ME piłkarek ręcznych 2016. Kuchta: nasze dziewczyny mogą sprawiać niespodzianki

- Trener rozmawiał z zawodniczkami indywidualnie. Wierzymy, że dziewczyny zagrają bardziej dynamicznie niż z Francuzkami, twardo, na kontakcie - mówi Zygfryd Kuchta, wiceprezes Związku Piłki Ręcznej w Polsce, przed drugim meczem Polek na ME piłkarek ręcznych w Szwecji. We wtorek podopieczne Leszka Krowickiego zagrają z wicemistrzyniami świata, Holenderkami. Relacja na żywo w Sport.pl o godz. 18.30

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: po porażce 22:31 z Francuzkami chyba trudno uwierzyć w dobry wynik z Holenderkami, zwłaszcza że przed rokiem one dwa razy łatwo pokonały nasz zespół podczas mistrzostw świata?

Zygfryd Kuchta: Oczywiście jeżeli byśmy brali za punkt odniesienia grę z meczu z Francuzkami, to nasze szanse byłyby bardzo małe. Ale trener rozmawiał z zawodniczkami indywidualnie, we wtorek przed południem mieliśmy trening z zaznaczeniem wszystkich elementów, na których Holenderki bazują i w ataku, i w obronie, i jesteśmy gotowi. Znakiem zapytania jest tylko jakość wykonania. Jeżeli będzie taka jak z Francją, to szans nie będzie. Ale wierzymy, że dziewczyny zagrają zdecydowanie lepiej, bardziej dynamicznie, twardo i na kontakcie w obronie.

Dlaczego tak nie zagrały z Francją?

- Chyba przede wszystkim dlatego, że w zespole jest bardzo dużo nowicjuszek na dużej imprezie i pierwszy mecz je przytłoczył. Ale te dziewczyny mogą sprawiać niespodzianki. Do meczu z Holenderkami przystąpimy z nadziejami na to, że przedstawimy im trudne warunki. Dla nich to spotkanie jest kluczowe. Gdyby z nami przegrały, to prawdopodobnie straciłyby już szanse awansu do drugiej fazy. Natomiast my mielibyśmy jeszcze jakąś małą szansę, gdyby Niemki przegrały z Francuzkami w meczu, który zacznie się zaraz po naszym.

Mówi pan o słabej grze w obronie, trener Leszek Krowicki też zwraca na to uwagę, ale przeciw Holandii nasz zespół bronić nie umiał nawet kiedy był w formie. Na ubiegłorocznych MŚ Polki zupełnie nie radziły sobie z szybkimi rywalkami i przegrały najpierw w grupie 20:31, a później w półfinale 25:30.

- To prawda, Holenderki grają bardzo szybko. Ale nie szybciej niż w niedzielę grały Francuzki. W obronie musimy walczyć, musimy grać kontaktowo. Dzisiejsza piłka ręczna wymaga tego w każdej akcji. Nie istnieje już bezkontaktowa piłka ręczna. Ale też dziewczyny muszą pamiętać, by w ataku grać zdecydowanie. U nas jest bardzo widoczne, kiedy nie mamy zamiaru zaatakować bramki, kiedy brakuje nam pomysłu, bo wtedy pasywnie podajemy, gramy wolno. Trzeba cały czas atakować i dostrzegać sytuację, która się wytworzy. Trzeba przestać grać według schematu przygotowanie i potem dla wszystkich widoczna faza końcowa przed oddaniem rzutu.

Nie ma pan wrażenia, że naszym zawodniczkom bardzo szybko zabrakło wiary, że podłamały się już wtedy, gdy prowadząc 5:4 nie potrafiły zdobyć bramki przez siedem minut i Francuzki uciekły na 5:8?

- To prawda, zabrakło nam tego, co pokazały Niemki w meczu z Holenderkami. One też przegrywały wyraźnie, na początku drugiej połowy czterema bramkami, a potrafiły wyjść z tej sytuacji i wygrać [30:27]. Decydowało doświadczenie zawodniczek. Poza tym my nie umieliśmy wykorzystać przewag liczebnych. Dwie przegraliśmy po 0:2, a żadnej nie wygraliśmy. Tak się nie może dziać, to przecież sytuacja upraszczająca atak pozycyjny.

Niezdecydowany atak, który gubił się nawet grając w przewadze, brak wiary we własne możliwości, słaba obrona, do tego dołóżmy jeszcze postawę bramkarek i wychodzi na to, że przeciw Francji nic u nas nie działało.

- Zgadza się, bramkarki nie miały wsparcia obrony, dlatego miały bardzo słabą skuteczność. W dużej części rzuty rywalek były oddawane z linii sześciu metrów.

Weronika Gawlik trzy obrony na 27 rzutów, Adrianna Płaczek 1/8 - myśli pan, że tak źle już nie będzie?

- Statystyki bardzo słabe, ale wierzę, że do zapomnienia. Bramkarki i zawodniczki z pola to jedność w obronie. Jedne drugim muszą pomagać. Wierzę, że dziewczyny będą o tym pamiętać.

Jeśli nie będą i w kiepskim stylu przegrają również z Holandią i Niemcami, to trener i tak będzie miał wsparcie federacji, bo celem jest Tokio 2020, a nie Szwecja 2016?

- Oczywiście. Jest tu bodajże osiem zawodniczek, które nigdy wcześniej nie grały w wielkiej imprezie. To jest połowa zespołu, a zespół się buduje latami. Do tych mistrzostw podchodzimy z pewną rezerwą. Chcielibyśmy zakwalifikować się do dalszej fazy, to jasne. Ale wiemy, że trzeba czasu, żeby drużyna się zbudowała. Dla nas w tym momencie najważniejsze jest podniesienie jakości gry. Wierzymy, że poziom, który zespół pokazał w starciu z Francją, nie jest dla niego normalny. Chcemy lepszej gry, wyniki są mniej ważne.

Najlepsze sportowe momenty roku wg fotoreporterów AP

Więcej o:
Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.