Szmal: Vive wycisnęło z nas maksimum

Piłka ręczna. Nieskuteczność, proste błędy w ataku oraz fatalna postawa skrzydłowych - to trzy grzechy główne mistrzów Polski w przegranym 32:35 meczu z Rhein-Neckar Löwen, którymi trzeba się zająć, by zdobyć Velenje.

- Zrobiliśmy bohatera spotkania z Henninga Fritza - przyznał Tomasz Rosiński, rozgrywający Vive Targi. 15 udanych interwencji niemieckiego bramkarza (zdecydowana większość - 11 - po przerwie) to jednak nie efekt świetnej współpracy z kolegami z obrony, ale najczęściej indolencji rzutowej kielczan. W starciu z tak klasowym rywalem nie można marnować kilku z rzędu sytuacji sam na sam lub rzutów z czystych pozycji. Problem z rozregulowanymi celownikami mieli zwłaszcza wszyscy - poza krótko grającym Draganem Tubiciem - skrzydłowi. Świadczą o tym statystyki - we trójkę oddali 10 rzutów i zdobyli zaledwie dwie bramki. Ciężko wybaczyć także najprostsze pomyłki w akcjach ofensywnych. Do przerwy jeszcze nie miały takiego znaczenia, bo Vive Targi potrafiło mimo to wypracować przewagę, ale w drugiej połowie zostały bezlitośnie wykorzystane przez rywali do pogoni. - Graliśmy momentami jak amatorzy. To nie Niemcy wygrali, lecz my przegraliśmy. Lwy zmieniły system obrony w drugiej połowie na 5-1 pod moją pozycję i choć byliśmy przygotowani na taką ewentualność, kompletnie się pogubiliśmy - przyznał rozgrywający Mariusz Jurasik. Paweł Podsiadło dodaje: - Graliśmy mniej ostro. A w końcówce Niemcy wygrali doświadczeniem.

Co zmienili? - W szatni w przerwie aż tak gorąco nie było. Każdy z nas przyznał, co robiliśmy dobrze, a co wymaga poprawy. Pomogło. Stawką meczu było prowadzenie w grupie. Choć kielczanie wysoko zawiesili nam poprzeczkę, to skończyło się po naszej myśli - mówi Siergiej Harbok, rozgrywający Lwów.

- Musimy się szybko pozbierać, by powalczyć z Gorenje o zwycięstwo - mówi Jurasik. Kielczanie już w poniedziałek przed godz. 14 wyruszyli w podróż na Słowenię. Mecz w środę o godz. 17, transmisja w TVP Sport.

Mówi Sławomir Szmal

Maciej Sierpień: Główny cel osiągnęliście - zrewanżowaliście się za ten sensacyjny remis w Karlsruhe.

Sławomir Szmal, bramkarz Rhein-Neckar Löwen : Uzyskaliśmy go wielką pracą. Mecz był dla nas niesamowicie ciężki. Vive wyszło ogromnie naładowane, pełne energii. I to było po nich widać, zwłaszcza w pierwszej połowie. Grali twardo w obronie, szybko i z pomysłem w ataku. Moi koledzy musieli naprawdę mocno się napracować, żeby przeciwstawić się kielczanom.

Długo goniliście, ale gdy wreszcie się udało wyjść na prowadzenie, już go nie oddaliście do końca. Wygrało doświadczenie?

- Ja to widzę trochę inaczej. Chłopacy z Vive przez 45 minut grali ostrym tempem, ale praktycznie tylko w ósemkę. Bogdan nie robił wielu zmian. I to niestety musiało się odbić, bo z każdą minutą opadali z sił. Widzieliśmy to. My mieliśmy prosty plan: biegać, biegać i... zabiegać Vive. No i się udało.

Mimo że to Wy w nogach mieliście środowy, wyczerpujący ligowy bój z THW Kiel.

- Nie wyolbrzymiałbym akurat tego specjalnie. Z Kiel zagraliśmy raczej tak na chodzonego ( śmiech ). Bez większych szaleństw. W Kielcach było już maksimum.

Awans do najlepszej szesnastki Champions League to pewnie absolutne minimum, jakie postawiliście sobie przed sezonem?

- Po trudnym początku jest coraz lepiej. A myślę, że nasza forma cały czas będzie rosła. Przed rokiem byliśmy w półfinale, powtórzyć ten wynik byłoby super. Ale spokojnie. Na razie cieszymy się, że wygraliśmy w Kielcach. Proszę mi wierzyć, naprawdę obawialiśmy się tej wyprawy do Hali Legionów. Ta publiczność jest niesamowita!

Nie żal trochę, że tak krótko mógł się Pan przed nią zaprezentować?

- To nie był mój dzień. Wszedł do bramki Henning Fritz i zagrał kapitalne zawody. Bronił jak natchniony. Słowa uznania. W kilku sytuacjach, gdy kielczanie, wydawało się, mieli już czystą pozycję, zachował się fantastycznie. Ta wygrana to w dużej mierze jego dzieło.

Z ławki mógł Pan za to przynajmniej trochę poobserwować kieleckich kibiców.

- ( śmiech ). Są chyba z innej planety! Dawno czegoś takiego nie przeżyłem. Był taki tumult, ryk, śpiew, że nie było słychać, co mówi kolega stojący metr obok. Dla Vive to chyba nawet nie ósmy zawodnik, ale dziewiąty czy dziesiąty!

Może od przyszłego sezonu częściej będzie miał Pan okazję ich podziwiać.

- A coś Pan może wie ( śmiech )? Życie pisze różne scenariusze...

Vive do tablicy czyli oceny za Lwy

Marcus Cleverly: Można na niego liczyć. Udany występ, oby podobny z Gorenje. Ocena: 4+.

Kazimierz Kotliński: Ze zmiany nie pomógł i szybko wrócił na ławkę. Ocena: 2.

Witalij Nat: Zawiódł. Nie wniósł nic. Same nieudane akcje. Ocena: 2.

Mateusz Jachlewski: Zmarnował ważne akcje w drugiej połowie. Brakuje mu zimnej krwi i odwagi. Ocena: 2.

Patryk Kuchczyński: Słabiutki występ. Jeden przechwyt to za mało jak na reprezentanta Polski. Ocena: 2.

Dragan Tubić: Ma prawo czuć się rozczarowany. Wszedł, zdobył bramkę i wrócił na ławkę. Upominał się o niego u Wenty Stojković. Bezskutecznie. Ocena: 3.

Paweł Podsiadło: Podejmował odważne decyzje, czasem nawet za odważne. Ocena: 4.

Tomasz Rosiński: Też odważny, ale nie tak skuteczny jak zwykle. Na minus też szkolna strata w ataku. Ocena: 3.

Henrik Knudsen: Pokazał to, co umie najlepiej - rzut z drugiej linii. By być klasowym playmakerem, musi jednak poprawić podejmowanie decyzji. Ocena: 4+.

Mariusz Jurasik: Widać, że mu zależało - bardzo dobry mecz "Józka". W pierwszej połowie nie do zatrzymania dla Niemców. Po przerwie - przymuszony przez Niemców - nieco zgasł. Ocena: 5.

Daniel Żółtak: Nie najlepszy występ - za często rywale zdobywali bramki, szczególnie z koła. Sam też dwa razy fatalnie przestrzelił. Ocena: 3.

Piotr Grabarczyk: Ostro walczył z Andriejem Klimovetsem, kilka razy jednak spóźniony w obronie. Ocena: 3.

Rastko Stojković: Zrobił swoje, ale też pewnie jeszcze nigdy tak mu się nie oberwało od Wenty za zbyt długie świętowanie po bramce. Ocena: 4.

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.