Piłka ręczna. Dujszebajew: mam walczaków na złoto

- Sytuacja była dużo gorsza niż wszyscy myślą. Po Rio zawodnicy mówili, że już nie chcą grać. Prosiłem, żeby zostali - mówi Tałant Dujszebajew. Po czwartym miejscu na igrzyskch olimpijskich reprezentacja Polski piłkarzy ręcznych pod jego wodzą rozpoczyna eliminacje ME 2018. W pierwszym meczu w Gdańsku biało-czerwoni polegli 32:37

Obserwuj @LukaszJachimiak

Łukasz Jachimiak: baliśmy się, że po igrzyskach w Rio z kadrą pożegnają się prawie wszyscy dotychczasowi liderzy i że z tego powodu zmiana pokoleniowa będzie bolesna. Wiem, że nie lubi pan namawiać zawodników do gry, ale czy tym razem pan tego nie zrobił?

Tałant Dujszebajew: - sytuacja była naprawdę dużo gorsza niż wszyscy myślą. Wielu chłopaków zaraz po Rio rezygnowało, przychodzili i mówili, że już nie chcą grać. Prosiłem, żeby zostali. Tłumaczyłem że nie mamy czasu, namawiałem żeby zagrali chociaż te dwa pierwsze mecze eliminacji ME 2018 - z Serbią i Rumunią. Na szczęście zawodnicy rozumieją, jak ważny jest dla przyszłości reprezentacji awans do mistrzostw w Chorwacji. Wiedzą że my musimy być na każdej wielkiej imprezie, żeby nie wypaść z czołówki i żeby odmładzać zespół, ucząc młodych od razu gry na najwyższym poziomie. Rozmawiałem z każdym, nawet Bartka Jureckiego i Adama Wiśniewskiego prosiłem, żeby nie mówili, że rezygnują, tylko żeby byli gotowi, jeżeli kiedyś będą nam potrzebni nawet na jakiś jeden mecz, na jeden turniej. Zgodzili się wszyscy. Ale oczywiście to nie znaczy, że chcę się trzymać tego co przemija. Mamy nową drogę, są na liście zawodnicy, którzy mają tworzyć przyszłość i być większością drużyny w 2020 roku.

Czy to znaczy, że Sławomir Szmal czy Karol Bielecki są w kadrze jeszcze tylko na chwilę, na dwa najbliższe mecze?

- Nie, nikt mi nie powiedział, że pomoże tylko teraz i odejdzie. Będziemy spokojnie robić każdy kolejny krok, patrzeć, jak ci starsi zawodnicy się czują, co się może z nimi dziać do 2020 roku, czyli do igrzysk w Tokio. Na pewno nie wszyscy wytrzymają obciążenia, ale może któryś z tych już bardzo zasłużonych dotrwa i będzie mógł nam pomóc? Nie będziemy robić zmian szybko. Młodzi zawsze potrzebują pomocy graczy, którzy byli już na wielu imprezach i wiele wygrali.

Któryś z doświadczonych liderów powiedział panu, że marzą mu się jeszcze jedne igrzyska?

- Może nikt tego nie mówi, ale skoro zaczyna się nowy cykl olimpijski z reprezentacją, to taka myśl musi się pojawić. Przed nami długa droga, sporo trudnego grania. Musimy zrobić wszystko, żeby znaleźć się w Tokio. Nie mówię, że myślimy teraz o olimpijskim medalu, na to przyjdzie czas, jak już będzie wywalczona kwalifikacja i odpowiednio przebudowana drużyna.

Podobno stworzył pan 40-osobową listę zawodników, których bierze pan pod uwagę w kontekście występu na igrzyskach?

- Tak, jest na niej dużo młodych graczy, dlatego jest taka długa.

Najstarszego w tym momencie w reprezentacji, 38-letniego, Szmala też pan wpisał?

- Oczywiście, że wpisałem. Teraz "Kasa" ma miejsce, które daje mu prawo walczyć. Jeśli wytrwa, być może do Tokio pojedzie. Ale zostawmy już igrzyska. W tej chwili najważniejsze są dla nas mistrzostwa Europy w 2018 roku. Musimy do nich awansować. Jak wygramy z Serbią i Rumunią, to z dobrą pozycją w walce o awans skupimy się na mistrzostwach świata i będziemy planować, jak dalej ma wyglądać nasza kadra.

Krzysztofa Łyżwa, Marek Daćko czy Adriana Nogowski to tacy zawodnicy, którzy już teraz poradziliby sobie z grą w wyjściowym składzie, gdyby musieli?

- Na pewno nie da się wprowadzić zawodników, żeby dali taki poziom, jakiego chcemy, kiedy oni mają tylko trzy treningi z całą drużyną. To są gracze, którzy mają naprawdę duże możliwości, będą dobrze walczyć dla kadry, ale za jakiś czas, nie od razu.

Jeszcze przed igrzyskami w Rio powiedział mi pan, że mamy więcej zdolnej młodzieży niż Węgrzy, gdzie bez sukcesu próbował pan odmłodzić reprezentację. Rozumiem, że pan to podtrzymuje?

- Oczywiście, a nauczony doświadczeniem wiem, że zmianę pokoleniową zrobić trzeba, ale trzeba ją przeprowadzić spokojnie. Nie powiem, że mamy przed sobą świetną przyszłość, ale na pewno możemy tak wszystko poprowadzić, że część nowych chłopaków może zagrać już na mistrzostwach świata w 2017 roku, następna część na mistrzostwach Europy w 2018 roku i wtedy będziemy mieć zespół, który w 2019 roku na pewno będzie mocno walczył o igrzyska w Tokio. Nie będzie tak, że na każdej imprezie będziemy walczyć o medal, ale mam taki cel, żeby nigdzie nie wypadać z najlepszej "ósemki".

Jak to się stało, że w Rio doszliście do strefy medalowej, mimo że pracę z reprezentacją zaczął pan dopiero cztery miesiące przed igrzyskami?

- Zrobiliśmy to bardzo ciężką pracą i ogromną wolą walki. Wspominanie półfinału z Danią [28:29 po dogrywce] bardzo boli, ale też z czasem wszyscy coraz lepiej rozumiemy, że w turnieju uzyskaliśmy świetny wynik. Kiedy przegraliśmy ten półfinał, to było masakra, rozbici byliśmy wszyscy. Ale że my w ogóle tak wysoko graliśmy, że doszliśmy tam po mistrzostwach Europy, które Polska zakończyła tak źle, to jest duże osiągnięcie. Myślę, że gdyby po styczniowym meczu z Chorwacją [23:37 w Krakowie, w spotkaniu decydującym o awansie do półfinału ME] ktoś powiedział polskim kibicom, że ta drużyna zagra w Rio o medal, to sto procent Polaków by się zdziwiło i 100 procent by się zgodziło, że nawet brak medalu, ale piękna walka o niego to wielka rzecz.

Udało się panu podnieść mentalnie zawodników po Rio? Wiem, że są twardzi, ale też ciągle pamiętam, jak bardzo płakał chyba największy z tych gladiatorów, Karol Bielecki.

- Też to pamiętam, ale za każdego z chłopaków chciało mi się płakać, bo każdy przelał tyle potu i krwi, że wy nawet sobie tego nie wyobrażacie. Karol dał wielki przykład wszystkim sportowcom, był znakomitym chorążym olimpijskiej reprezentacji. Michał Jurecki przez pół turnieju nie grał, ale żył meczami tak mocno, że pomagał grającym. Ogromnie wszystkich wspierał "Kasa", siebie przechodzili Bartek Jurecki, Mateusz Kus, Mateusz Jachlewski. Albo weźmy Krzyśka Lijewskiego - on od pierwszego dnia igrzysk miał kontuzję, a grał do końca. W jednym meczu zagrał lepiej, w innym gorzej, ale nigdy nie uciekł od odpowiedzialności, dawał z siebie wszystko. Dla mnie jako trenera takich chłopaków to bajka, że z nimi pracuję. Medalu nie było, ale przekonałem się, że mam walczaków na złoto. I utwierdziłem się, że chcę dalej ich prowadzić.

Co pan im mówił po meczach z Danią i Niemcami?

- Nic, musiałem być silny, wytrzymać ich emocje. Jak już wyszliśmy z szatni po Danii, to ustawiałem ich głowy na walkę z Niemcami. Wiedzieliśmy, że będzie bardzo trudno, że oni swój półfinał grali pięć godzin wcześniej i bez dogrywki, że są bardzo silni, młodzi, że nie grali w trzynastu, jak my przez kontuzję Michała Jureckiego. Ale byliśmy gotowi, chcieliśmy wygrać. Walczyliśmy przez 15 minut, a później nam zabrakło świeżości. Głowa chciała, reszta ciała nie.

Bielecki był wśród tych, którzy po Rio chcieli odejść?

- Tak. Ale kiedyś opowiem więcej o wszystkim, co się wtedy działo. Na razie powtórzę tylko, że zrezygnować chciało wielu chłopaków, ale porozmawialiśmy i uzgodniliśmy, że będą pomagać, dopóki dadzą radę. To są bohaterowie. Mówię poważnie. Z takich ludzi cała Polska musi być dumna.

Wracaliście jeszcze do igrzysk na zgrupowaniu w Gdańsku?

- Nie, to już historia. Teraz patrzymy w przyszłość. Będzie tym trudniejsza, im gorzej zaczniemy. Dlatego uznajemy, że wszystko zależy od nas i zamierzamy za chwilę zrobić dwa kroki do przodu.

W Gdańsku debiutował pan jako trener Polski, teraz w tym samym miejscu przed panem drugi początek. Będzie zwycięski?

- Wtedy czasu nie było na nic, ale wynik był dobry, wygraliśmy wszystkie trzy mecze i awansowaliśmy na igrzyska. Teraz też nie jest łatwo, ciągle nie mam do dyspozycji kontuzjowanego Michała Jureckiego, zagrać nie może też Piotrek Chrapkowski, ale znów musimy wygrać.

Bardziej obawia się pan czwartkowego meczu z Serbią, czy niedzielnego, wyjazdowego z Rumunią?

- Ważniejszy jest pierwszy, bardzo potrzebujemy zwycięstwa, żeby się wzmocnić psychicznie przed wyjazdem do Rumunii. Ona się podnosi, chce za jakiś czas nawiązać do sukcesów sprzed lat i ma coraz większe możliwości. Natomiast jak się patrzy na szeroki skład Serbii, to on robi wrażenie. Jest nowy trener, Jovica Cvetković, wraca część zawodników, których ostatnio nie było, to nam utrudnia zadanie. Nie wiem, co oni zagrają, jak będą bronić - czy wysoko, czy płasko, czy 6-0, czy 5-1, czy 3-2-1. Przygotowałem sobie wszystko, bazując na tym, jak Serbowie grali ostatnio. Przeanalizowałem mecz Polska - Serbia z mistrzostw Europy i dwa czerwcowe mecze Serbów z Węgrami w kwalifikacjach mistrzostw świata. Ale wtedy prowadził ich Dejan Perić. Trudno mi z tym, że nie wiem, co oni zaprezentują. Na pewno nie zrobię rewolucji w składzie, i z Serbią, i z Rumunią zagrają zawodnicy, którzy już mają doświadczenie z reprezentacji.

Zachwycająca Hiszpanka chce jeździć w F1! Piękna kobieta w męskim świecie

Copyright © Gazeta.pl sp. z o.o.