MŚ piłkarzy ręcznych 2017. Sławomir Szmal: nikomu nie chcę blokować rozwoju

- Rozegrałem w kadrze mnóstwo meczów, a stres na wielkich imprezach czułem zawsze - mówi Sławomir Szmal. Były kapitan reprezentacji Polski piłkarzy ręcznych opowiada, jak trudne dla nowej kadry są mistrzostwa świata we Francji. W sobotę, w drugiej kolejce grupy A, podopieczni Tałanta Dujszebajewa zmierzą się z Brazylią. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 14.45

Obserwuj @LukaszJachimiak

W czwartek, w pierwszej kolejce MŚ 2017 we Francji, polscy piłkarze ręczni przegrali z Norwegią 20:22. Grali bardzo dobrze do 50. minuty. W ostatnich 10 minutach nie potrafili rzucić bramki, przegrali, bo zabrakło im doświadczenia. Trudno o takie, skoro ponad połowę kadry prowadzonej przez Tałanta Dujszebajewa stanowią zawodnicy, dla których to pierwsza wielka impreza w karierze. W sobotę nowa Polska zmierzy się z Brazylią. Ten mecz trzeba wygrać, by liczyć się w walce o awans do 1/8 finału. Z sześciozespołowej grupy wyjdą cztery najlepsze zespoły. Po Brazylii zagramy jeszcze z Rosją, Japonią i Francją.

Łukasz Jachimiak: Damian Wleklak stwierdził w rozmowie ze Sport.pl, że debiutanta trema spala w jednym meczu, może dwóch, a później przychodzi spokój. Potwierdzasz?

Sławomir Szmal: Niestety, nie ma takiej reguły. Każdy z nas ma inne podejście. Damian to facet, który zawsze absolutnie wszystko oddawał reprezentacji. Pamiętam, jak przed którymś meczem miał strasznie opuchniętą kostkę. Skręconą, z pozrywanymi więzadłami, wyglądało to koszmarnie. Ale uparł się, że zagra, więc lekarze ściągnęli mu płyn, dali zastrzyk przeciwbólowy, obwiązali to i Damian rzeczywiście grał. Teraz chyba coś takiego już byłoby nie do zrobienia. W każdym razie Wleklak miał niesamowity charakter, pewnie dlatego nie dawał się nerwom. A ja? Rozegrałem w kadrze mnóstwo meczów, moim zdaniem nawet więcej niż 288, jak mi policzono [to i tak najlepszy wynik w historii naszej drużyny narodowej], a stres przedmeczowy na wielkich imprezach czułem zawsze. Dla mnie wydarzeniem było każde pierwsze wejście do hali meczowej i pierwszy trening w miejscu, w którym później graliśmy. Stresująca były też rozgrzewka, a najbardziej pierwsze mecze. Zawsze przeżywałem przed nimi olbrzymie emocje.

Z Norwegią graliśmy mecz otwarcia, ale prawdziwie stresujące dla naszej nowej, młodej kadry będą pewnie spotkania z Brazylią i Japonią, bo o nich myślimy "trzeba wygrać", a nie "można sprawić niespodziankę".

- To prawda, ale w każdym meczu trzeba walczyć tak samo. Nie można próbować oszczędzać sił na później i na pewno nie będziemy tego robić. Jak dobrze będziemy wchodzić w spotkania, jak obrona będzie funkcjonować, bramkarz odbije parę piłek, to chłopaki poczują, że jest formacja, która trzyma wynik i wtedy z przodu zawsze trochę taktyki trenera zrealizują. A przy takim rozwoju sytuacji możemy powalczyć z każdym.

Odeszli zasłużeni jak Ty, kontuzje wykluczyły prawie wszystkich doświadczonych, którzy postanowili jeszcze w kadrze zostać - czego oczekujesz po Polsce będącej w tak trudnej sytuacji kadrowej?

- Największa szkoda, że trzech zawodników odpadło w ostatnim etapie przygotowań do mistrzostw. To Kamil Syprzak, Piotrek Wyszomirski i Mariusz Jurkiewicz, który doznał kontuzji w ostatniej minucie ostatniego meczu przed mistrzostwami. Jego strata jest dla reprezentacji szczególnie bolesna. Bo to lider, zwłaszcza pod nieobecność Michała Jureckiego, o którym już kilka tygodni temu było wiadomo, że we Francji nie zagra.

Porządkujesz sytuację, bo trudno Ci ocenić, na ile stać nową Polskę?

- Nie jest łatwo wróżyć, ile chłopaki ugrają. Na pewno nie szedłbym w stronę szukania podobieństw tej drużyny do niemieckiej, która mimo wielu osłabień rok temu wygrała u nas mistrzostwa Europy. Wystarczy chwilę się zastanowić, jak mocna jest Bundesliga i jak wypada przy niej nasza Superliga. Ci wszyscy młodzi Niemcy grają w najlepszej lidze świata, czyli na co dzień rywalizują ze świetnymi przeciwnikami, są po prostu ograni na najwyższym poziomie. My w tym momencie nie mamy w kadrze ani jednego zawodnika z Bundesligi. Jedynym naszym zagranicznym graczem występującym na MŚ 2017 jest Łukasz Gierak z drugiej Bundesligi. On się tam spisuje bardzo dobrze i z tego się trzeba cieszyć. Ale to ważne, żeby z czasem mieć więcej zawodników z najmocniejszych lig. Na teraz mamy nieobecnych we Francji Piotrka Wyszomirskiego w Lemgo oraz Kamila Syprzaka w Barcelonie. I chyba tyle. Trzeba też liczyć na tych zawodników, którzy grają w Lidze Mistrzów. Tam pokazują się bracia Gębalowie z Wisły Płock. Obaj nie grają zbyt wiele, ale trochę doświadczenia zdobywają. No i jest Michał Daszek. A z mojego klubu [Vive Kielce] są Piotrek Chrapkowski, Mateusz Jachlewski, Patryk Walczak, który grał bardzo mało z racji kontuzji i Paweł Paczkowski, który przed mistrzostwami nie rozegrał żadnego meczu treningowego, cały czas leczył kontuzję. W porównaniu z Niemcami naprawdę nie wypadamy dobrze.

Wyjście z grupy będzie sukcesem?

- Powiem jak zawodnik, a nie jak kibic. Dla nas zawsze najważniejsze było, żeby w każdym meczu zostawić na parkiecie zdrowie, żeby po meczu nie myśleć "cholera, mógłbym już w tej chwili zagrać to jeszcze raz od początku do końca". Boli, kiedy wiesz, że coś się nie zgadza, że nie zostawiłeś wszystkiego, co miałeś. Oczekujmy od chłopaków, że oni będą czuli, że dali z siebie maksa. Oczywiście awans do 1/8 finału byłby bardzo ważny dla rozwoju tej drużyny. I, co najważniejsze, w każdym meczu trzeba szukać czegoś pozytywnego.

Grzegorz Tkaczyk i Artur Siódmiak martwiąc się kadrowymi kłopotami Polski mówili mi, że duże nadzieje pokładają w trenerze, że Tałant Dujszebajew na pewno coś wymyśli Pracowałeś z zespołem na zgrupowaniu w Kielcach, więc powiedz jaki jest pomysł trenera na tę drużynę.

- Trener ma dużo różnych rozwiązań taktycznych, ale bardzo mało czasu, żeby to wpoić zespołowi. Zawodnicy muszą się starać wykonać wyznaczone zadania, ale te zadania nie są bardzo wygórowane, bo na tym etapie pracy nie mogą być. Taktykę, którą robimy w Vive, pojęliśmy w pełni dopiero po 3/4 sezonu. Naprawdę tyle czasu minęło, zanim zaczęliśmy poprawnie funkcjonować. Wałkowaliśmy to dzień w dzień. Na reprezentacji nie ma tyle czasu. A dodatkowym, dużym, utrudnieniem jest pech, jaki spotkał Mariusza Jurkiewicza. To najbardziej doświadczony zawodnik, który był w tej kadrze. Mariusz jest człowiekiem, który najlepiej zna trenera, pracuje z nim najdłużej, najlepiej go rozumie. Jest motorem zespołu, kimś, kto potrafi kontrolować tempo, czasami przyspieszyć, czasami zwolnić. Teraz mamy samych młodych zawodników, dla nich podejmowanie takich decyzji jest trudne. Ale fajnie, że mocno walczą. Podobali mi się już na turnieju w Irun. Cieszyło mnie, że z Hiszpanią, faworytem, choć mecz przegrali wysoko [20:30], to pierwszą połowę grali jak równy z równym [było 11:11]. Oni na pewno się nie boją, nie przegrywają w szatni.

Kiedy się okazało, że Wyszomirski we Francji nie zagra, to nie kusiło Cię, żeby jeszcze raz pomóc reprezentacji? Ostatnio często mówisz, że ostatecznie z kadry nie zrezygnowałeś, a nawet, że to reprezentacja może zrezygnować z zawodnika, a nie zawodnik z reprezentacji.

- Trzeba być realistą, ja nim jestem. Moja osoba w tym momencie by kadrze nie pomogła. Mamy w bramce trzech fajnych chłopaków, którzy ciężko pracowali, są w formie i będą przyszłością polskiej bramki razem z Piotrkiem Wyszomirskim, który po powrocie do zdrowia do nich dołączy. Oni wszyscy potrzebują ogrania. Wydaje mi się, że z każdą imprezą, którą rozegrają, będą coraz bardziej stanowili o mocy naszej bramki. Gdybym ja pojawił się we Francji, to co bym dał? Najważniejsze, żeby ta drużyna za trzy i pół roku zagrała na igrzyskach olimpijskich w Tokio. Ja nikomu nie chcę blokować rozwoju. Pomogę tylko w naprawdę trudnej, wymagającej tego sytuacji.

Igrzyska w Rio w Tobie ciągle siedzą? Rozmawiacie czasem z Karolem Bieleckim czy Krzyśkiem Lijewskim o przegranym półfinale z Danią?

- Było, minęło. Oczywiście czasem się te przykre chwile wspomina i jeszcze długo po karierze będzie się wspominało, jak blisko byliśmy medalu. Ale czasu nie cofniemy, trzeba to zostawić za sobą, żeby podjąć kolejne wyzwania.

Ostatni rok gry w reprezentacji dla was, odchodzących mistrzów, był pechowy - w Krakowie klęska z Chorwacją w meczu, w którym wystarczyło potwierdzić wejście do strefy medalowej mistrzostw Europy, w Rio wielka szansa na olimpijskie podium stracona po dramatycznej dogrywce półfinału z Danią. Mistrzom horrorów zabrakło szczęścia?

- Nie chcę mówić, że to był zły rok.

Nie mówię "zły", mówię, że był pechowy, pozostawiający ogromny niedosyt.

- W takim razie zgoda. Kto przed igrzyskami powiedziałby, że drużyna, która tak wysoko przegrała u siebie na mistrzostwach Europy z Chorwatami na igrzyskach tych Chorwatów pokona i będzie miała szansę na medal? My pokazaliśmy charakter. Nowa drużyna też ma potencjał. Wrócą Jurecki, Jurkiewicz, będzie w tej ekipie więcej doświadczenia, będzie walka.

Bardzo się denerwujesz rolą eksperta w studiu TVP?

- Nie występuję tam w roli eksperta, nie jestem po to, by chłopaków oceniać, tylko po to, żeby ich wspierać. Stres mam tylko dlatego, że chcę, żeby naszej drużynie jak najlepiej poszło.

Zobacz wideo

Dujszebajew wybrał skład zamykając oczy. Bohater Malcher [MEMY]

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.