- Oczywiście, że Polska wygra. Świadomość, że jest się tak blisko półfinału mistrzostw Europy da dodatkową moc naszym zawodnikom. Nie po to tyle tygodni trenowali i się przygotowywali, by teraz zaprzepaścić tak wielką szansę. Myślę, że poniesie ich również wspaniała atmosfera, jaka panuje na trybunach. Może również podciąć skrzydeł rywalom, bo gra tam sporo młodych zawodników - prognozował przed meczem Marcin Lijewski, były znakomity reprezentant Polski.
Biało-czerwoni tuż przed meczem otrzymali świetną wiadomość, że Norwegia sensacyjnie pokonała mistrzów świata Francuzów 29:24. W efekcie drużyna Michaela Bieglera mogła sobie nawet pozwolić na porażkę z Chorwacją trzema bramkami, lub nawet czterema, ale pod warunkiem, że zdobędzie przynajmniej 27 bramek. Już po zaledwie kwadransie wiadomo było, że Polacy tylu goli nie zdobędą. Fatalnie bowiem zaczęli pojedynek, wyglądali na całkowicie sparaliżowanych. Pierwszą bramkę zdobyli dopiero w dziewiątej minucie (Michał Szyba), a drugą po... kwadransie (Karol Bielecki). Gospodarze byli bardzo nieskuteczni i popełniali sporo błędów w ataku. Beznadziejnie zaczął lider drużyny Michał Jurecki, który usiadł na ławce po zaledwie trzynastu minutach z aż trzema stratami i spudłowanym karnym.
Nie najlepiej spisywała się również obrona, która miała problemy z zatrzymaniem grających do pewnej pozycji Chorwatów. W efekcie w 23. minucie po trafieniu z kontry Manuela Strleka przegrywaliśmy 6:11, a trener Biegler za chwilę wykorzystał drugą przerwę. Ale ofensywa wciąż nie funkcjonowała i Polacy mieli sporo szczęścia, że dobrze dysponowany w rzutach z drugiej linii był Bielecki, który kilka razy ratował zespół w momentach, kiedy sędziowie sygnalizowali już grę pasywną. To jednak popularny "Kola" w końcówce doprowadził swoimi dwoma błędami do tego, że po dwóch trafieniach z kontry Manuela Strleka Chorwaci prowadzili aż 15:9.
Jeszcze większe załamanie na trybunach było jednak po pięciu minutach drugiej połowy. Bo Polacy fatalnie zaczęli tą część. Znów zupełnie nie mogli wstrzelić się w bramkę, mieli olbrzymie ze skutecznością, a na ich męczarnie w ataku ciężko było patrzeć. Pierwsze dziesięć minut przegrali 0:8! i na tablicy zrobiło się aż 10:22. Gospodarze Euro w tym momencie znaleźli się w niemal beznadziejnej sytuacji, bo rywale fenomenalnie bronili i wyprowadzali znakomite kontrataki. Próbowali ją ratować kibice, którzy głośno zaśpiewali Polska, biało-czerwoni. Odśpiewali głośno hymn narodowy i Michał Daszek wreszcie przełamał niemoc i zdobył gola. Pojawiła się nadzieja, że może wreszcie coś się odblokuje. Nic bardziej mylnego i za chwilę po dwóch trafieniach z rzędu znakomitego Strleka (aż 11 bramek w meczu) było aż 13:30 i stało się już jasne, że nie awansujemy do strefy medalowej.
W półfinale Hiszpania zmierzy się z Chorwacją, a Niemcy z Norwegią. Polska walczyć będzie już w hali we Wrocławiu o siódme miejsce z Rosją.
Kamil Syprzak relacjonuje mistrzostwa Europy na Snapchacie Sport.pl!