupełnie inny zespół. Przecież MMTS też przegrał w pierwszej rundzie z Wisłą dziesięcioma bramkami [26:36 - przyp. red.], a potem potrafił ich ograć w półfinale. Przypominam, że w Płocku nie wygrał od osiemnastu spotkań z rzędu, a teraz tę wielką niemoc przełamał. Nie pamiętam już o tych 30 bramkach, to jest za nami, teraz startujemy przy remisie od 0:0. I każdy z naszych zawodników też nie może o tamtym pamiętać. Liczę, że MMTS postawi nam trudne warunki, że będzie się bić, zawiesi wysoko poprzeczkę. Zresztą oni już udowodnili, że jak nie mają nic do stracenia i nikt na nich nie stawia, to grają lepiej. Wierzę, że to będą zacięte boje, które dadzą coś nam, rywalom oraz przede wszystkim kibicom.

...z którymi najprawdopodobniej w weekend spotkacie się po raz ostatni w tym sezonie.

- Zobaczymy... Jak już powiedziałem - nie chcemy wracać do Kielc. Marzy mi się jednak, by kibice tradycyjnie dopisali, by hala zapełniła się po brzegi. Musicie znów być naszym ósmym zawodnikiem, to niezwykle pomaga w trudnych momentach. My, zawodnicy, jesteśmy zmotywowani. Złote medale to spełnienie moich oczekiwań oraz całej drużyny. Przed sezonem władze każdego klubu wyznaczają cele. My jesteśmy bardzo bliscy realizacji tego, czego od nas oczekiwano. Mieliśmy dobrze wypaść w Lidze Mistrzów, a wypadliśmy nawet bardzo dobrze, mieliśmy obronić puchar i mistrzostwo. W połowie już się udało. A jestem przekonany, że ten ostatni cel też się ziści. Wówczas będziemy mogli dopiero uznać sezon za w pełni udany. A ja będę mógł wreszcie napić się szampana, już nie mogę się tego doczekać ( śmiech ).

Copyright © Agora SA